Oświadczenie IPN po otwarciu sejmowych dokumentów komisji Ciemniewskiego, w których nie odnaleziono akt wytworzonych przez SB, nie kończy sprawy „Bolka". Zainteresowanie opinii publicznej, jakie wywołały publikacje „Naszego Dziennika" i „Uważam Rze" o tym, że w sejmowym archiwum mogły zachować się kserokopie donosów agenta gdańskiej SB o pseudonimie „Bolek" okazało, jakie emocje wywołuje przeszłość pierwszego przewodniczącego „Solidarności", pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta wolnej Polski i bez wątpienia jednej z najważniejszych postaci historii Polski w XX wieku.
Ale nie tylko o emocje tu chodzi, lecz o prawdę. O pewien bardzo ważny dla Polaków mit. Symbol, z którym nie potrafimy sobie poradzić, bo każda wzmianka na ten temat wywołuje z góry przewidywalne reakcje. Część zaciekłych wrogów Wałęsy będzie powtarzała, że donosił na kolegów jeszcze w podstawówce i że nawet w „S" był narzędziem w rękach tajnej policji. Z drugiej strony ci, którzy mienią się obrońcami Wałęsy, po raz kolejny w imię aktualnie obowiązującej hierarchii autorytetów zużyją hektolitry wazeliny pod adresem byłego prezydenta, a hektolitry pomyj wyleją na głowy przeciwników.
Trudno było przez ten zgiełk przebić się tym, których interesowała prawda. Prawda o tym, co się stało z aktami SB dotyczącymi spotkań młodego elektryka ze Służbą Bezpieczeństwa, które miały miejsce po krwawym stłumieniu rewolty na Wybrzeżu w grudniu 1970.
Zatruwanie III RP
Każda publikacja na temat przeszłości legendy „S" wywołuje gwałtowne reakcje również u samego Lecha Wałęsy. Choć dotychczas twierdził, że historia z motorówką, która miała go przewieźć do Stoczni w sierpniu 1980, jest absurdalna, w zeszłym tygodniu potraktował ją na swoim blogu całkiem serio i zaprosił nawet swych wrogów do wspólnego jej wyjaśniania. To naprawdę duży przełom. Podobnie też było w sprawie historii z lat 70. Po którejś z kolejnych publikacji na ten temat w rozmowie z Moniką Olejnik w TVN24 rok temu przyznał, że w latach 70. wydarzyło się coś tajemniczego, coś podpisał itp. Choć to metoda brutalna, być może kolejne debaty sprawią, że czegoś więcej się o przeszłości dowiemy.
Ale powiedzmy wprost: to nie ta przeszłość, i nie lata 70. wydają się w tej sprawie najważniejsze. Wbrew dużej części centroprawicowych komentatorów – być może jest to kwestia pokoleniowa – nie uważam, by w całej tej historii najistotniejsze było to, jak długo Wałęsa po grudniu z bezpieką ewentualnie współpracował. Uważam, że to byłby drobny czy nieistotny epizod, gdyby nie to, co stało się z tą sprawą w wolnej i demokratycznej Polsce. Nie uważam, by historyczna rola Wałęsy ani kogokolwiek innego zmazywała jego wcześniejsze lub późniejsze winy – od zmazywania win jest spowiedź, nie historia. Historia zaś porządkuje proporcje pomiędzy wydarzeniami, które później okazują się mniej lub bardziej ważne.