Czuć w Polsce wyraźny powiew wolterianizmu. Hasła o równości, tolerancji, obronie mniejszości seksualnych i inaczej myślących, przy bezwzględnym krytycyzmie wobec przedstawicieli Kościoła, jeszcze nigdy nie brzmiały tak silnie jak teraz. Równocześnie wiele autorytetów lewicowo-liberalnych elit z niekłamanym zatroskaniem przekonuje, że z takim poziomem religijnego fanatyzmu i przesądów nie zdamy egzaminu z dojrzałej demokracji przed Europą. „Gdy nadarzyła się wreszcie okazja, by z parweniusza i kraju wiecznie aspirującego stać się w końcu Europą nie tylko w sensie geograficznym, ale także i kulturowym, na przeszkodzie ku nowoczesności staje skostniały polski katolicyzm ze swoją przestarzałą wizją świata" – przekonują czołowi publicyści „Gazety Wyborczej" czy „Polityki".
Marzenia o Zapatero
Janusz Palikot zapytany jakiś czas temu, dlaczego tak bezpardonowo atakuje Kościół, odpowiedział: „Postęp nie jest możliwy bez sekularyzacji. Wszędzie, gdzie rozwinęła się nowoczesność, najpierw ograniczano wpływy Kościoła. Musimy iść tą samą drogą, nie ma innego wyjścia". Monika Olejnik pytana, jakie ma poglądy, odpowiedziała, że „normalne, europejskie". Bycie „Europejczykiem" znaczy dzisiaj tyle samo, co stawać po stronie postępu, wolności i tolerancji.
Nowoczesny Europejczyk odrzuca też krępujące nakazy moralne Kościoła katolickiego. By dołączyć do grona „fajnopolaków", należy z mniejszym lub większym naciskiem, ale zawsze w jakiś sposób nawiązać do antyklerykalnego ducha Woltera. To też najlepszy wyznacznik bycia modnym i najkrótsza droga do uznania za inteligenta.
Ta specyficznie pojmowana obecnie „europejskość" stała się kluczem do recydywy walki z Kościołem i powrotu antyklerykalizmu. Kojarzony do tej pory z z obscenicznymi akcjami Jerzego Urbana, niesławnym dziedzictwem departamentu IV UB ?ds. Walki z Kościołem i morderstwem ks. Popiełuszki, antyklerykalizm nie miał zbyt dobrej prasy w III RP i egzystował na obrzeżach głównego nurtu życia politycznego. Nawet SLD posługiwał się nim bardzo ostrożnie i dawkował go raczej oszczędnie, rezerwując, jeśli już, dla najwytrwalszych weteranów PRL. Podczepienie rodzimego antyklerykalizmu pod hasła „europejskości", tolerancji i postępu pozwoliło starym wrogom Kościoła nabrać nowego wiatru w żagle.
Z poczuciem europejskości bardzo silnie związany jest również psychologiczny mechanizm kompleksu niższości wobec Europy Zachodniej. Przedstawiciele lewicowo-liberalnego salonu do znudzenia pałkują nas hasłami w stylu: „skończmy z parafiańszczyzną, bo Europa patrzy", „jesteśmy jedynym wyznaniowym państwem w Europie", „tak duża władza, jaką ma w Polsce Kościół, w Europie byłaby nie do pomyślenia".