To motto stało się odtąd chętnie przytaczanym uzasadnieniem wielu działań rządu. Bo w istocie porównanie sytuacji dzisiejszej Polski do sytuacji II Rzeczypospolitej daje do myślenia.
Nasze położenie geopolityczne znowu – tak jak wtedy – zaczyna się kłaść cieniem na przyszłość. Z jednej strony wroga Polsce i Europie Rosja, z drugiej – zmierzająca ku rozkładowi Unia Europejska. Potencjalny sojusznik – Stany Zjednoczone – nie dość, że daleko za oceanem, to jeszcze – tak jak kiedyś Francja i Wielka Brytania – nieszczególnie skory do wsparcia w potrzebie. Nasz najbliższy dotąd partner – Niemcy – przeżywa, na własne zresztą życzenie, konwulsje spowodowane najazdem imigrantów z Bliskiego Wschodu. Pozycja kanclerz Angeli Merkel, ku uciesze Władimira Putina, słabnie z dnia na dzień i coraz więcej wskazuje na to, że wkrótce może ją zastąpić zwolennik porozumienia z Rosją w rodzaju obecnego wicekanclerza Sigmara Gabriela. Koszmar rosyjsko-niemieckiej ugody ponad głowami Polski staje się niebezpiecznie realny.
Tymczasem ani nasza dyplomacja, ani prezydent, który przecież ma szczególne kompetencje w kształtowaniu polityki zagranicznej, zdają się problemu nie dostrzegać. Zamiast wzmocnienia wschodniej flanki NATO otrzymujemy niewiele wartą obietnicę powiększenia amerykańskich baz rotacyjnych w Polsce, co – niezależnie od zapewnień rządu i amerykańskiego dowództwa – oznacza po prostu porażkę i zgodę na sprowadzenie nas do roli państwa buforowego.
Trudno nam też liczyć na wsparcie ze strony UE, która nie dość, że sama przeżywa najgłębszy kryzys w swojej historii, to jeszcze jest bardzo nieprzychylna wobec obecnych polskich władz.
Piłsudski, do którego tak bardzo lubi się odwoływać rząd, w takiej sytuacji podejmował decyzje odbiegające od schematu i opierał swoją politykę nie na złudzeniach, lecz na twardej analizie sił w Europie. W dzisiejszej sytuacji musiałoby to oznaczać decyzję, czy idziemy z Zachodem czy z Rosją. Druga możliwość wydaje się nieprawdopodobna, a więc pozostaje Zachód. Ale jak prowadzić politykę niezgodną z głównym nurtem Unii w oparciu o tę Unię? To wydaje się też niemożliwe. Aby porozumieć się z Unią, konieczne byłoby albo oddanie władzy przez PiS, albo zamiana tej partii w drugą Platformę – a zatem potakiwanie i być może ponowne uprzywilejowanie w kraju sił odsuniętych od władzy.