Obrona Rady Etyki Mediów

Wystąpienie Bochwic i Bieszczada z Rady Etyki Mediów nie jest żadnym protestem, tylko przejawem nielojalności i tchórzostwa - pisze wiceprzewodniczący REM

Aktualizacja: 28.10.2010 02:13 Publikacja: 27.10.2010 20:22

Maciej Iłowiecki

Maciej Iłowiecki

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Red

Nikt nie lubi instytucji, która określa i potępia wszelkie odstępstwa od powszechnie przyjętych reguł i wskazuje gdzie i dlaczego pojawiło się zło w społeczeństwie. Taką instytucją wobec mediów i dziennikarzy jest działająca od 14 lat Rada Etyki Mediów wybierana na dwuletnie kadencje przez tzw. Konferencję Mediów Polskich – dobrowolną, nieformalną organizację zrzeszająca wszystkich, mających coś wspólnego z mediami (udziału w konferencji odmówił tylko koncern „Agora” i związane z nim redakcje, a także Izba Wydawców Polskich). REM opiera swe oceny na również przyjętej powszechnie karcie Etycznej Mediów, określającej powinności dziennikarzy i mediów. Rada działa społecznie, nie otrzymuje żadnych dotacji, nie ma uprawnień do prowadzenia śledztw i karania, ocenia wyłącznie konkretne przekazy medialne.

Rada nie wymaga, by ją lubiano, nie dziwi też jej fakt, że najostrzejszymi krytykami są ci, którym wytknięto złamanie zasad Karty Etycznej Mediów. Natomiast my, w Radzie (mam zaszczyt od dwóch kadencji być jej wiceprzewodniczącym), wolelibyśmy oczywiście, by nie posługiwano się wobec nas kłamstwami.

W ostatnim czasie kampania oszczerstw i insynuacji wyjątkowo się nasiliła, przybrawszy formę nagonki, organizowanej w stylu wręcz agenturalnym, przez osoby doświadczone w tego rodzaju działaniach.

Takie działania ze strony tych osób czy mediów, którym zdarza się podawanie nieprawdy (czyli kłamanie) nie doskwiera nam specjalnie, nawet jeśli nie zamieszczają naszych sprostowań. Zawsze wysyłamy je do PAP, a Agencja dostarcza je do wszystkich redakcji. Brak sprostowań jest ogólną chorobą naszych mediów – dla REM oznacza, ze nie istnieje ona w świadomości społecznej. Tym bardziej nie istnieje, że nie podaje się również naszych oświadczeń lub, co gorsza, podaje się je w formie niepełnej, zmienionej, a nawet sfałszowanej.

Naturalnie nie wszyscy tak postępują. Jeśli jednak spotykamy się z nieuzasadnioną agresją i insynuacjami ze strony mediów, które cenimy za ich niezależność i staranie, by unikać nieprawdy – wówczas jesteśmy przygnębieni niesprawiedliwością i jednostronnością. Taki tekst znalazł się niedawno w „Rzeczpospolitej” – artykuł red. Kamili Baranowskiej (14.10.2010 – [link=http://www.rp.pl/artykul/549085.html]„Wszystkie wpadki REM”[/link]). Red. Baranowska nie tylko tytułem sugeruje, że przedstawi wszystkie nasze wpadki, ale przytacza ostatnie tytuły portali informacyjnych.

Oto: „Kompromitacja Rady Etyki Mediów”, „Wpadka REM”, „Rada potępia, a nie sprawdza”, „Kolejny skandal z REM” – „to tylko kilka nagłówków portali (…) z ostatnich dwóch tygodni” – pisze autorka.

Rzeczywiście, straszne! Naturalnie, w ciągu 14 lat zdarzały nam się różne „wpadki”, które jednak zawsze – powtarzam – zawsze prostowaliśmy. Jednak sensacją jest wpadka, a nie sprostowanie, a zamieszczenie sprostowania jest kwestią uczciwości danego medium. Notabene nawet prawdomównej „Rzeczpospolitej” zdarzyło się nie sprostować oczywistej nieprawdy o REM, zamieszczonej w tym piśmie.

No, ale spójrzmy na przykłady, którymi red. Baranowska wspiera swój atak. Są dwa (!). Pierwszy dotyczy oszusta, który zwrócił się ze skargą do Magdaleny Bajer, podając się za burmistrza Złocieńca, a REM zareagowała oświadczeniem, które później sprostowała i przeprosiła dziennikarza, wymienionego przez nas z nazwiska. Świadome działanie oszusta można oczywiście potraktować jako wpadkę Rady, choć dziwne, że ani red. Baranowska ani środowisko dziennikarskie nie potępiło potwierdzonych, skandalicznych zachowań niektórych dziennikarzy. Ponieważ nie wpuszczono ich do autobusu wiozącego rodziny ofiar wypadku polskiego autokaru w Niemczech, wtargnęli do szpitala, w którym leżeli poszkodowani. jeden z dziennikarzy nawet zagipsował sobie rękę, że niby sam jest ofiarą. Rzucili się do rodzin, pytając np. matkę jednej z ofiar: „jak pani rozpoznała syna, przecież był zwęglony”.

Za drugą wpadkę red. Baranowska uznała tzw. sprawę Joanny Lichockiej, którą to sprawę muszę opisać, bo znów została przekłamana. Otóż w odpowiedzi na skargę dziennikarza Piotra Rachtana, dotyczącą nieobiektywnego (zdaniem skarżącego) zachowania się redaktor Lichockiej w czasie, gdy prowadziła dyskusję przedwyborczą, REM zleciła jednemu ze swych członków, Michałowi Bogusławskiemu, znanemu specjaliście od analizy programów TV – przyjrzenie się zaskarżonemu programowi. Bogusławski dokonał obszernej, rzeczowej analizy i wykazał w sposób rzetelny, ze w tym akurat wypadku Joanna Lichocka nie wykazała obiektywizmu.

Analizę przekazał listem niepublicznym (wszystkie listy REM się z założenia niepubliczne) autorowi skargi, Rachtanowi. Oczywiście ci, którzy czują się pokrzywdzeni oceną REM, bronią się argumentem, że autor skargi miał takie, a nie inne poglądy. W takim przypadku – stwierdzam stanowczo - jest obojętne, jaką orientację polityczną ma autor skargi, bo chodzi o zasadność tej skargi, a nie o poglądy skarżącego. Nikt natomiast nie zastanawia się, dlaczego Piotr Rachtan pognał z naszym listem do PAP, i po co akurat teraz.

„Wątpliwości co do zasadności oświadczenia REM w jego sprawie ma także dziennikarz TVP Jan Pospieszalski” – pisze redaktor Baranowska. Jest regułą, że każdy dziennikarz, któremu Rada coś wytknęła, ma na ten temat wątpliwości. Redaktor Pospieszalski ma ogromne zasługi jako reporter i organizator dyskusji telewizyjnych i bardzo go cenimy. Dopuszczam myśl, że być może w tym wypadku został oceniony zbyt surowo, naszą ocenę wzmacnia jednak fakt, iż taką samą ocenę wydała Komisja Etyki TVP i wielu komentatorów (oczywiście bez porozumienia się z nami). W każdym razie zwracanie się o opinię na temat REM do osób, które REM w ich mniemaniu skrzywdziła, nie wydaje się najlepszą metodą dziennikarską.

W następnym tekście red. Baranowskiej ([link=http://www.rp.pl/artykul/551167.html]„Wpadka i rozłam REM”[/link], „Rzeczpospolita” z 19.10.2010) pojawiają się Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad, deklarując, iż wystąpili z REM, bo nie jest obiektywna. Główny przykład tej nieobiektywności to oskarżenie „Naszego Dziennika”, iż zamieścił informację, jakoby do żony jednej z ofiar katastrofy 10 kwietnia telefonował mąż, mówiąc, że leży ciężko ranny i „że dzieją się tu straszne rzeczy…". Tymczasem taką informację zamieściła „Gazeta Polska”, natomiast „Nasz Dziennik” stwierdza, że nigdy nic takiego nie opublikował. Być może, tyle, że wszystkie portale informacyjne (łącznie z portalem „Rzeczpospolitej”) ogłosiły, iż opublikował. Oczywiste, że należy to dokładnie sprawdzić, ale w takiej sytuacji powinno się zarzucić przekłamanie (omyłkę?) nie Radzie, a wszystkim portalom, a przynajmniej wstrzymać się z decyzjami do czasu wyjaśnienia tej sprawy.

Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad są katolikami i stanowią prawicowe skrzydło REM. Ja też uważam się za katolika i bliższa mi jest prawica, w tym sensie są to osoby mojej opcji. Uważam jednak, że właśnie ze względu na te opcję obowiązuje mnie jeszcze niemodne poczucie honoru, to zaś nakazuje mi pewną lojalność wobec Rady w czasie tak oczywistej nagonki na nas – przynajmniej do czasu ostatecznego wyjaśnienia spornych spraw. Teresa Bochwic jako przykład „nieobiektywizmu” REM podaje, że nie potępiliśmy TVN za informację, iż Jarosław Kaczyński mówił o „prawdziwych” Polakach. Ja sądzę (i reszta kolegów z Rady), że nie wolno potępiać, skoro za tę dezinformację sprawcy przeprosili (dwukrotnie) i szybko ją sprostowali.

Tak więc wystąpienie Bochwic i Bieszczada z REM nie jest żadnym protestem, tylko przejawem nielojalności i tchórzostwa w wyjątkowo trudnej sytuacji.

Jeszcze jedno: katoliccy dziennikarze powinni się chociaż zastanowić, dlaczego Episkopat Polski jednogłośnie wyraził Radzie Etyki Mediów uznanie i podziękowanie (co się zdarzyło po raz pierwszy). I dlaczego informacja o tym przeszła tak niepostrzeżenie, bądź nie podawano jej w ogóle.

Oświadczenia Rady z 14 lat zajmują już kilka książek i moim zdaniem stanowią nie tylko bardzo ważną i ciekawą historię polskiego dziennikarstwa, ale w ogóle część historii współczesnej Polski. Kiedyś znajdą się sprawiedliwi dziennikarze i historycy, którzy to docenią.

[i]Autor jest dziennikarzem i publicystą, w latach 1993 – 1994 był członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji [/i]

[ramka]Pisała w opiniach:

Teresa Bochwic

[link=http://www.rp.pl/artykul/552226.html]Nieetyczna rada[/link][/ramka]

Nikt nie lubi instytucji, która określa i potępia wszelkie odstępstwa od powszechnie przyjętych reguł i wskazuje gdzie i dlaczego pojawiło się zło w społeczeństwie. Taką instytucją wobec mediów i dziennikarzy jest działająca od 14 lat Rada Etyki Mediów wybierana na dwuletnie kadencje przez tzw. Konferencję Mediów Polskich – dobrowolną, nieformalną organizację zrzeszająca wszystkich, mających coś wspólnego z mediami (udziału w konferencji odmówił tylko koncern „Agora” i związane z nim redakcje, a także Izba Wydawców Polskich). REM opiera swe oceny na również przyjętej powszechnie karcie Etycznej Mediów, określającej powinności dziennikarzy i mediów. Rada działa społecznie, nie otrzymuje żadnych dotacji, nie ma uprawnień do prowadzenia śledztw i karania, ocenia wyłącznie konkretne przekazy medialne.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?