Klauzula sumienia dla farmaceutów nie ma oznaczać potępienia antykoncepcji ani nawet jej oceny moralnej. Tą każdy może mieć własną. W debacie tej chodzi tylko o zagwarantowanie obywatelom wolności sumienia, która jest nie tylko wartością fundamentalną, ale także rozstrzygającą o tym, czy żyjemy w państwie rzeczywiście liberalnym, wolnym, czy też w takim, które posługuje się przemocą do wymuszania bliskich sobie wartości.
Przyznanie farmaceutom możliwości odmowy sprzedaży środków wczesnoporonnych czy antykoncepcyjnych (które, o czym nieczęsto się pamięta, mają również działanie aborcyjne) nie jest zatem kwestią religijną, ale prawną. I dotyczy nie tyle światopoglądu, ile korzeni wolności obywatelskich.
Spór o klauzule sumienia dla farmaceutów dotyka, dokładnie tak samo jak w przypadku innych zawodów medycznych, pytania, czy państwo może zmuszać obywatela do działania, które jest całkowicie niezgodne z jego światopoglądem, a nawet jest zbrodnią?
Odpowiedź, jaką wypracowaliśmy na Zachodzie w minionym wiekach, jest dość oczywista. Nie może. Sumienie i jego wolność jest ważniejsza niż reguły prawa, przynajmniej tak długo, jak długo nie naruszamy fundamentalnych dla innych reguł i zasad. W przypadku sporu o sprzedaż antykoncepcji czy środków wczesnoporonnych konflikt między dwoma fundamentalnymi wartościami jednak nie zachodzi. Mamy tu raczej do czynienia z konfliktem między wartością fundamentalną a możliwym (co nie znaczy dobrym) wyborem moralnym.
Antykoncepcja nie leczy
Kobieta ma – nawet jeśli ja oceniam ten wybór jako niemoralny czy niemądry – prawo do stosowania środków (określenie ich mianem leków jest nadużyciem, bowiem niczego one nie leczą) antykoncepcyjnych. Nie sposób jednak uznać tego prawa za fundamentalne.