Po kolejnym wyroku oczyszczającym Czesława Kiszczaka za strzały w kopalni Wujek Piotr Semka zauważył, że mamy do czynienia z kwadraturą koła. Kiedy próbuje się osądzić kogoś z bezpośrednich wykonawców, pojawia się natychmiast teza: rękę trzeba karać, a nie ślepy miecz. Ale próba karania ręki wychodzi równie nieporadnie. Udowodnienie związku między tym, że ktoś strzelał do ludzi, a tym, że miał przełożonych, jest ponad siły demokratycznego wymiaru sprawiedliwości.
W obu przypadkach mamy kłopot z dowodami, ze świadkami. Zomowców z Wujka nie można było kiedyś skazać, bo, jak stwierdzono w jednym z wielu wyroków, trzeba udowodnić związek między strzałami w tłum a konkretną śmiercią. Teraz trzeba było z kolei udowodnić związek między szyfrogramem ułatwiającym siłom porządkowym użycie broni a tym, że strzelano do ludzi.
Co prawda historyk Antoni Dudek przekonuje, że pytanie zostało źle postawione. Podstawą wyroku nie powinien być szyfrogram, lecz sama decyzja o pacyfikowaniu kopalni do końca, gdy można było zaczekać kilka dni, aż strajk sam by się wypalił. Ale kto by tam słuchał historyków. W Polsce wymierzanie sprawiedliwości uważane jest ciągle za wiedzę tajemną. Nie wolno do niej stosować takich reguł jak zdrowy rozsądek. Czy... poczucie sprawiedliwości.
Brak wrażliwości
W "Gazecie Wyborczej" Bogdan Wróblewski cytuje z aprobatą słowa sędziego: "Sąd nie może poprawiać historii". Tymczasem to jedno z najgłupszych zdań, jakie ostatnio wypowiedziano – niezależnie od tego, czy sędzia Marek Walczak padł ofiarą własnego braku wyobraźni, czy braku wyobraźni prokuratury, która uparła się, aby dosięgnąć generała Kiszczaka, oczywistego sprawcę tamtej masakry poprzez ów fatalny szyfrogram.
Gdyby te słowa były prawdziwe, niemożliwe byłoby osądzanie jakiejkolwiek przeszłej władzy. Na szafot lub do więzienia nie powędrowaliby przywódcy III Rzeszy. Nie skazano by – przykład z ostatnich lat – generałów z argentyńskiej junty odpowiedzialnych za porywanie i mordowanie ludzi, rozdzielanie rodzin, tortury. Itd.