Rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego zapowiedział, że służba ta "przyjrzy się" poszkodowanym przez klęskę żywiołową plantatorom z podradomskiego "zagłębia paprykowego", czy aby nie wyłudzili odszkodowań, zawyżając areał zniszczonych upraw. Zapowiedź była więcej niż niekonkretna, niejasna, ale obiegła wszystkie media i dotarła, gdzie dotrzeć miała. "Paprykarze" dostali jasny sygnał: przez jednego takiego, co w telewizji pyskował premierowi i polazł na konwencję PiS, wszyscy będziecie mieć kłopoty. Potrzebne wam to było?
Minihelikopter w foliowych tunelach
Jeśli nawet gdzieś na górze liczba zarejestrowanych wcześniej upraw nie zgodziła się ze zgłoszonymi do odszkodowania zniszczeniami, zweryfikowanie wniosków należy do stosownych urzędów znacznie niższej rangi niż jedna ze służb specjalnych państwa. Wyłudzanie nienależnych świadczeń czy odszkodowań, proceder naganny, choć niestety powszechny, jest zresztą czymś innym niż korupcja, do której tropienia stworzono CBA.
Zajmowanie się liczeniem zniszczonych tuneli i porównywanie ich z wypełnionymi wnioskami nie mieści się w kompetencjach Biura, nie pasuje też do tego technika operacyjna, którą się ono posługuje – trudno sobie wyobrazić, co by miał ujawnić sławny podsłuchująco-podpatrujący minihelikopter puszczony pomiędzy foliowe tunele.
Słowem, merytorycznie zapowiedź ta jest podobnym skandalem jak sławne wkroczenie ABW do moderatora internetowej strony antykomor.pl, kiedy to najważniejsza ze służb specjalnych powołana do zwalczania "poważnych zagrożeń dla konstytucyjnego porządku RP" uznała za takowe, na wniosek prowincjonalnej prokuratury, internetowe kpiny z władzy.
Z całą pewnością żadne z tych posunięć nie było przypadkiem. Podobnie jak postawienie przez jedną z prokuratur absurdalnie poważnych zarzutów, zagrożonych rokiem więzienia, grupie kibiców, którzy rozwiesili na płocie napis: "Donald ma Tole". I podobnie jak wdrożenie przeciwko nim policyjnego śledztwa – bo zatrzymani zostali nie na meczu, ale już po całej sprawie w domach.