Kandydaci rączo stawili się w Sejmie na zew internetu, jak przystało na dzieci nowego wieku. W dalszym toku zagajenia potencjalnego szefa najnowszego ugrupowania politycznego ( o wyborach do władz partii była mowa, rzecz jasna) pojawiły się nie tylko priorytety, ale nawet coś jakby sekrety. Rozterki, jak to właściwie chciałoby się postawić szlaban dla członków starszych niż młodzi ( i o to chodzi, o to chodzi), lecz, że to jednak nie bardzo praktyczne ( Gowin na horyzoncie), więc sami wiecie, rozumiecie. Orbanowski trik z ograniczeniem  wieku, zwłaszcza spadkowiczów z innych partii, może się nie sprawdzić, a gdy smuga cienia zalegnie wkrótce tuż pod naszymi drzwiami, to jednak lipa tym większa. Głupio byłoby wyrzucać z partii samych siebie.

Trend młodości skierowano więc na spotkaniu od razu na drogi rozsądku godnego starych wyg. Jeszcze tylko z tym dziękowaniem. „Dziękuję, że jesteś" – pojawia się link na YouTube, gdy w sieci wpiszemy frazę „dziękuję, że". Okazuje się, że mamy dziś wysyp rozczulających utworów pod tym tytułem. A teksty kiepskich piosenek stanowią główne wyposażenie literackie młodszych pokoleń. Mielone na imprezach i w mediach, atakują uszy i wbijają w głowy wzory często fatalne. Z jednej strony są wyrazem niewysokiej kultury języka ich twórców, lecz zarazem przecież mają one także ambicję być kreacją artystyczną, oryginalną konstrukcją językową. Muszą też dostosować się do frazy muzycznej, co udziwnione skróty nieco usprawiedliwia. Ale w życiu, co tam w życiu, w Sejmie ... Przychodzi zgłosić postulat w imieniu miłosiernie zrehabilitowanego elektoratu plus trzydzieści, osłuchanego z tekstami tworzonymi jeszcze przez profesjonalistów : Mówmy nadal, mimo wszystko, „dziękuję ci za to, że", „dziękuję wam za to, że". Dziękuję komuś, za coś. Zresztą, i w sieci można się natknąć na młodych, którzy wciąż jeszcze wyznają „Dziękuję ci za to, że jesteś". Może to są ci, którzy czytają też książki.