Herkules Poirot mimo wszystko rozwiązuje zagadkę: mordu dokonali pospołu wszyscy pasażerowie, a zarazem nie dokonał go nikt. Każdy – świadomie – wykonał tylko jedną drobną czynność, która sama w sobie była niewinna, ale razem z innymi złożyła się na zbrodnię.

Ta zasada Orient Expressu dobrze pasuje do roli, jaką duża część środowiska dziennikarskiego odegrała w zbudowaniu potęgi Donalda Tuska. Potęgi opartej na licznych kłamstwach. Kłamstwie o rzekomych naciskach PiS, "dusznej atmosferze" i "zamordowaniu Blidy", kłamstwie o "zielonej wyspie sukcesu", kłamstwie o "europejskiej normalności" rządów Tuska, o "rosnącej pozycji międzynarodowej", kłamstwie smoleńskim... Oczywiście można rzucić kilka przykładów dziennikarzy szczególnie zasłużonych w ogłupianiu i okłamywaniu społeczeństwa, ale większość środowiska nie ma sobie dziś nic do zarzucenia. A co ja niby takiego napisałem? Ja tylko...

Otóż chodzi właśnie o to "tylko". O upowszechnianie fałszywych stereotypów i nieodszczekiwanie, gdy pojawiły się niezbite dowody ich fałszywości. O wtrącane mimochodem "przecież", którym insynuacjom nadawano pozór dawno udowodnionej (wielokrotnym powtórzeniem) oczywistości. O przymykanie oczu na draństwa władzy i jednoczesnym rozdymaniu do ogromnych rozmiarów każdego najdrobniejszego potknięcia opozycji. O milczenie w sprawach ważnych i odwracanie od nich uwagi kolportowaniem wyprodukowanych przez rząd "wrzutek".

W Orient Expressie współmordercy działali w zmowie. Wśród dziennikarzy III RP część być może wzięła udział w wielkiej ściemie z głupoty. Jest jeszcze czas na rachunek sumienia.

Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"