Z początkiem marca na prestiżowym Uniwersytecie w Sydney zorganizowany został panel dyskusyjny. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że australijscy akademicy poczuli palącą potrzebę przeanalizowania aktualnej sytuacji politycznej pewnego kraju oddalonego od Australii o prawie 16 tys. km.
Tematem debaty była Polska, a dokładniej polska demokracja. Wydarzenia ostatnich czterech miesięcy, które nastąpiły po objęciu władzy przez prawicową partię Prawo i Sprawiedliwość, nie tylko z sukcesem przyciągnęły uwagę opinii publicznej na Antypodach (co jest zjawiskiem niezwykłym, zważywszy na fakt, że właśnie trwało australijskiej lato. Okres w którym, dobrze wychowany mieszkaniec Australii nie porusza tematów innych niż grillowanie, picie i surfing), ale wręcz zakłóciły wakacyjny spokój niektórych środowisk społecznych.
Sam fakt, że wiadomości z Polski zagościły na pierwszych stronach prasy codziennej było już wystarczającym zjawiskiem godnym odnotowania. Ostatni raz na Antypodach poświęcono Polsce tyle uwagi w roku 1989. Gazety donosiły wówczas o powstaniu wolnego, demokratycznego kraju. Wyzwolenie się Polski spod komunizmu porównywane było przez media do słynnego, corocznego pokazu sztucznych ogni, organizowanego w sylwestra na Sydney Harbour Bridge. Głośne, porywające, w pewnym sensie olśniewająco udane. Nie obyło się co prawda bez huków i błysków, które wywoływały w pozostałej części Europy zaniepokojenie, jednak demokracja w Polsce stała się dla Australijczyków ustrojem oczywistym. O Polsce kangury usłyszały jeszcze raz w roku 2008, w kontekście partnera w sukcesie. Prasa doniosła wówczas, że jedynie te dwa kraje uchroniły się przed światowym kryzysem gospodarczym. Polska to tygrys Europy, a jej gospodarka pędził do przodu z impetem dzikiego konia – mógł przeczytać w codziennej prasie zwykły australijski zjadacz chleba.
Nigdy później sprawy tego odległego kraju nie zagościły wyraźnie w świadomości australijskiej opinii publicznej. Jednakże, ogólny wizerunek Polski był jasny i niezmienny: naród, który odniósł niespotykany sukces i prze do przodu.
Aż tu nagle w któryś letni, grudniowy poranek „The Guardian" donosi, że, Tygrys Europy wydaje się być w niebezpieczeństwie. Niespełna trzy miesiące po wygraniu wyborów przez prawicę, Polacy tłumnie wyrażają swoje niezadowolenie z nowych rządów. Młodzi i starzy protestujący zbierają się na ulicach wszystkich większych miast. Komisja Europejska bez charakterystycznej dla siebie opieszałości, podejmuje decyzje o wszczęciu śledztwa, które przedmiotem jest ustalenie, czy Polska łamie wspólnotowe zasady demokracji, a Lech Wałęsa, tak dobrze zapamiętany przez Australijczyków bohater wydarzeń roku 1989 oraz były prezydent Polski nawołuje nowy rząd do zaprzestania ośmieszania i dyskredytowania kraju na arenie międzynarodowej.