Dziennikarze przede wszystkim zajmują się dostarczaniem rozrywki, także w programach publicystycznych. Dociekliwość coraz rzadziej kojarzy się z naszym zawodem
Piotr Zaremba i wielu moich kolegów publicystów łudzi się, że nic nie zastąpi tradycyjnych mediów. Podczas niedawnej debaty w „Rzeczpospolitej" na temat wolności prasy Paweł Lisicki twierdził, że nic nie zastąpi np. dziennikarzy śledczych. Podobnie myśli Zaremba. „Czekam na śledztwa blogerskie i jakoś ich nie widzę. Słabe media w sieci i blogerzy nie będą bowiem w stanie skutecznie patrzeć władzy na ręce" – pisze w tekście „Internet też musi się zmienić" („Rzeczpospolita", 3 lutego 2012 r.).
Wielu dziennikarzy, którzy jeszcze pracują w zawodzie, żyje w przekonaniu, że stary świat musi przetrwać, bo jest niezbędny i bez niego demokracja nie może funkcjonować. Przekonują, ze nikt nie zastąpi profesjonalnych dziennikarzy, ich kompetencji i umiejętności. Piotr Zaremba jako przykład podaje sprawę ACTA, kiedy „potężny świat Internetu nie był w stanie wytropić zawczasu tego zagrożenia."
Otóż on i inni moi koledzy nie zauważają jednego. To już się dzieje, ba – to już się stało. Media już coraz częściej nie spełniają swojej tradycyjnej funkcji. Coraz mniej dziennikarzy zajmuje się „patrzeniem władzy na ręce" . Zamiast tego zdarza się współpraca z władzą, czy jej wspieranie. A przede wszystkim dziennikarze zajmują się dostarczaniem rozrywki, także w programach publicystycznych. Dociekliwość coraz rzadziej kojarzy się z naszym zawodem. A śledztwa dziennikarskie? Zaremba nie widzi ich wśród blogerów. A czy widzi je jeszcze w prasie? W żadnej redakcji nie ma już „dziennikarzy śledczych", którzy przez miesiąc czy dwa niczego innego nie robią, tylko tropią jedna historię, by na końcu coś opublikować albo nie. Żadnego wydawcy nie stać dziś na to, by utrzymywać dziennikarzy, którzy przez długi czas zajmują się tylko jedną sprawą. A jeszcze niedawno były gazety, które tworzyły całe działy śledcze. To się skończyło. Już.
Czy blogerzy prowadzą własne śledztwa? Na razie niewiele, zgoda. Ale na przykład w sprawie katastrofy smoleńskiej zbiorowa praca grupy blogerów doprowadziła do opublikowania „Białej Księgi", z której potem korzystali politycy.