Czerwonych i żółtych pogodzili zieloni

W Tajlandii wprowadzono stan wojenny. Czy turyści mają się czego obawiać?

Publikacja: 20.05.2014 19:03

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Kompletnie nie. Media społecznościowe zapełniają się kolejnymi zdjęciami „z rąsi", tzw. selfie, które turyści i sami Tajowie robią sobie na tle żołnierzy wyprowadzonych na ulice miast. W Tajlandii we wtorek rano wprowadzono stan wojenny. O godzinie 6:30 rano nadano wystąpienie generał Prayutha Chan-ochy, szefa armii, który podzielił się z rodakami radosną nowiną. Według niego armia ma na celu zaprowadzić pokój w kraju ukochanym przez wszystkich Tajów tak szybko szybko, jak to tylko będzie możliwe.

Zamach co 4,5 roku

W Tajlandii to nic nowego. Od 1932 roku, czyli od końca monarchii absolutnej w kraju armia przeprowadziła 18 zamachów stanu. Wychodzi średnio jeden na 4,5 roku. Przypomina to trochę życie na wulkanie. Wiadomo, że wybuchnie, że zaleje okoliczne tereny niszczycielską lawą, ale ludzie i tak wrócą szybko i odbudują swoje domy, bo nigdzie w okolicy nie ma tak żyznej ziemi jak właśnie pod wulkanem. W sumie niebezpieczeństwo nie jest tak duże.

Żyzną ziemią Tajlandii jest turystyka. Stolica kraju, Bangkok, którego pełna nazwa w języku tajskim brzmi: „Miasto aniołów, wielkie miasto, rezydencja świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana" (cytuję za Wikipedią), wyprzedziła w ubiegłym roku Londyn pod względem największego ruchu turystycznego na świecie. Bangkok – to wersja skrócona nazwy, pochodzi od określenia: „wieś drzewek oliwnych" – wygrał ze stolicą Wielkiej Brytanii o 20 tys. turystów, 15,98 do 15,96 mln osób, które odwiedziły oba miasta w 2013 roku. Turystyka jest siłą napędową gospodarki kraju, dlatego Tajlandia nie może pozwolić sobie na stworzenie najmniejszego zagrożenia dla odwiedzających ją osób.

Zdjęcia z żołnierzami

W Bangkoku żołnierze pojawili się na głównych skrzyżowaniach, w centrach handlowych i siedzibach stacji telewizyjnych. Nastroje są spokojne, z żołnierzami można robić sobie zdjęcia, choć oczywiście wygląda to mało optymistycznie. Wojsko na ulicach nigdy nie wróży niczego dobrego. Generał Prayuth nakazał także wyłączenie sygnału telewizyjnego stacjom sympatyzującym z protestującymi i organizacjami pozarządowymi. Kto zatem w ogóle protestuje w Tajlandii i przeciwko komu?

Są czerwoni, żółci i od niedawna także zieloni, czyli wojsko. Z tymi ostatnimi jest najprościej, bo skoro armia daje o sobie statystycznie znać co 4,5 roku, pozostaje liczącą się siłą w Tajlandii. Czerwoni, dosłownie czerwone koszule, to zwolennicy byłego premiera Thaksina Shinawatry. Był premierem w latach 2001-2005, można go nazwać oligarchą branży telekomunikacyjnej. Rządził twardą ręką, walczył z handlarzami narkotyków, chciał poprawić warunki życia najbiedniejszych Tajów. Zarzucano mu jednak korupcję, ograniczanie wolności słowa i wreszcie, brak szacunku dla rodziny królewskiej.

Wojskowi, czyli zieloni, obalili Thaksina w 2006 roku. Pośrednio wrócił do władzy przy pomocy swojej młodszej siostry, Yingluck Shinawatry. Była premierem Tajlandii od 2011 roku, ale 7 maja tajlandzki Sąd Konstytucyjny uznał ją za winną nadużycia władzy. Opuściła ona gabinet wraz z 9 ministrami. Jej zwolennicy zapowiedzieli wówczas protesty przeciwko decyzji sądu.

Yingluck nazywano marionetką realizującą interesy swojego brata. Jej partia Pheu Thai posługiwała się hasłem wyborczym: „Thaksin myśli, Pheu Thai działa". Dochodzenie wykazało jednak, że partia kupowała głosy biedoty swoją retoryką. Obiecywano m.in. program dotacji dla producentów ryżu. Była szefowa rządu tolerowała te nieprawidłowości mimo ostrzeżeń ekspertów o możliwościach generowania korupcji i potencjalnych stratach dla gospodarki kraju. Program dopłat spowodował straty sięgające nawet 4,5 mld dol. i uderzył w pozycję Tajlandii na światowym rynku ryżu.

Żółci i król rekordzista

Żółci wreszcie to odwieczna opozycja wobec czerwonych. Żółty to kolor króla, którego popierany przez biznesmenów były premier Thaksin nie szanował. Król Tajlandii to nie byle kto, bo nie dość, że posiada imię niewiele krótsze od pełnej nazwy Bangkoku (Jego Wspaniałość, Wielki Pan, Siła Ziemi, Nieporównywalna Moc, Syn Mahidola, Potomek Boga Wisznu, Wielki Król Syjamu, Jego Królewskość, Wspaniała Ochrona), to obecnie jest drugim po byłym królu afrykańskiego państewka Suazi najdłużej urzędującą głową państwa.

Mimo tych cyklicznych wojskowych zamachów stanu Tajlandia to monarchia konstytucyjna. Król Bhumibol Adulyadej, inaczej Rama IX panuje od czerwca 1946 roku, niedługo rozpocznie 69. rok u władzy. Poza wieloma swoimi zaletami jest nawet jazzmanem (gra na saksofonie altowym), który występował z wieloma muzykami, m.in. z Bennym Goodmanem.

Ta kolorowa mieszanka co jakiś czas powoduje niezłe zamieszanie w całym kraju. Trzeba być ostrożnym, ale nic nie wskazuje jednak, by turyści mieli odczuć tajlandzki zamach stanu. Kolejny zresztą i tak wypadnie za 4,5 roku.

Kompletnie nie. Media społecznościowe zapełniają się kolejnymi zdjęciami „z rąsi", tzw. selfie, które turyści i sami Tajowie robią sobie na tle żołnierzy wyprowadzonych na ulice miast. W Tajlandii we wtorek rano wprowadzono stan wojenny. O godzinie 6:30 rano nadano wystąpienie generał Prayutha Chan-ochy, szefa armii, który podzielił się z rodakami radosną nowiną. Według niego armia ma na celu zaprowadzić pokój w kraju ukochanym przez wszystkich Tajów tak szybko szybko, jak to tylko będzie możliwe.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?