To motto stało się odtąd chętnie przytaczanym uzasadnieniem wielu działań rządu. Bo w istocie porównanie sytuacji dzisiejszej Polski do sytuacji II Rzeczypospolitej daje do myślenia.
Nasze położenie geopolityczne znowu – tak jak wtedy – zaczyna się kłaść cieniem na przyszłość. Z jednej strony wroga Polsce i Europie Rosja, z drugiej – zmierzająca ku rozkładowi Unia Europejska. Potencjalny sojusznik – Stany Zjednoczone – nie dość, że daleko za oceanem, to jeszcze – tak jak kiedyś Francja i Wielka Brytania – nieszczególnie skory do wsparcia w potrzebie. Nasz najbliższy dotąd partner – Niemcy – przeżywa, na własne zresztą życzenie, konwulsje spowodowane najazdem imigrantów z Bliskiego Wschodu. Pozycja kanclerz Angeli Merkel, ku uciesze Władimira Putina, słabnie z dnia na dzień i coraz więcej wskazuje na to, że wkrótce może ją zastąpić zwolennik porozumienia z Rosją w rodzaju obecnego wicekanclerza Sigmara Gabriela. Koszmar rosyjsko-niemieckiej ugody ponad głowami Polski staje się niebezpiecznie realny.