Reklama

Feusette: mali powstańcy z Hitlerjugend

Jak ktoś mógł przetłumaczyć pierwsze słowa konstytucji Stanów Zjednoczonych jako „My, naród", skoro powinno być „My, miliony jednostek i tysiące grup"? – zastanawia się felietonista „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 24.11.2010 19:20 Publikacja: 24.11.2010 19:05

Krzysztof Feusette

Krzysztof Feusette

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Już od czasów "Misia" Stanisława Barei wiemy, że jest prawda czasów i prawda ekranu. Prawda czasów, zwłaszcza w Polsce, rzecz względna, prawda? Ale prawda ekranu obroni się zawsze, niezależnie od gatunku. Ktoś, kto lubi westerny, może paradować w podkutych kowbojkach krokiem Johna Wayne'a albo z indiańską przepaską na czterech literach grzać się przy ognisku. Miłośnik kina wojennego będzie biegał po lasach z wiatrówką, amator komedii rozrzucał skórki od banana.

[srodtytul]Wojna futbolowa[/srodtytul]

A co może zrobić pasjonat science fiction? Szukać ludzi, którzy spadli z Księżyca! Proszę bardzo, piątek, 19 listopada, "Rzeczpospolita", kolumny opinii. "Więź narodowa ujawnia się najmocniej w wojnie, w zagrożeniu wojną, w przygotowaniu do napaści na innych lub surogacie wojny" – [link=http://www.rp.pl/artykul/565941.html" "target=_blank]odkrywa Waldemar Kuczyński[/link], który w kwestii "napaści na innych" pozostaje od jakiegoś czasu autorytetem. I tradycyjnie już autorytet swój rozciąga na inne sfery.

Surogatem wojny stają się zatem dla niego "międzynarodowe zawody sportowe, w których walka sportowców odbierana jest jako walka z członkami innego narodu". Wynika z tego niezbicie, że kibicując naszym – nie, "nasi" to straszne słowo, kibicując Polakom w niedawnym meczu piłkarskim, śledziliśmy ich walkę z członkami narodu Wybrzeża Kości Słoniowej. Ale wstyd.

Na szczęście Kuczyński własną myśl o istocie sportu szybko prostuje. "Naród, narodowe emocje właściwie nie są potrzebne w czasach pokoju – przekonuje. – W nich potrzebne jest społeczeństwo złożone z milionów jednostek i tysięcy grup, a nie ogromny monolit zjednoczony zagrożeniem lub agresją". I znowu światłość taka w oczy bije, że przymrużyć trzeba. Bo jak ktoś mógł przetłumaczyć pierwsze słowa Konstytucji Stanów Zjednoczonych jako "My, naród", skoro powinno być "My, miliony jednostek i tysiące grup"? Inna sprawa, że jak trzeba te jednostki jednoczyć przeciw Kaczyńskiemu, Kuczyńskiemu monolit się chyba podoba. Piszę "chyba", bo jak się zaraz państwo przekonacie, w przypadku tego autora zdarzyć się może wszystko.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Naród w hipnozie [/srodtytul]

Okazuje się, że więź narodowa w czasie pokoju prowadzić może do... nacjonalizmu i stąd lęk Kuczyńskiego przed "przebudzeniami narodu". Pewnie. Najlepiej, gdy naród pozostaje w hipnozie. "Te groźne bakcyle na początku mogą wyglądać niewinnie" – przestrzega Kuczyński. – "Nawet sympatycznie, jak ten chłopiec z Hitlerjugend śpiewający słodką piosneczkę w filmie "Kabaret", jak dzieci przebierane za powstańców czy inscenizowane bitwy, w których się zawsze wygrywa z wrogiem. A wrogiem jest sąsiad".

Chłopiec z Hitlerjugend, dziwna sprawa, wygląda sympatycznie. I przypomina polskiego harcerza w biało-czerwonej opasce powstania warszawskiego. W inscenizacjach bitew, które kiedyś wygraliśmy (ostatnio pod Grunwaldem), nie wiedzieć czemu, wciąż wygrywamy. A w przegranych przegrywamy, o co tu, do diabła, chodzi? – zdaje się pytać Kuczyński. Na dodatek podczas teatralnych scenek z II wojny zawsze lejemy się z Niemcami albo Ruskimi! Co za naród! Powiem krótko i dosadnie: do grupy z takimi jednostkami.

[srodtytul]Prosto z Księżyca [/srodtytul]

My, czytelnicy Waldemara Kuczyńskiego, nie możemy wszak zapominać, że jest prawda czasów, o których mówimy, i prawda ekranu, która mówi: "prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera".

"Zróbcie mi przebitkę zająca na gruszy" – dodawał w "Misiu" tonem nieznoszącym sprzeciwu reżyser Zagajny. – "Nie, nie! Zamieńcie go na psa! Zamieńcie go na psa. Niech on się odszczekuje swoim prześladowcom z pańskiego dworu. Niech on nie miauczy!".

Reklama
Reklama

Stanisław Bareja nie mógł wiedzieć, że niektórzy intelektualiści, ba, byli ministrowie wolnej Polski, przegonią w śmieszności jego komedie, spadając na prasłowiańską gruszę prosto z Księżyca w samym środku pięknego snu o Polsce bez narodu.

$h$>

Już od czasów "Misia" Stanisława Barei wiemy, że jest prawda czasów i prawda ekranu. Prawda czasów, zwłaszcza w Polsce, rzecz względna, prawda? Ale prawda ekranu obroni się zawsze, niezależnie od gatunku. Ktoś, kto lubi westerny, może paradować w podkutych kowbojkach krokiem Johna Wayne'a albo z indiańską przepaską na czterech literach grzać się przy ognisku. Miłośnik kina wojennego będzie biegał po lasach z wiatrówką, amator komedii rozrzucał skórki od banana.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Analiza
Jacek Nizinkiewicz: Tusk pokazuje, że KO może wygrać. Kaczyński otwiera nowy front walki i grzęźnie w sporach
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Rzeczpospolita Babska – czy tylko kobiety odpowiadają za niską dzietność?
Analiza
Andrzej Łomanowski: To był tydzień porażek Donalda Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Vít Dostál, Wojciech Konończuk: Z Warszawy do Pragi bez uprzedzeń: jak Polska i Czechy stały się wzorem sąsiedztwa
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Pięć wniosków z wykładu prof. Andrzeja Nowaka dla AfD w Berlinie
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama