Nie potwierdziły się kasandryczne przewidywania ludzi z kręgu skrajnej prawicy, ale też euroentuzjaści powinni przyznać, że bilans minionych kilku lat zawiera nie same tylko aktywa. Pieniędzy dostaliśmy sporo, ale w przeszłości inni otrzymywali względnie więcej. To konsekwencja zarówno początkowej bardzo silnej redukcji dopłat dla rolników, jak i - przede wszystkim – tego, że nigdy nie korzystaliśmy z ulgi w składce. Bilans finansowych transferów musi tez uwzględniać bardzo wysokie „koszty transakcyjne" pozyskiwania środków z Brukseli, a także wymuszenie struktury ich wydatkowania.
Interesowne ratowanie Grecji
Obydwa te czynniki ograniczają rzeczywisty wpływ unijnej „pomocy" na nasz rozwój gospodarczy. Jednocześnie wymogi jednolitego rynku Bruksela egzekwowała twardo (np. przemysł stoczniowy został zlikwidowany decyzją unijnej komisarz) i – jak się wydaje – obserwowany jest stały wzrost presji ze strony instytucji unijnych, których struktury ulegają rozbudowie. Choć więc bilans dotychczasowego członkostwa jest z pewnością pozytywny, to jednak odbiega od obietnic roztaczanych przez euroentuzjastów.
Dla przyszłej polskiej polityki wobec europejskiej integracji szczególnie ważne są jednak potencjalne następstwa reakcji Unii na kryzys. |Widoczne są tu dwa czynniki: wielka siła rzeczywistego (raczej nieformalnego) wpływu na decyzje Unii największego kraju tzn. Niemiec oraz preferencja dla politycznych kryteriów podejmowanych decyzji.
Trzeba najpierw zauważyć, że za „ratowaniem" Grecji (niekoniecznie skutecznym) przemawia
silny interes niemieckich (także francuskich) banków. Niemcy dużo wydają na Grecję, ale duża część tych pieniędzy trafia do ich banków. Ponadto, Angela Merkel skutecznie wymusiła na Unii przyjęcie „sześciopaku", a obecnie trwa proces prawnego wdrażania paktu fiskalnego (te uregulowania – zresztą wysoce niejednoznaczne – dotyczą właściwie tych samych kwestii).