Upraszam posłankę Pawłowicz o szacunek i kulturę osobistą zamiast kolejnych uprzedzeń oraz obelg dotyczących chorób i jałowości
Chciałabym, aby była to prawda, ale kiedy czytam w tekście posła kłamstwa wynikające z niewiedzy i uprzedzeń, to nie sposób nie reagować. Nie trzeba być profesorem, żeby czytać ze zrozumieniem, ale jak widać nie trzeba też czytać ze zrozumieniem, żeby być profesorem. Posłanka Krystyna Pawłowicz pisze w swojej opinii, że „Konstytucja wyraźnie mówi, że państwo nie może uprzywilejowywać żadnej innej relacji niż małżeństwo, czyli związek kobiety i mężczyzny". Artykuł 18., o którym słyszeli chyba wszyscy, przeczytało niewielu, a zrozumiało jeszcze mniej, mówi: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej". I słowo małżeństwo nigdzie więcej w konstytucji się nie pojawia.
Kara śmierci za krewetki
Czy skoro uczono mnie, że znak krzyża należy robić prawą ręką, to lewą powinnam zupełnie sobie odciąć, żeby przypadkiem nie znaleźć dla niej innego zastosowania? Idąc dalej za tym rozumowaniem: skoro małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny i tylko jemu należy się ochrona, to czy należy odebrać ubezpieczenie społeczne, emerytury, renty oraz diety poselskie wszystkim tym, którzy nie tworzą małżeństwa? Konstytucja nie zamyka drogi do związków partnerskich.
Wiemy to nie tylko z niej samej, ale także z opinii prof. Mirosława Wyrzykowskiego i Państwowej Akademii Nauk: „wykładnia art. 18 Konstytucji nie daje jednak podstawy do wniosku, że małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny jest jedyną możliwą podstawą rodziny, w szczególności nie przekreśla dość oczywistej konstatacji, iż – w myśl stanowiska doktryny prawa, orzecznictwa i badań nauk społecznych – współcześnie rodzinę mogą tworzyć (i faktycznie tworzą) osoby funkcjonujące w długotrwałym pożyciu, prowadzące wspólne gospodarstwo (...). Tak pojmowana rodzina może być oparta na bliskim związku osób różnej albo tej samej płci".
Kolejna opinia, która nie zasługiwałaby na uwagę, gdyby nie padała spod pióra kogoś, kto jest parlamentarzystą i profesorem: homoseksualizm to choroba. Nie będę się odnosić do zdania posła na temat lobby homo naciskającego na środowiska naukowe w celu usunięcia homoseksualizmu z listy chorób, bo to trochę tak, jakbym wdawała się w dyskusję z Antonim Macierewiczem albo autorem teorii o tym, że katastrofa w Smoleńsku była dziełem Jeźdźców z Oriona.