Podstawowym, międzynarodowym badaniem w tym względzie, obrazującym poziom postrzeganej korupcji wśród urzędników i polityków, jest Indeks Percepcji Korupcji, ustalany od 1995 przez Transparency International - największą organizację antykorupcyjną na świecie. Badanie to szereguje kraje ze względu na poziom postrzeganej korupcji mierzonej na 10-punktowej skali. Im wyższą punktację otrzymuje dane państwo, tym poziom postrzeganej korupcji jest w nim niższy.
Najlepszy, jak do tej pory, wynik IPK Polska uzyskała w 1996 r., kiedy po raz pierwszy została uwzględniona w tym badaniu, otrzymując 5,6 punkta. Później jej notowania jechały w dół aż do rekordowo niskiego poziomu 3,4 pkt. w 2005. W 2006 r. nastąpiło odwrócenie tego spadkowego trendu i notowania Polski zaczęły rosnąć.
W ostatnim badaniu, opublikowanym w grudnia 2011 r., uzyskaliśmy 5,5 punkta, co oznacza średni poziom postrzeganej korupcji. Daleko nam do liderów rankingu, Nowej Zelandii, Dani, Finlandii Szwecji i Singapuru, które otrzymały przeszło 9 punktów (od 9.5 do 9.2), ale za to wypadamy bardzo dobrze w grupie nowych członków Unii Europejskiej, zajmując trzecie miejsce po Estonii (6,4) i Słowenii (5,9). W latach 2003 – 2006 mieliśmy najniższy wskaźnik IPK nie tylko w tej grupie, ale całej Unii Europejskiej. Obecnie za najbardziej skorumpowane państwa unijne uważane są: Grecja – 3,5, Bułgaria -3,6, Rumunia 3,7 oraz Włochy - 3,9. Dane te wskazują na istnienie korelacji pomiędzy poziomem postrzeganej korupcji a sprawnością państwa i jego sytuacją finansową.
Lepsze wyniki Polski w międzynarodowym rankingu korupcji cieszą, niemniej trzeba zdawać sobie sprawę, że są one do pewnego stopnia artefaktem. (odnosi się to również to polskich badań opinii publicznej, które wskazują na analogiczną tendencję). Bardzo duży wpływ na skalę postrzeganej korupcji mają media. Jeśli o korupcji pisze się i mówi coraz mniej, a taki trend daje się zaobserwować od kilku lat, to automatycznie problem ten blaknie w świadomości społecznej. Inna przyczyna tego stanu rzeczy wiąże się ze zmianą charakteru zjawiska korupcji Polsce. Zmniejsza się korupcja administracyjna, z którą obywatele stykają się najczęściej (obok łapówkarstwa w służbie zdrowia), natomiast rośnie znacznie groźniejsza w skutkach korupcja na najwyższych szczeblach władzy, występująca w obszarze prywatyzacji, dużych zamówień publicznych i tworzenia prawa. O jej przejawach społeczeństwo wie tylko tyle, ile dowie się z mediów.
Straty wielkich rozmiarów
O tym, że korupcja w Polsce rozwija się w najlepsze, świadczy występowanie kosztów społecznych i ekonomicznych, jakie z reguły niesie ze sobą to zjawisko. Koszty społeczne objawiają się przede wszystkim w niskim zaufaniu obywateli do polityków i instytucji publicznych, co skutkuje brakiem poszanowania dla prawa i norm moralnych i w konsekwencji niską sterowalnością państwa.
Według wyników polskich badań opinii publicznej to właśnie polityka jawi się jako dziedzina najbardziej skorumpowana (na drugim miejscu jest służba zdrowia, która jeszcze do niedawna była liderem w tym zakresie). Co więcej, procent osób wyrażających takie przekonanie znacząco wzrósł na przestrzeni ostatnich kilka lat. Np. według badań CBOS z 2010 r. 60 proc. respondentów, było zdania, że korupcja występuje najczęściej wśród polityków - działaczy partyjnych, radnych, posłów, senatorów podczas gdy w 2006 r. analogiczną opinię wyraziło tylko 35 proc. Taka sama tendencja dotyczy zaufania do instytucji publicznych. Np. w okresie 2008 – 2010 zaufanie do. Sejmu i Senatu, partii politycznych, urzędników administracji publicznej, władz lokalnych i sądów spadło o kilkanaście punktów procentowych z i tak niskiego lub niezbyt wysokiego pułapu. (Np. zaufanie do Sejmu zmalało z 39 do 21%.) (Źródło: CBOS 2010)
Jeśli chodzi o koszty ekonomiczne korupcji to wyobrażenie o ich skali dają wyniki finansowe kontroli przeprowadzanych przez Najwyższą Izbę Kontroli. (Kontrole Izby z natury rzeczy dotyczą obszarów narażonych na działania niezgodne z prawem oraz zagrożone korupcją). W 2010 roku wymiar finansowy nieprawidłowości ujawnionych przez Izbę zamknął się kwotą 14,5 mld złotych. Na przestrzeni lat 2005 -2010 było to 83,7 mld złotych (!). Powyższe straty to tylko wierzchołek góry lodowej, bo przecież kontrole NIK obejmują rokrocznie jedynie wycinek funkcjonowania państwa. Jest wysoce prawdopodobne, że rzeczywista wielkość kosztów ponoszonych przez państwo w postaci uszczuplonych przychodów budżetowych z podatków, ceł, prywatyzacji, sprzedaży i wynajmu nieruchomości czy nieprawidłowych zamówień publicznych, za którymi nierzadko kryją się praktyki korupcyjne, jest wielokrotnie wyższa.