O Sławomirze Sierakowskim i Krytyce Politycznej

Promowane przez „Krytykę Polityczną” lewicowe treści, marksistowska nowomowa i absolutyzacja seksualnych mniejszości tworzą wrażenie ideologicznej wyspy, pozbawionej kontaktu z rzeczywistością – pisze publicystka

Publikacja: 21.03.2011 00:34

Marzena Nykiel

Marzena Nykiel

Foto: Archiwum

Sławomir Sierakowski, naczelny „Krytyki Politycznej", nie lubi złej prasy. Kilka krytycznych artykułów, które ukazały się m.in. w tygodniku „Uważam Rze", zburzyło jego spokój. Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego, którego jest prezesem, działa przecież prężnie, a „sprowadzenie go do gastronomii" to cios zbyt zuchwały i bolesny. Na łamach „Rzeczpospolitej" postanowił więc odeprzeć zarzuty.

Twierdzi, że jego działalność wykracza daleko poza granice Nowego Wspaniałego Świata, a kwartalnik to ledwie „jedno z najmniejszych przedsięwzięć", którymi zajmuje się jego organizacja. Może więc warto się temu najmniejszemu przedsięwzięciu przyjrzeć jeszcze wnikliwiej?

Pół miliona z ministerstwa

Z pewnością zdołał je dostrzec minister Bogdan Zdrojewski, mimo że, jak twierdzi sam twórca dzieła, jest ono tylko małym fragmentem lewicowej działalności zespołu. Ministerstwo Kultury postanowiło w tym roku dofinansować wydanie czterech numerów kwartalnika kwotą 140 tys. zł. Na prawicowe pisma środków zabrakło. Podkreślaniu tego faktu naczelny „Krytyki Politycznej" zdecydowanie się sprzeciwia.

To jednak niejedyne finansowe wsparcie ministerstwa. Stowarzyszenie im. Brzozowskiego otrzymało też spore pieniądze na inne obszary działalności: wydanie czterech książek dofinansowane zostało kwotą 190 tys., a przedsięwzięcie wizualne, realizowane przez Artura Żmijewskiego, dostało ponad 50 tys. zł.

Jeśli dodać do tego pieniądze przeznaczone na promocję i publikację książki „Miłosz. Przewodnik Krytyki Politycznej" w wysokości 45 tys., powstaje niemała suma ponad 420 tys. zł. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznacza więc blisko pół miliona złotych na działalność lewicowej organizacji.

Nic dziwnego, że prezes stowarzyszenia tak nerwowo reaguje na marginalizowanie jego działalności. Społeczną przydatność podejmowanych działań trzeba przecież skrupulatnie wykazać. Stowarzyszenie „zorganizowało 1500 wydarzeń kulturalnych w kilkudziesięciu polskich miastach, wydało 33 książki, przedstawiło pięć spektakli teatralnych, 45 koncertów i pokazało 170 filmów".

W ofercie Centrum Kultury Nowy Wspaniały Świat znaleźć można np. promocję biografii Henryki Krzywonos, festiwal Równe Prawa do Miłości, organizowany przez Kampanię przeciw Homofobii, czy LGBT Film Festival, któremu „Krytyka Polityczna" patronuje.

Wąska grupa fascynatów

Podejmowane zagadnienia nie gromadzą rzesz warszawiaków. W kilku z nich uczestniczyłam, nie jest więc tak, jak twierdzi redaktor Sierakowski, że „autorka tekstu (zamieszczonego w 4. numerze „Uważam Rze") nie pofatygowała się, żeby coś zobaczyć albo z kimś porozmawiać". Profil Centrum Kultury Nowy Wspaniały Świat jest mi dostatecznie dobrze znany.

Z bólem jednak stwierdzam, że jego działalność skierowana jest do wąskiej grupy fascynatów. Lewicowe treści, marksistowska nowomowa i absolutyzacja seksualnych mniejszości tworzą wrażenie ideologicznej wyspy pozbawionej kontaktu z rzeczywistością. Cykle filmowe, dedykowane społeczności LGBT (lesbijkom, gejom, biseksualistom i transseksualistom), debaty o transseksualizmie, panele o dyskryminacji seksualnych mniejszości wydają się trzonem działalności centrum.

Lewicowe dysputy, próba zawłaszczenia solidarnościowych pojęć i wdrażanie nowej metody historycznej, oderwanej od narodowej przynależności, mogą nieco niepokoić. Nie popularnością, bo ta jest jednak dość ograniczona, ale wielością zdarzeń i ekspansją wymienionych przez prezesa Sierakowskiego działań.

„Lewicowa polityka jest próbą budowania nowego ładu, który będzie sprawiedliwszy, bardziej wolny i rozumny" – pisze w swoim programie „Krytyka Polityczna". Młodzi lewicowcy chcą się odwołać „do innych wartości niż samo trwanie narodu". Choć brzmi to raczej mirażowo, widać pewną konsekwencję. Lobbowanie na rzecz powstawania wspólnych europejskich podręczników historii czy zastępowanie jednych faktów historycznych innymi wyłania się z działalności publicystycznej „Krytyki" coraz częściej.

Niezłe zyski z baru

Te lewicowe ideały realizowane są dzięki wsparciu ze środków publicznych, ale nie tylko. Służą temu także zyski z prowadzonego przez „Krytykę Polityczną" kawiarnianego klubu. Gastronomiczny biznes powstał dzięki przychylności prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, za aprobatą której miasto wynajęło stowarzyszeniu 1300-metrowy lokal, położony w najdroższym miejscu stolicy, po cenie zdecydowanie niższej od rynkowej.

Sławomir Sierakowski formułuje wobec mnie zarzut, że operuję pojęciem „oficjalne zyski", sugerując istnienie jakichś zysków nieoficjalnych. Otóż nic podobnego w tekście nie padło. Pojawiło się natomiast zdanie, że zyski przeznaczone są „oficjalnie" na realizację programu „Krytyki Politycznej". Tu tkwi cały problem. Pod szyldem Centrum Kultury realizowany jest lewicowy program, promocja homoseksualizmu jako zjawiska rzekomo powszechnego oraz propagowanie wartości antynarodowych.

Postawa stołecznego ratusza, który nie tylko to akceptuje, ale legitymizuje biznesową działalność finansującą lewicowe cele, jest więc w tym względzie wysoce bulwersująca. Odżegnywanie się Sierakowskiego od kwestii prowadzenia knajpy przy Nowym Świecie jest zupełnie niezrozumiałe. Upiera się, że działalność gastronomiczna „została narzucona w miejskim przetargu jako warunek stworzenia centrum kultury".

Cóż za bezlitosne wymogi urzędników. Oddali za bezcen kawał kamienicy przy Trakcie Królewskim, miejsce po legendarnej kawiarni Nowy Świat, domagając się kontynuacji restauracyjnej tradycji. Mimo że przetarg nie obejmował szczegółowego zapisu karty dań, a nowi właściciele mogli się ograniczyć do serwowania kawy i lodów melba, postanowili na tym jednak świetnie zarobić. Kto zna realia Nowego Światu, wie doskonale, że krzywdy nie doznają. Sekcja barowa, ciesząca się wielkim powodzeniem, zwłaszcza w czasie nocnych zabaw, przynosić musi niezłe zyski.

Skrzywdzona lesbijka

Czym byłaby działalność „Krytyki Politycznej" bez gastronomii przy Nowym Świecie? Czy naczelny kwartalnika mógłby się bez niej poszczycić wachlarzem spotkań, debat, projekcji i festiwali? Z pewnością jest to doskonałe miejsce do serwowania intelektualnych przystawek dla mniejszościowych elit.

Propozycje wydawnicze „Krytyki Politycznej" okraszone są licznymi zagadnieniami równościowymi. Bojkotując nazwanie ich przeze mnie „ideowymi czytadłami", Sierakowski broni nieadekwatności tegoż sformułowania. Proponuje mi sięgnięcie do wydanych ostatnio dzieł, m.in. Marty Konarzewskiej i Piotra Pacewicza.

Marta Konarzewska zasłynęła rozpętaną przed rokiem aferą pt. „Jestem nauczycielką i lesbijką". Promowane przez „Gazetę Wyborczą" stanowisko Konarzewskiej podtrzymane zostało jak sztandar wolności przez „KP". Postać skrzywdzonej lesbijki obiegła media. Jej przerwana przez „nietolerancyjne środowiska" kariera nauczycielska została przywrócona przez środowisko Sierakowskiego.

Konarzewska uczy w Wielokulturowym Liceum Humanistycznym im. Jacka Kuronia w Warszawie. Stała się też ekspertką ds. krytycznej teorii seksualności. Promowaniem zagadnień gender i queer zajmuje się zarówno w szkole, jak i poza nią. Sprzeciwia się dzieleniu ludzi na homo- i heteroseksualnych, wierząc, że „jest jeszcze coś pomiędzy, coś dziwnego i wielorakiego". Realizuje się też jako wicenaczelna lesbijsko-feministycznego pisma „Furia". Wspólnie z Piotrem Pacewiczem wydała książkę „Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu".

Budowanie wrażenia, że ledwie jednoprocentowa mniejszość seksualna stanowi ogromną dyskryminowaną przez społeczeństwo grupę, stało się głównym motorem działalności „KP" w obszarze różnic seksualnych. Rozbudowane programy walki z dyskryminacją wspierane są także przez inne organizacje pozarządowe. Ciekawe jednak, że sama Konarzewska w wywiadzie dla „Repliki" przyznaje, że ujawnienie przez nią swojej homoseksualności przyjęte zostało w środowisku rodziny, sąsiadów i znajomych pozytywnie.

Oprzeć się na prawdzie

Po co więc ta walka? Żeby zamienić miejscami mniejszość z większością, wypracować grantowe zobowiązania czy może chodzi tu o coś więcej? Odnoszę nieodparte wrażenie, że próba wywołania społecznego przekonania o wszechobecnej nienawiści wciąż uparcie rozpętywana jest przez tzw. mniejszości. Jednocześnie dalece wykracza ona poza deklarowane obszary walki.

„Krytyka Polityczna" doskonale się w ten trend wpisuje. Wystarczy wziąć do ręki ostatni jej numer, który Ministerstwo Kultury szczodrze sfinansowało. Opublikowany w nim „Dziennik" Cezarego Michalskiego daje wiele do myślenia: „Obserwuję u samego siebie ten charakterystyczny, ewidentny nadmiar brutalności w publicystycznym przyczynku do „dorzynania watahy", jakim są moje felietony na portalu „Krytyki Politycznej", ale także teksty pisane do „Newsweeka" czy inne moje wypowiedzi medialne. Przecież Kaczyński już nie odzyska rządu ciał, a chłopcy z „Rzepy" rządu dusz (nigdy go w Polsce nie mieli). A mimo to z niecierpliwością podkręcam agresję w moich tekstach. (...) Poczucie winy, chęć zapomnienia o grzechu odstępstwa („przecież sami mnie przegnali", „ja ich nie zdradziłem" – skowyczy we mnie zbity pies, którego pewnie nigdy nie uda mi się uśpić). Zapomnieć o tym skowycie, uciszyć zbitego psa będzie łatwiej, kiedy oni wszyscy – Paweł Lisicki, Robert Tekieli, Wojciech Wencel, Marcin Dominik Zdort, Rafał Ziemkiewicz, Bronisław Wildstein, Zdzisław Krasnodębski – będą gryźli ziemię".

Sławomir Sierakowski domaga się w swoim tekście postępowania fair. Co do tego jesteśmy zgodni. Żeby je jednak wypracować, trzeba by się najpierw oprzeć na prawdzie. Samo poczucie krzywdy w tej sytuacji nie wystarczy.

Pisał w opiniach

Sławomir Sierakowski

W obronie wygranych spraw

16 marca  2011

Autorka jest kierownikiem produkcji filmowej i publicystką.

W tygodniku „Uważam Rze" z 28 lutego (nr 4/2011) opublikowała tekst pt. „Komu naleśnik" poświęcony m.in. środowisku „Krytyki Politycznej"

Sławomir Sierakowski, naczelny „Krytyki Politycznej", nie lubi złej prasy. Kilka krytycznych artykułów, które ukazały się m.in. w tygodniku „Uważam Rze", zburzyło jego spokój. Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego, którego jest prezesem, działa przecież prężnie, a „sprowadzenie go do gastronomii" to cios zbyt zuchwały i bolesny. Na łamach „Rzeczpospolitej" postanowił więc odeprzeć zarzuty.

Twierdzi, że jego działalność wykracza daleko poza granice Nowego Wspaniałego Świata, a kwartalnik to ledwie „jedno z najmniejszych przedsięwzięć", którymi zajmuje się jego organizacja. Może więc warto się temu najmniejszemu przedsięwzięciu przyjrzeć jeszcze wnikliwiej?

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Dlaczego nie ma zgody USA na biało-czerwoną szachownicę na F-35?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił