Najnowsze wydarzenia pokazują, że istotnie minister finansów może stać się problemem dla premiera. Nie Marcin P., nie Michał Tusk ani Roman Giertych z Grzegorzem Schetyną do kompanii. Ale właśnie minister finansów. Broń Boże, nie chodzi o żadną aferę, lecz o to, że to on fabrykuje wrogów premierowi i całej Platformie.
Premier z pewnością długo nie będzie się zgadzał z takim stwierdzeniem. Pozycja Rostowskiego jest wyjątkowo silna w jego rządzie. Więź między premierem a ministrem finansów raczej staje się coraz mocniejsza. Ale właśnie dlatego konsekwencje działań Rostowskiego mogą być tak groźne dla szefa rządu.
„Rzeczpospolita” informowała niedawno o zmianach w ustawie o VAT, wyjątkowo niekorzystnych dla przedsiębiorców. Motywacja tej zmiany jest oczywista - trzeba za wszelką cenę dosypać pieniędzy do pustego budżetu. Ową wszelką ceną - to już nie przenośnia - będzie spadek poparcia wśród grupy społecznej, która zdawała się być naturalną bazą wyborczą Platformy. Czyli w świecie biznesu, od najdrobniejszego po ten całkiem duży. A wszystkie znaki wskazują, że biznes będzie coraz bardziej łupiony przez fiskus.
Resentyment wobec ministra finansów właśnie zobaczyliśmy wśród najbardziej znanych ekonomistów. Jak bowiem inaczej nazwać akceptację zaproszeń na PiS-owską debatę nad stanem gospodarki? Zaproszeni wiedzą, że idą na partyjną imprezę. Większość z nich ma negatywny stosunek do PiS i lidera tej partii. Jakiś czas temu z ostentacją odrzuciliby zaproszenie.
Co się zmieniło? Sami mówią, choć niektórzy tylko w kuluarach. Chcą dać prztyczka w nos człowiekowi, który z nikim nie rozmawia, nikogo nie słucha. Na dodatek niektórzy z nich mają go za aroganta. Dając mu prztyczka, zrobią też szkodę premierowi, bo nadają rangę - nawet je krytykując - propozycjom ekonomicznym głównej partii opozycyjnej.