Prezydent RP zatwierdził nową strategię obronną uwzględniającą zagrożenie ze strony Rosji. Polska buduje siły odstraszania bazujące na sprzęcie najnowszej generacji – rakietach manewrujących wystrzeliwanych z lądu, samolotów i okrętów. W geopolitycznych układankach odstraszanie odgrywa kapitalną rolę, żeby jednak było skuteczne, musi mieć charakter masowy, jak w okresie zimnej wojny.
Na sprzęt dający taką siłę rażenia Polski nie stać, a broni nuklearnej wprowadzić nie możemy i nie chcemy, choć mamy atomowy potencjał. Pozostaje zatem odstraszanie niekonwencjonalne, oparte na walce wysoko zmotywowanego społeczeństwa. Jeśli przeciwnik będzie wiedział, że jego agresja natknie się na masowy, przygotowany opór obywateli, a nie tylko armii zawodowej, dobrze się zastanowi, zanim uderzy. Oby nie zaatakował nigdy, co właśnie stanowi cel odstraszania, które zawsze jest kosztowne dla społeczeństwa, ale dużo tańsze niż wojna.
Odstraszajmy
Nowa strategia obronna RP zakłada ścisły sojusz z USA i wzmacnianie gotowości bojowej NATO. To słuszna droga, strateg musi jednak zakładać sytuację najgorszą, czyli brak reakcji sojuszniczej. Odsiecz nie jest pewnikiem, lecz tylko założeniem; opieranie bezpieczeństwa Polski głównie na nim może się kiedyś okazać więcej niż ryzykowne, oby nie katastrofalne. Czy mamy coś jeszcze niż NATO i w przyszłości rakiety manewrujące, co mogłoby odwieść od uderzenia na nasz kraj? Nie bardzo.
Najnowsza historia zna niewiele przypadków, gdy wojsko wygrało z partyzantką, a jeśli już, to tylko wtedy, gdy nie cieszyła się ona poparciem większości społeczeństwa
W debacie nad obroną terytorialną, zwaną też Armią Krajową, brakuje argumentów o odstraszaniu właśnie, a nadaje się ona do tego znakomicie. Gdyby doszło do wojny na pełną skalę z Rosją, wojny, którą musielibyśmy toczyć samotnie, bez wsparcia NATO, armia zawodowa i jej rezerwa zostaną w końcu rozbite. Ciężar obrony muszą wówczas przejąć uzbrojeni obywatele. Jeśli stanie się inaczej, będzie to oznaczało koniec państwa polskiego.