Dzieci są łatwymi ofiarami hochsztaplerów. Stąd umizgi do młodych. Przechwałki, która z partii cieszy się u nich powodzeniem. Trzymanie oka kamery na grupkach niechlujnych starców podczas demonstracji przeciw establishmentowi jest oklepanym chwytem medialnej manipulacji lizisłupsków władzy. Dzieci są wymarzonym elektoratem, stąd i wojenki o obniżenie wieku wyborców. Starych wyg byle czym nie zmamisz. Podlotki są kusząco naiwnym stadium człowieka.
Dzieci są przyszłością ekonomii, polityki i historii. Chce się ich do dyspozycji jak najwięcej. Dzieci cudzych, których los ma się w słupsku. W krajach dzikich i totalitarnych nie ma dla nich litości.
Ministerstwo Oświaty i Wychowania zamieniono podstępnie na Ministerstwo Edukacji Bez Oświaty i Wychowania Z Wyjątkiem Ambicji Wychowywania w Dziedzinie Słupska. Zgodnie z tym trendem, chwilowy choćby kontakt z polską telewizją jest lawiną zniszczenia spuszczaną na dzieci bez granic i skrępowania. Jakby sejmowi posłowie nie mieli przynajmniej własnych dzieci, ani wnuków. Jakby nie było Rady Etyki Mediów, tak empatycznej wobec entuzjastów pokracznego, kompromitującego polską sztukę kiczu na Placu Zbawiciela. Jakby Rzecznik Praw Dziecka zbiegł do Archangielska. Dzieci nie są w Polsce święte. Przy wszystkich wobec nich zaniechaniach są deprawowane także co kwadrans przez reklamy z udziałem rówieśników.
Reklamy telewizyjne z udziałem dzieci gwałcą szczególnie ich psychikę. Kradną dzieciom duszę, rozum, wartości. Ta fala wzbierała od jakiegoś czasu. Teraz przybrała rozmiary kryminalne. Dzieci występują już w większości komercyjnych reklam polskiej telewizji. Jest oczywiste, że nikt tak nie przekona dziecka jak inne dziecko. Nikt nie potrafi wywrzeć tak skutecznej presji na dorosłego jak dziecko - wielki konsument. W cywilizowanym prawodawstwie sile dziecięcej perswazji w kwestii zakupów stawia się tamy.
W Polsce, na przykład, dzieci mają zmusić mamę do przyrządzania potraw i wypieków z chemicznych ekstraktów. I mniejsza już o złe wzorce żywienia, szkody zdrowotne. O to, ile buraków może zmieścić się w torebce proszku. Najgorsze są szkody psychiczne ponoszone w konsekwencji tego handlowego procederu. Jeżeli dzieci przekonuje się, że nabycie towarów z reklam jest podstawą rodzicielskich uczuć, dobrej, domowej atmosfery i ich udanego życia, to w takiej szkole konsumpcji wtłacza się frustrację, praktykę szantażu wobec dorosłych, niszczenie autorytetów i międzypokoleniowej więzi. Gdzie biada złym rodzicom, którzy nie wiedzą, co jest w życiu najlepsze i marny jest los tych, którzy dają niemodne prezenty. Jeszcze boleśniejszy bicz kręcą na siebie ci, którzy się do takiej perswazji stosują.
Reklamowe brządce uświadamiają dziś we wszystkich kwestiach skarykaturowanych dorosłych, również w sprawach niedziecięcych. Najukochańsi rodzice mają zaciągać bankowe kredyty, by spełnić marzenia dzieci. Dzieci z reklam mają rację, nawet jeżeli po trzykroć jej nie mają. W reklamie firmy ENEA, w celu zwabienia klientów do dostawcy elektryczności, dziecko drwi z nauczyciela. Górujący nad dorosłym klient firmy, lat około dziesięciu, ośmiesza nauczyciela sprostowaniem, że w gniazdku mamy do czynienia z prądem stałym, jak stawka ENEI. Tę pigułę bzdur i niegodziwości dzieci utrwalą sobie na całe życie wraz z nauką buntu i tego, że zdanie nauczyciela nie ma znaczenia, jeśli nawet mówi prawdę. Wszczepia się to w mózgi co piętnaście minut.