Ukraina to państwo dane nam przez Boga – wołał lider Swobody Ołeh Tiahnybok na przedwyborczym wiecu w październiku 2012 r. – Albo będzie rządzone przez bandę oligarchów i kryminalistów, albo stanie się Ukrainą ukraińską! – krzyczał, a oklaskiwał go wielotysięczny tłum.
Tymczasem całkiem niedawno okazało się, że w szeregach tej walczącej z „bandytami w Kijowie" partii mogą być przestępcy. Sensacyjne informacje na temat sposobów finansowania Swobody podał lwowski dziennik „Ekspres". Oczywiście Swoboda zdecydowanie temu zaprzecza i szykuje pozwy do sądu, ale sprawę może przegrać – nawet jeśli ma rację, że artykuły „Ekspresu" zostały napisane na ul. Bankowej w Kijowie, czyli w siedzibie prezydenta Wiktora Janukowycza.
Droga na szczyt
Swoboda to ugrupowanie skrajne, odwołujące się do tradycji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i jej lidera Stepana Bandery oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) i jej przywódców. Powstała w 1991 roku pod nazwą Socjal-Nacjonalistyczna Partia Ukrainy. W 2004 r. zmieniła nazwę na obecną. Wówczas też liderem Swobody został Ołeh Tiahnybok.
Dość długo Swoboda odgrywała marginalną rolę w ukraińskiej polityce. W 2012 r. pokonała jednak 5-procentowy próg wyborczy, uzyskując aż 10,44 proc. głosów (w tym ponad 30 proc. w trzech obwodach zachodnich). Obecnie ma 36 mandatów w Radzie Najwyższej i jest znaczącym graczem na ukraińskiej scenie politycznej.
Jak to się stało? Na Ukrainie zachodniej – niechętnie nastawionej do Partii Regionów i jej lidera, prezydenta Janukowycza – poparcie straciły ugrupowania opozycyjne z dawnego bloku „pomarańczowych", uznane za nieskuteczne. Swoboda, ideowa i walcząca z oligarchami, stała się dla wielu Ukraińców jedyną alternatywą.