Plecami do Kijowa. Marek Magierowski o roli Ukrainy

Wspólne starania Niemiec i Rosji sprowadziły Ukrainę do roli karła - pisze publicysta

Aktualizacja: 14.05.2012 20:16 Publikacja: 14.05.2012 20:02

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Prestiżowe pismo  „Internationale Politik", wydawane przez Niemieckie Towarzystwo Polityki Zagranicznej, opublikowało w najnowszym numerze kilka esejów zachodnich publicystów zajmujących się geopolityką. Poproszono ich o ocenę działań dyplomatycznych Berlina w kontekście szerzenia tzw. europejskich wartości.

Gideon Rachman z dziennika  „Financial Times" przypomniał, iż w ostatnich latach niemiecki rząd często poświęcał moralność na ołtarzu interesów handlowych  - szczególnie w stosunkach z Rosją czy Chinami:  „Aby uniknąć podobnych problemów w przyszłości, Niemcy muszą mówić o demokracji i prawach człowieka wyraźnym, stanowczym głosem". Z kolei Judy Dempsey, komentatorka  „International Herald Tribune", zauważyła, iż niemieccy przywódcy mają w tym względzie pewne zobowiązania wobec całej Unii.  „Europa utraciła w minionej dekadzie dużą część swojej wiarygodności. Niemcy, jako największe państwo UE, powinny przyjąć na siebie rolę lidera w dziedzinie praw człowieka".

Bezwzględni wobec słabszych

Angela Merkel kilkakrotnie dowiodła, iż stać ją na odważne gesty: gdy np. w 2007 roku spotkała się z Dalajlamą, narażając się na krytykę chińskich komunistów. Później bywało z tym różnie: w 2009 roku niemiecki rząd intensywnie zabiegał o zniesienie unijnego embarga na dostawy broni do Uzbekistanu, nałożonego po krwawym stłumieniu przez tamtejszy reżim antyrządowych protestów w Andiżanie. W marcu ubiegłego roku Niemcy nie przyłączyli się do interwencji militarnej NATO w Libii, co przez wielu obserwatorów  - także niemieckich  - zostało uznane za poważny błąd. W lutym tego roku pani kanclerz przyjmowała nad Szprewą Nursułtana Nazarbajewa, dyktatora Kazachstanu, kraju, z którego Niemcy importują ropę naftową, uran i wiele rzadkich metali.

Niekiedy  „obrona wartości" przez berlińskich dyplomatów przybiera formy osobliwe: podczas marcowej wizyty w Tbilisi szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle powiedział, iż jego kraj  „wspiera prozachodnie aspiracje" gospodarzy, ale Gruzja  „musi najpierw doprowadzić do normalizacji swoich relacji z Rosją. Tak jakby to Gruzja okupowała część Rosji, a nie odwrotnie.

„W ostatnich miesiącach wizerunek Niemiec doznał uszczerbku także z innego powodu: bezwzględnej polityki wobec słabszych partnerów z UE, nieradzących sobie z kryzysem. Niemcy, do niedawna podziwiani przez resztę Europy za swoją pracowitość i rzetelność, zaczęli być oskarżani o arogancję i chęć zdominowania Unii.

Kanclerz Merkel postanowiła zatem przejść do kontrataku i raz jeszcze pokazać Niemcy jako kraj, który zaniesie całemu światu kaganek wolności i demokracji. Trzeba było tylko znaleźć odpowiednią ofiarę, na której można by przetestować  „nowe otwarcie w dyplomacji. Trafiło na Ukrainę, rządzoną przez nieodpowiedzialnego i porywczego kacyka, który swoimi brutalnymi działaniami wobec Julii Tymoszenko dał Niemcom pretekst do politycznej ofensywy.

„Napięcie narastało stopniowo: od odwołania wizyty prezydenta Joachima Gaucka w Jałcie, poprzez apele o bojkot Euro, aż po ostrą wypowiedź samej Angeli Merkel z ubiegłego czwartku, gdy nazwała Ukrainę  „dyktaturą" i porównała ją do Białorusi.

Jak w Korei

Niemiecka opinia publiczna jest przekonana, iż u wschodnich granic Unii Europejskiej wyrosła nagle kolejna, krwawa tyrania, i że pani kanclerz walczy w słusznej sprawie.  „Jeśli piłkarze zechcą wypowiedzieć się na temat sytuacji na Ukrainie, otrzymają z mojej strony pełne wsparcie"  - zadeklarował kilka dni temu Joachim Löw, selekcjoner reprezentacji Niemiec.  „Nie mam wątpliwości, że prawa człowieka powinny być dla nas najwyższym dobrem. Musimy się pilnie przyglądać, jak przestrzegana jest wolność słowa, swobody obywatelskie, a także prawa mniejszości. Niezależnie od tego, czy chodzi o Chiny, Koreę Północną czy Ukrainę.

A zatem Löw poszedł o krok dalej niż Angela Merkel i przyrównał Ukrainę do Korei Północnej. Co świadczy albo o cynizmie niemieckiego trenera, albo o kompromitującej ignorancji.

W światowym rankingu wolności Freedom House za 2012 rok Ukraina dostała średnią notę 3,5 (w skali od 1 do 7, przy czym jedynka jest w tej klasyfikacji oceną najlepszą). Chiny i Białoruś  - po 6,5. Korea Północna  - oczywiście  - 7. W rankingu  „Democracy Index, opracowywanym przez Economist Intelligence Unit, Ukraina jest na miejscu 79., Białoruś na 139., Chiny na 141., a Korea Północna na ostatnim, 167.

„Warto w tym zestawieniu pokazać także Rosję. Otóż Freedom House ocenił Rosję na 5,5 i zdefiniował jako państwo  „pozbawione wolności obywatelskich". A w  „Democracy Index" Rosja wylądowała na pozycji 117. i została zaliczona do kategorii  „reżimy autorytarne. Notabene wraz z Chinami, Białorusią i Koreą Północną.

Dlaczego wspominam o Rosji? Dlatego, że tego samego dnia, gdy Angela Merkel nazwała Ukrainę dyktaturą, pani kanclerz zadzwoniła na Kreml, pogratulowała Władimirowi Putinowi zwycięstwa w wyborach prezydenckich i zaprosiła do złożenia wizyty nad Renem. Mimo że kilka dni wcześniej OMON rozpędzał pałkami manifestantów na ulicach Moskwy. Dla Rosji obecna nagonka na Ukrainę jest niczym manna z nieba. Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew skorzystali z okazji i przyłączyli się do chóru potępiającego reżim Janukowycza za... łamanie praw człowieka. Putin sprzeciwił się wprawdzie pomysłowi bojkotu piłkarskich mistrzostw Europy, lecz już w drugim zdaniu zaproponował przewiezienie Julii Tymoszenko na kurację do Rosji.

Doszło więc do sytuacji paradoksalnej:  „autorytarny reżim" buduje alians z demokratycznym Zachodem w celu pognębienia kraju, który we wszystkich rankingach badających poziom demokracji wypada lepiej od Rosji. W ten sposób wykreowany został obraz  „złej" Ukrainy, którą powinny wspólnie wychować  „dobra" Unia Europejska i  „dobra Rosja".

Polityka nitek

Taktyka Kremla wobec Kijowa jest od lat niezmienna: Ukraina ma być postrzegana w Europie Zachodniej jako państwo niestabilne i nieobliczalne, a przez to stanowiące zagrożenie dla dostaw surowców z Rosji. Przez Ukrainę transportowane jest 80 proc. gazu sprzedawanego do krajów UE, lecz odsetek ten będzie w najbliższych latach malał. W listopadzie otwarto pierwszą nitkę gazociągu bałtyckiego, druga zostanie uruchomiona zapewne jeszcze w tym roku.  „Gdy za kilka lat powstanie także South Stream, znaczenie Ukrainy dla eksportu rosyjskiego gazu będzie zerowe"  - stwierdził w przypływie szczerości rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprianow.

Budowa dwóch wspomnianych gazociągów czyni z Ukrainy kraj mało istotny ze strategicznego punktu widzenia  - przynajmniej dla Europy Zachodniej. Najbardziej do takiego stanu rzeczy przyczynili się Niemcy, wchodząc w gazowy sojusz z Putinem.

Dla Rosji Ukraina wciąż jest łakomym kąskiem, bo jej  „odbicie byłoby najważniejszym krokiem na drodze do odbudowy postsowieckiej strefy wpływów i ostatecznym przypieczętowaniem monopolu na rynku przesyłu gazu ze Wschodu na Zachód.

Rosji zależy dziś na dwóch rzeczach: przejęciu kontroli nad Naftohazem (zarządzającym ukraińskimi gazociągami) oraz wciągnięciu Ukrainy do własnego związku celnego  - z Białorusią i Kazachstanem, co oznaczałoby  „uśmiercenie" umowy stowarzyszeniowej z UE. Kreml szantażuje Kijów: jeśli oddacie nam udziały w Naftohazie, obniżymy wam ceny gazu do poziomu  „europejskiego". Ukraina płaci dziś ponad 400 dolarów za 1000 metrów sześciennych surowca, a powinna  - jak mówi premier Mykoła Azarow  - najwyżej 250. By spłacać rachunki za rosyjski gaz, Ukraińcy biorą kredyty w... banku należącym do Gazpromu, co tylko zwiększa ich uzależnienie od Moskwy.

Strategia bez zmian

Ukraina jest zawieszona między dwoma światami. Umowa stowarzyszeniowa nie daje jej perspektywy członkostwa w Unii, ponadto wydaje się mało prawdopodobne, by w najbliższym czasie została ratyfikowana. Jak pisze Marta Jaroszewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich,  „Kijów doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że motywacja Unii Europejskiej do dalszego rozszerzenia się, podobnie jak gotowość do pogorszenia relacji z Rosją, jest minimalna.

„Najlepszym rozwiązaniem dla Ukraińców byłoby przystąpienie do dwóch stref wolnego handlu. Niestety, z obu stron słyszą to samo: albo, albo. UE wykazuje się w negocjacjach z Ukrainą małą elastycznością, z kolei Rosja otwarcie i bez skrupułów dąży do gospodarczej kolonizacji sąsiada.

Ukraina jest dzisiaj pod ogromną presją. Wspólne starania Niemiec i Rosji, zarówno w obszarze polityki, jak i gospodarki, sprowadziły ten duży kraj, z ogromnym potencjałem, do roli karła, z którym za kilka lat nikt nie będzie się liczył i który będzie musiał znaleźć sobie silniejszego protektora.

Europa odwróciła się już właściwie do Kijowa plecami. Niemcy nie uczynią w kwestii Ukrainy nic, co naruszyłoby ich dobre relacje z Moskwą, a Rosja tylko czeka, aż Ukraina wpadnie do jej worka niczym przejrzały owoc.

Odsunięcie od władzy Janukowycza nie powstrzyma tej dynamiki. Moskwa i Berlin nie zmienią nagle swoich geostrategicznych planów tylko dlatego, że Julia Tymoszenko znów zacznie rządzić w Kijowie, a Ukraina przestanie być  „dyktaturą".

Autor jest publicystą  „Uważam Rze

Prestiżowe pismo  „Internationale Politik", wydawane przez Niemieckie Towarzystwo Polityki Zagranicznej, opublikowało w najnowszym numerze kilka esejów zachodnich publicystów zajmujących się geopolityką. Poproszono ich o ocenę działań dyplomatycznych Berlina w kontekście szerzenia tzw. europejskich wartości.

Gideon Rachman z dziennika  „Financial Times" przypomniał, iż w ostatnich latach niemiecki rząd często poświęcał moralność na ołtarzu interesów handlowych  - szczególnie w stosunkach z Rosją czy Chinami:  „Aby uniknąć podobnych problemów w przyszłości, Niemcy muszą mówić o demokracji i prawach człowieka wyraźnym, stanowczym głosem". Z kolei Judy Dempsey, komentatorka  „International Herald Tribune", zauważyła, iż niemieccy przywódcy mają w tym względzie pewne zobowiązania wobec całej Unii.  „Europa utraciła w minionej dekadzie dużą część swojej wiarygodności. Niemcy, jako największe państwo UE, powinny przyjąć na siebie rolę lidera w dziedzinie praw człowieka".

Bezwzględni wobec słabszych

Angela Merkel kilkakrotnie dowiodła, iż stać ją na odważne gesty: gdy np. w 2007 roku spotkała się z Dalajlamą, narażając się na krytykę chińskich komunistów. Później bywało z tym różnie: w 2009 roku niemiecki rząd intensywnie zabiegał o zniesienie unijnego embarga na dostawy broni do Uzbekistanu, nałożonego po krwawym stłumieniu przez tamtejszy reżim antyrządowych protestów w Andiżanie. W marcu ubiegłego roku Niemcy nie przyłączyli się do interwencji militarnej NATO w Libii, co przez wielu obserwatorów  - także niemieckich  - zostało uznane za poważny błąd. W lutym tego roku pani kanclerz przyjmowała nad Szprewą Nursułtana Nazarbajewa, dyktatora Kazachstanu, kraju, z którego Niemcy importują ropę naftową, uran i wiele rzadkich metali.

Pozostało 80% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?