Tak jak pana poznaje się po cholewach, tak rząd ? po rzecznikach. W ostatnim tygodniu akurat zbiegło się kilka okazji. Wyciekły do gazety mądrości, jakich rzecznik ministerstwa edukacji Grzegorz Żurawski nauczał kandydatów na kolejnych rzeczników na kursach organizowanych ? co samo w sobie zakrawa na kpinę ? przez Instytut Badań Literackich. W skrócie sprowadzało się to do wskazania, żeby wekslować rozmowę na duperele, a jeśli już nie da się uniknąć odpowiedzi, kłamać bezczelnie, bo dziennikarze to głupie „stojaki", i tak nic nie wiedzą ani nie sprawdzą.
Tu akurat rację miał pan rzecznik tylko częściowo. Większość prowadzących rozmowy z porannymi, popołudniowymi i wieczornymi gośćmi stacji radiowych i telewizyjnych ma dwa tryby działania. Pierwszy ? wzorowany na sposobie, w jaki Monika Olejnik rozmawia z Aleksandrem Kwaśniewskim albo Tomasz Lis z Donaldem Tuskiem ? rzeczywiście da się streścić jako służenie rozmówcy za stojak na mikrofon, czy wręcz za podnóżek. Ale jest też tryb włączany do przesłuchiwania „pisowców", z charakterystycznym przerywaniem w pół słowa, o tyle uzasadnionym, że jadowite, ironiczne pytania i tak już zawierają w sobie odpowiedź więc co tam „pisowiec" gada nie ma znaczenia. Fakt, że człowiek, występujący w mediach jako przedstawiciel jedynie słusznej władzy, może tego trybu nie znać.
Gwoli kronikarskiej rzetelności należy poinformować, że Grzegorz Żurawski, zaprzeczywszy, jakoby mówił to co, mu przypisano, złożył dymisję „ze względów osobistych".
Jeszcze ciekawszy jest przypadek jego koleżanki po fachu z ministerstwa zdrowia, Agnieszki Gołąbek. W Internecie pojawił się zapis rozmowy, jaką usiłował z nią odbyć reporter radia Tok FM. Pani rzecznik okazała się niezdolna do odpowiedzi na najprostsze pytania dotyczące działań resortu, obraziła się, że reporter szuka dziury w ustawie refundacyjnej zamiast informować społeczeństwo o sukcesie, i przestała od niego odbierać telefony. Sprawa się waży ? czy wyleci pani rzecznik, czy może dziennikarz, który faktycznie zachowywał się, jakby zapomniał, że pracuje w prorządowym koncernie.
Oczywiście i pan Żurawski, i pani Gołąbek to pikuś przy rzeczniku całego rządu i premiera osobiście, ministrze Grasiu. Paweł Graś przez jakiś czas udawał, że nie słyszy, jak media tu i tam powtarzają informacje o jego oczywistych krętactwach, o fałszowaniu dokumentów i kłamstwach przygwożdżonych przez prokuraturę i jej biegłych. Dopiero, gdy sprawą zajął się „Super Express", oznajmił, że wytoczy mu proces. Chwyt dość marny, bo fakty obciążają go w sposób niezbity i będzie musiał rejterować jak niedawno Niesiołowski ? chyba, że wytoczy proces metodą Adama Michnika, omijając szerokim łukiem meritum sprawy i czepiając się jakiegoś słówka, które odpowiednio „rozgrzany" sędzia zinterpretować może po jego myśli. Ale co taki wyrok wart?