I choć ilość peanów wygłaszanych pod adresem papieża Franciszka staje się powoli męcząca (choć jest to zmęczenie przyjemne), uważam, że i z tą decyzją nie mógł po prostu lepiej trafić.
Przygotowywałem się do pisania książki „Last minute. 24 h chrześcijaństwa na świecie", chciałem pokazać Kościół w różnych zakątkach globu. Kardynał Maradiaga ciekawił mnie od dawna: salezjanin, pianista, doktor psychologii, licencjonowany pilot i – jak twierdzi Wikipedia – przyjaciel Bono. Z głupia frant napisałem więc do niego maila i po trzech dniach dostałem odpowiedź (w co nie mogło uwierzyć kilku znajomych polskich biskupów: napisaną osobiście, nie przez sekretarza). Kardynał zapraszał do Hondurasu, bym wszystkiemu mógł się przyjrzeć osobiście.
W Tegucigalpie od razu przydzielił mi kierowcę i jednego z komandosów ze swojej ochrony. Zarówno on, jak i jego biskup pomocniczy wiele razy byli już celem zamachów – ostrzeliwano im biura, samochody, profanowano kościoły, grożono w listach. W Hondurasie o władzę walczą z rządem handlarze narkotyków, którzy mają tu ważny punkt przerzutowy. Kardynał i jego księża niejednokrotnie zaleźli im za skórę.
Przez ponad tydzień uczestniczyłem we wszystkich aktywnościach metropolity. Lataliśmy na poświęcenia kościołów na prowincji (raz kardynał pilotował osobiście), odwiedziłem seminarium, klasztory, domy opieki, byłem na bierzmowaniach, wykładach, uczestniczyłem w wielkiej pompie z prezydentem z okazji głównego maryjnego święta. Zaczynaliśmy dzień koło siódmej rano, kończyliśmy po 23. W międzyczasie, w samochodzie, nagrywałem z kardynałem wywiad (nie będę go streszczał, jest w książce). Zdarzało się, że hierarcha, zmagający się z ciężką chorobą, ze zmęczenia zasypiał w pół zdania.
Widziałem biskupa, który nie pcha się do Rzymu („bo nie chcę, żeby moja głowa spłynęła Tybrem"), który całe życie poświęcił swojej diecezji i w warunkach frontowych, a nie na dyskusyjnych panelach, zmaga się z najważniejszymi problemami współczesnego świata. Rozbite rodziny. Bieda na ulicy. Terror chciwości w biznesie. Przeżarta korupcją polityka, wśród której trzeba lawirować, bo gdy wszystko wokół pada, Kościół jest ostatnią instancją, na której społeczeństwo może się jakoś trzymać (kardynał w politycznych kazaniach bynajmniej się nie oszczędza). Coraz bardziej skomplikowane problemy bioetyczne. Tego się nie da załatwić z wysokości tronu.