Rok 2012 będzie przełomowy nie dlatego, że przesądzi o sukcesie lub klęsce wspólnej europejskiej waluty. Ryzyko porażki oczywiście istnieje, ale jest wyolbrzymiane przez media, a czasami również polityków. Nawet jeśli dojdzie do bankructwa Grecji, to nie musi to oznaczać rozpadu strefy euro – choć z dużym prawdopodobieństwem pogrążyłoby ono świat w nowym kryzysie gospodarczym, większym od tego z jesieni 2008 r. Przerażeni mało prawdopodobną wizją totalnej katastrofy nie zwracamy uwagi na to, że o wiele większe ryzyko wiąże się z tym, że zreformujemy Unię w niewłaściwy sposób. Kluczowe pytanie nie brzmi bowiem „czy ratować Europę?", lecz „w jaki sposób to zrobić?".
Zyskamy na federacji
Zacznijmy od rzeczy podstawowej – realistycznej oceny siły i możliwości Polski. Fakt, że spadek zaufania do euro powoduje wzrost notowań tej waluty w złotych, dowodzi, jak silnie staliśmy się zależni od naszych europejskich partnerów. Nie ma w tym nic złego – gdyby nie członkostwo w Unii, trwalibyśmy w biedzie jak Ukraina i Białoruś. Pozbawiona europejskiej perspektywy i obietnicy, że stanie się – w ramach Unii - „normalnym krajem", Polska byłaby niezdolna do podjęcia koniecznych reform, nawet jeśli jej system polityczny byłby bardziej demokratyczny niż u wschodnich sąsiadów. W 1989 r. postawiliśmy na zjednoczoną Europę i dobrze na tym wyszliśmy.
Musimy jednak uczciwie przyznać, że narodowa suwerenność jest w tej sytuacji niczym więcej niż retoryczną figurą. Mówienie o możliwości podmiotowego działania poza Unią już dawno straciło sens. Rzeczą, o jaką możemy jeszcze jako Polacy zawalczyć, jest jak największy udział w definiowaniu wspólnej europejskiej polityki.
Ponieważ nasz potencjał ludnościowy jest ciągle relatywnie większy niż gospodarczy i polityczny, w interesie Polaków jest, by jak najwięcej spraw w Unii Europejskiej uzależnionych było od woli wyborców, a jak najmniej – od negocjacji pomiędzy rządami państw członkowskich.
Jesteśmy wśród tych, którzy mogą najwięcej zyskać na przekształceniu UE w prawdziwą federację. Wiele wskazuje na to, że jeśli taka federacja powstanie, to nie będzie obejmować wszystkich obecnych członków Unii i może być ograniczona do strefy euro. Skoro tak, to powinniśmy dążyć do jak najszybszego przyjęcia wspólnej waluty.