Ci, którzy narzekali na Tanie Linie Kolejowe dające szansę na przejechanie trzystukilometrowej trasy za około 60 zł, dziś mogą z sentymentem wspominać czas, który minął bezpowrotnie. Mogą także zadać sobie pytanie: dlaczego polskie marzenia realizowane są w postaci parodii, a nawet szyderstwa?
Deklaracja Marcina Celejewskiego, prezesa zarządu PKP Intercity, brzmiała: – Nowe, krótsze czasy przejazdu sprawiają, że pociągi znów stają się konkurencyjne. Na większości tras między dużymi miastami dojedziemy pociągiem szybciej niż autobusem, samochodem czy samolotem. Dla naszych klientów liczy się wygoda. W grudniu na torach pojawią się pociągi Pendolino, a także więcej nowych i zmodernizowanych wagonów.
Prawda jest inna: pojawienie się pendolina dało szansę na lepszą jakość podróżowania osobom zamożniejszym. Niestety, wyklucza z dalekobieżnej komunikacji kolejowej osoby średniozamożne, biedne, w tym młodzież i studentów. W takich sytuacjach zawsze mam wrażenie, że polscy decydenci nie wiedzą, jak żyją Polacy, ile zarabiają, na co ich stać, jak wyglądają usługi w innych krajach naszego regionu.
Zachwiane proporcje
PKP reklamuje swój najnowszy produkt cenami przypominającymi ofertę tanich linii kolejowych. Jednak to zwykły piarowski chwyt. Można kupić bilet na pendolino nawet za 55 zł. Promocja jest jednak ograniczona i wymaga planowania życia z dużym wyprzedzeniem. Praktyka jest taka, że osoby podróżujące w nagłych wypadkach, planujące podróż tydzień czy dwa wcześniej – co nie jest chyba jakimś przestępstwem – na trasie o długości ok. 300 km mają do wyboru kupno biletu w II klasie za 135 zł albo za 195 zł w I klasie.
Nie jest to problem dla menedżera w podróży służbowej. Nie wyobrażam sobie jednak zwykłej polskiej rodziny z dziećmi, która jest w stanie wydać na pokonanie 300 km w obie strony od 270 do 400 zł.