Uderzenie w najcenniejszą część reformy

Obrona OFE, oparta na stwierdzeniu, że w OFE są prawdziwe pieniądze, a w ZUS czarna dziura, jest nieodpowiedzialną manipulacją – piszą publicyści.

Publikacja: 23.06.2013 21:52

Izabela Leszczyna

Izabela Leszczyna

Foto: materiały prasowe

Red

Trudno nie zgodzić się z Leszkiem Balcerowiczem i Wiktorem Wojciechowskim w ich artykule „Demony OFE wg Rostowskiego” opublikowanym 17 czerwca na łamach „Gazety Wyborczej”, że dyskusja o OFE powinna dotyczyć spraw fundamentalnych i być dyskusją o przyszłości, także tej bardzo odległej. Jeszcze trudniej byłoby zaprzeczyć, że wzrost gospodarczy to jedyne źródło wzrostu realnych dochodów osób pracujących i emerytów. Jesteśmy zgodni także co do tego, że OFE odegrały istotną rolę w tworzeniu polskiego rynku kapitałowego, co z kolei miało pozytywny wpływ na wzrost gospodarczy. Co zatem stanowi oś sporu pomiędzy Leszkiem Balcerowiczem a Ministerstwem Finansów?

Serce reformy z 1999 r.

Sądząc po licznych wypowiedziach Leszka Balcerowicza, kluczową zmianą systemową w 1999 roku było wprowadzenie filaru kapitałowego i utworzenie OFE. Tymczasem my uważamy, że sercem reformy nie było utworzenie OFE, lecz wprowadzenie nowego systemu emerytalnego o zdefiniowanej składce i indywidualnych kontach w obu filarach, czyli i w ZUS, i w OFE. Dzięki temu nastąpiło uzależnienie wysokości przyszłej emerytury od wysokości wszystkich wpłaconych składek. Spowodowało to, że oba filary nowego systemu są zrównoważone w czasie.

Obecny rzeczywisty niedobór finansowy funduszu emerytalnego wynika ze zobowiązań wobec naszych emerytowanych rodziców i dziadków (którzy nabyli uprawnienia emerytalne w starym systemie) i z przekazywania składek emerytalnych do OFE.

Wielkim osiągnięciem reformy z 1999 r. jest to, że przestaliśmy powiększać przyszły deficyt funduszu emerytalnego, bo osoby, które miały poniżej 50 lat, zostały przeniesione do nowego, zrównoważonego systemu. Nawet w 2030 r. przywileje emerytalne, które zostały przywrócone górnikom w 2005 r., będą stanowiły mniej niż 10 proc. deficytu w funduszu emerytalnym.

OFE znacząco i niepotrzebnie zwiększają deficyt i dług publiczny, prowadząc do zwiększenia premii za ryzyko i koszt kredytu

Zasada zdefiniowanej składki powoduje spadek deficytu emerytalnego w długim okresie, ale przekazywanie składki do OFE (pierwotnie 7,3 proc.) ma skutek odwrotny, co prawda jedynie w okresie przejściowym, ale ów okres będzie trwał ponad 60 lat.

Niektórzy argumentują, że bez utworzenia OFE i bardzo optymistycznych oczekiwań oraz daleko idących obietnic, dotyczących osiągalnych stóp zwrotu w II filarze, wprowadzenie zdefiniowanej składki – jądra reformy emerytalnej – nie byłoby możliwe. Inni twierdzą, że istnienie OFE ułatwiło akceptację prywatyzacji państwowych spółek, z bezdyskusyjną korzyścią dla rozwoju Polski. Takiej interpretacji historii nie można wykluczyć, ale dzisiaj gros prywatyzacji jest za nami, a oczekiwania wobec stóp zwrotu z OFE okazały się mocno wygórowane.

Wiemy, że stopa zwrotu w OFE była – po odliczeniu opłat PTE – lekko niższa niż stopa zwrotu na kontach emerytalnych w I filarze w ZUS i znacznie niższa niż na subkontach w ZUS. Wzrosło także przekonanie Polaków, że bezpieczeństwo przyszłych emerytur jest uwarunkowane przede wszystkim zrównoważeniem systemu emerytalnego, a nie niepewnymi dochodami z giełdy.

Dogmat a jakość debaty publicznej

Balcerowicz i Wojciechowski traktują tezę o dobrodziejstwie przymusowego filaru kapitałowego jak dogmat. Tymczasem jakość debaty publicznej zależy od tego, czy wolno zadać każde pytanie, czy wolno podać w wątpliwość tezy czy twierdzenia dotąd uznawane za prawdziwe. W 1999 roku przyjęliśmy tezę o korzyściach płynących z OFE jako bezwarunkową i niepodlegającą podważaniu. Ale minęło prawie 15 lat i jesteśmy bogatsi o wiedzę, której nie mieli, bo nie mogli mieć, ojcowie reformy. Z dzisiejszej perspektywy okazuje się, że obowiązkowy filar kapitałowy ma wiele wad i nie chodzi tylko o niewspółmierne do zysków opłaty ponoszone przez emerytów, bo te zawsze można obniżyć. Dyskutujemy i chcemy dyskutować o zrównoważeniu systemu emerytalnego, bez oskarżania się o antyrynkowe postawy, bo to bardziej epitet niż argument w dyskusji.

Wśród korzyści płynących z II filara autorzy wymieniają wzrost oszczędności gospodarstw domowych, a w konsekwencji także w całej gospodarce. Ale przecież muszą dobrze wiedzieć, że oszczędności to dochód, który nie zostanie wydany na zaspokojenie potrzeb konsumpcyjnych społeczeństwa, a dane statystyczne o wydatkach sektora publicznego i prywatnego nie pokazują ich spadku po wprowadzeniu OFE. Nie ograniczono zatem bieżącej konsumpcji, bo nie podwyższono składki emerytalnej, chociaż 2/5 jej wartości przesunięto do OFE.

Stworzono zatem pozór oszczędności, wmawiając ludziom, że z tej samej składki mogą opłacić emerytury swoich rodziców i „oszczędzać” na własną emeryturę. Pierwotnym źródłem sfinansowania części kapitałowej systemu emerytalnego był wzrost długu publicznego, który, z ekonomicznego punktu widzenia, stanowi ujemne oszczędności sektora publicznego. Bilans istnienia OFE dla stopy oszczędności w skali całej gospodarki jest – wobec tego – ujemny: ujemne oszczędności są większe od inwestycji OFE i reinwestowanych w Polsce zysków PTE.

Inną zaletą istnienia OFE, według Balcerowicza i Wojciechowskiego, jest łatwiejsze pozyskiwanie przez przedsiębiorców kapitału na rozwój firm. Ta teza może być prawdziwa, ale tylko w odniesieniu do firm notowanych na giełdzie, które rzeczywiście na istnieniu OFE zyskały.

Niestety, średnie i małe polskie firmy finansujące się w systemie bankowym na istnieniu OFE straciły, ponieważ w cenie udzielanych im kredytów zawarta jest premia za zwiększone ryzyko z tytułu wzrostu polskiego długu publicznego, a MŚP tworzą ponad połowę PKB i zapewniają 70 proc. zatrudnienia w sektorze prywatnym.

Ulubiona teza profesora

Balcerowicz i Wojciechowski w swoim artykule piszą, że rozwijany przez OFE rynek obligacji pozwala państwu taniej finasować dług publiczny. To dość marna pociecha, bo jeszcze taniej byłoby, gdyby dług był po prostu niższy, tzn. gdybyśmy nie musieli emitować obligacji, by przekazać składkę do OFE, za którą OFE kupią nasze obligacje. Wygląda to na sen wariata, ale niestety dzieje się na jawie.

Niejednoznaczny okazuje się także wpływ OFE na GPW. Autorzy utrzymują, że polski rynek kapitałowy dzięki OFE jest większy i bardziej płynny. Tymczasem usłyszeliśmy ostatnio, że GPW boryka się z pogłębiającym się problemem niskiej płynności, która jest prawie dwa razy mniejsza niż na giełdzie niemieckiej. Pieniądze z OFE są bowiem lokowane długoterminowo, a fundusze nie zarządzają aktywnie swoim kapitałem.

I wreszcie ulubiona teza profesora, że filar kapitałowy wzmacnia presję na wprowadzanie prorozwojowych reform. Niestety to dość osobliwe przekonanie o tym, że 14 prezesów PTE może zastąpić demokrację w 38-milionowym kraju, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości: w 2003 r., a zatem już po utworzeniu filaru kapitałowego, wyłączono z powszechnego systemu emerytury mundurowe, a w 2005 r. wprowadzono emerytury górnicze i na dwa lata przedłużono możliwości nabywania wcześniejszych emerytur (za te antyreformy odpowiada rząd SLD), kolejny rząd (PiS, LPR, Samoobrona) ponownie przedłużył możliwość wcześniejszego przechodzenia na emerytury. Jak widać, istnienie filara kapitałowego nie tylko nie wywarło presji na reformy, ale nie było nawet wystarczającym hamulcem dla działań antyreformatorskich. Reformy bowiem są zależne przede wszystkim od odwagi i woli demokratycznie wybranych polityków partii rządzących, a nie od jakiegoś, choćby bardzo uwierającego wędzidła. Jest to tym bardziej oczywiste, że pozytywne skutki najważniejszych reform są zwykle odłożone w czasie.

Także pozytywne skutki ekonomiczne reform podjętych przez rząd PO–PSL (wprowadzenie emerytur pomostowych, podniesienie wieku emerytalnego, reforma emerytur mundurowych) będą konsumowane dopiero przez nasze dzieci i wnuki. Wobec tego nie ma żadnych podstaw, aby wmawiać Polakom, że tylko istnienie OFE jest gwarantem działań reformatorskich. Reformy i OFE to byty rozłączne!

Trudno także postrzegać OFE jako warunek oszczędnego gospodarowania finansami publicznymi. Wprost przeciwnie, znacząco i niepotrzebnie zwiększają deficyt i dług publiczny, prowadząc do zwiększenia premii za ryzyko i koszt kredytu, szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorstw.

Zresztą kilka minut zastanowienia powinno wystarczyć, aby zrozumieć, że wysokie wydatki wynikające z OFE mogą być zrównoważone nie tylko cięciami złych, politycznie umotywowanych wydatków, ale także cięciami dobrych prorozwojowych inwestycji w infrastrukturę czy naukę lub podwyższeniem podatków.

Skąd się wzięła ta dziura? Dobre pytanie!

To bardzo źle, że autorzy utrwalają nieprawdziwą tezę, że obecny deficyt funduszu emerytalnego w FUS, zarządzanego przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, wynika z ustępstw polityków wobec zorganizowanych grup nacisku. Autorytet Balcerowicza sprawia, że inni, mniej zorientowani uczestnicy debaty bezrefleksyjnie powtarzają tę nieprawdę. Gdyby założyć, że poprzednie rządy nie wprowadziły niekorzystnych zmian do systemu po 1999 roku, a nawet zrealizowały założenia reformy, to na obecne saldo FUS nie miałoby to znaczącego wpływu, bo dzisiejsi emeryci, nawet nowi, to wciąż osoby, które nabyły prawa do swoich emerytur w starym systemie.

Dlatego obrona OFE, oparta na stwierdzeniu, że w OFE są prawdziwe pieniądze, a w ZUS czarna dziura, jest nieodpowiedzialną manipulacją. Co więcej, manipulacja ta uderza w najcenniejszą część reformy z 1999 r., powoduje bowiem, że Polacy, zamiast myśleć o składkach odprowadzanych do I filara jak o swoich oszczędnościach, od których zależeć będzie ich przyszła emerytura (a takie było przecież założenie „ojców reformy” z 1999 r.), traktować je będą jak zwyczajny podatek, zniechęcający do dłuższej, lepiej płatnej i legalnej pracy. Czarny PR obrońców OFE na temat ZUS uderza więc w same fundamenty reformy emerytalnej z 1999 r.

Izabela Leszczyna jest filologiem polskim, od kwietnia 2013 wiceministrem finansów w rządzie Donalda Tuska. Ludwik Kotecki jest ekonomistą, był m.in. wiceministrem finansów i pełnomocnikiem rządu do spraw wprowadzenia euro

Trudno nie zgodzić się z Leszkiem Balcerowiczem i Wiktorem Wojciechowskim w ich artykule „Demony OFE wg Rostowskiego” opublikowanym 17 czerwca na łamach „Gazety Wyborczej”, że dyskusja o OFE powinna dotyczyć spraw fundamentalnych i być dyskusją o przyszłości, także tej bardzo odległej. Jeszcze trudniej byłoby zaprzeczyć, że wzrost gospodarczy to jedyne źródło wzrostu realnych dochodów osób pracujących i emerytów. Jesteśmy zgodni także co do tego, że OFE odegrały istotną rolę w tworzeniu polskiego rynku kapitałowego, co z kolei miało pozytywny wpływ na wzrost gospodarczy. Co zatem stanowi oś sporu pomiędzy Leszkiem Balcerowiczem a Ministerstwem Finansów?

Pozostało 93% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml