Nieufność do sondaży: prognoza wyborcza zamiast sondażu

Żądajmy od ośrodków badawczych sporządzenia prognozy wyborczej. Nie ma innego sposobu na przerwanie tego błędnego koła nieufności do sondaży – uważa statystyk

Publikacja: 13.09.2011 19:07

Mirosław Szreder

Mirosław Szreder

Foto: Archiwum

Red

W wielu toczonych obecnie dyskusjach, gdy polityk lub dziennikarz odwołuje się do sondażu przedwyborczego, zwykle jego wyniki traktuje warunkowo, uzupełniając cytowane wskaźniki frazą typu: "o ile można wierzyć obecnym sondażom" albo "o ile wiarygodne są publikowane sondaże". Staje się to niemal powszechne, niezależnie od tego, kto był realizatorem danego badania sondażowego i gdzie wyniki te opublikowano. I naprawdę trudno się temu dziwić, mając w pamięci ubiegłoroczne wybory prezydenckie, a także wybory parlamentarne i prezydenckie z roku 2005.

Niepewność i dezorientacja

Owo zastrzeżenie co do wiarygodności sondaży nie jest wyłącznie wynikiem minionych doświadczeń. Jest także wyrazem rosnącej niepewności i dezorientacji wobec publikowanych w tych dniach wyników, które dość często znacznie się od siebie różnią, a różnic tych nie tłumaczy ani trzyprocentowy błąd losowania, ani różna metodologia badań (w szczególności odnosząca się do traktowania osób niezdecydowanych).

Wielu polityków otwarcie podważa wyniki sondaży, wśród nich także przedstawiciele partii mającej najwyższe notowania, kwestionujący kilkunastoprocentową przewagę nad drugą partią w rankingu. W tej sytuacji większość z nas oczekuje w końcu jakiegoś rozstrzygnięcia, dnia prawdy, który pokaże, która z sondażowni prezentuje bliski rzeczywistości obraz elektoratów, a która nie potrafi tego robić. Chcemy wiedzieć, któremu ośrodkowi badania opinii można w przyszłości ufać, a który na to zaufanie musi zapracować.

Tym wyjątkowym dniem sprawdzianu jest oczywiście dzień wyborów. Problem polega jednak na tym, że to, co jest oczywiste dla odbiorców badań sondażowych, wcale nie jest oczywiste dla realizatorów badań. Jest niemal pewne, że w razie wystąpienia dużych rozbieżności między wynikami wyborów 9 października a sondażami z ostatnich kilku tygodni kampanii tłumaczyć się nam będzie, że sondaż nie jest prognozą wyborczą.

Lęk przed weryfikacją

Zgódźmy się więc z tym, że sondaż opisuje stan preferencji wyborczych na dany dzień, w którym realizowane było badanie, ale dodatkowo oczekujmy, a nawet żądajmy, od ośrodków badawczych sporządzenia prognozy wyborczej. Nie ma innego sposobu na przerwanie tego błędnego koła nieufności do sondaży.

Trzeba się raz i drugi przekonać, że badacze są w stanie opracować trafną prognozę, mają do tego odpowiednią wiedzę i kompetencje, aby z tak zdobytym zaufaniem podchodzić do późniejszych sondaży w długim okresie między wyborami. Nie warto z tym czekać! Im szybciej ośrodki badania opinii pozbędą się lęku przed weryfikacją ich umiejętności i profesjonalizmu w dniu wyborów, tym szybciej zaczną budować swój kapitał społecznego zaufania.

Skonstruowanie prognozy wyborczej jest zadaniem złożonym, wymagającym sięgnięcia do bogatszych technik i zasobów informacyjnych niż w przypadku zwykłego sondażu. Nie jest to wszakże zadanie pionierskie. Wykonuje się je z powodzeniem w wielu innych krajach (o czym pisałem w "Rz" z 25.06.2010 r. w tekście "Prognoza lepsza od sondażu"), czego skutkiem jest większy respekt, z jakim wyborcy, media i politycy podchodzą do badań opinii społecznej. Stabilizacja sceny politycznej w Polsce w ostatnich kilku latach stwarza dobrą okazję, aby sondażownie z większym przekonaniem podjęły to wyzwanie w obecnej kampanii wyborczej.

Ryzyko utraty reputacji

Moim zdaniem niepodjęcie się opracowania prognozy wyborczej na 9 października przyniosłoby w dłuższym okresie największe szkody samym ośrodkom badawczym. Utrwalenie się wizerunku pewnej bylejakości w pracy tych ośrodków, której wyrazem może się stać rozdźwięk między wynikami sondaży a wynikiem wyborczym, byłoby groźne dla reputacji zarówno ośrodków, jak i samej metody badawczej.

Część ryzyka utraty reputacji obejmuje także tych, którzy wyniki sondaży zamawiają i publikują. Jeżeli media zadowolą się sondażem zamiast prognozy wyborczej, to biorą też na siebie odpowiedzialność za wyjaśnienie ewentualnych rozbieżności między wskaźnikami poparcia, które publikowały, a wynikami wyborów. Po doświadczeniach ubiegłego roku trudno byłoby o przekonujące wyjaśnienie dla zawiedzionych po raz kolejny wyborców. Jest jeszcze czas, aby do tej sytuacji nie dopuścić.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Gdańskiego, kierownikiem Katedry Statystyki

W wielu toczonych obecnie dyskusjach, gdy polityk lub dziennikarz odwołuje się do sondażu przedwyborczego, zwykle jego wyniki traktuje warunkowo, uzupełniając cytowane wskaźniki frazą typu: "o ile można wierzyć obecnym sondażom" albo "o ile wiarygodne są publikowane sondaże". Staje się to niemal powszechne, niezależnie od tego, kto był realizatorem danego badania sondażowego i gdzie wyniki te opublikowano. I naprawdę trudno się temu dziwić, mając w pamięci ubiegłoroczne wybory prezydenckie, a także wybory parlamentarne i prezydenckie z roku 2005.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę