Ulubionym zajęciem komentatorów oraz polityków opozycji jest w ostatnim czasie prowadzenie zażartych sporów o to, ile list powinien wystawić w najbliższych wyborach obóz „antypisu”, by pokonać partie rządzące i sięgnąć po władzę. Co prawda kwestię tę dałoby się rozstrzygnąć jednym poważnym badaniem, którego koszty nie powinny przekroczyć 100 tysięcy złotych (co dla żyjących z naszych podatków partii parlamentarnych jest nieznaczącym wydatkiem), ale w sumie po co kończyć tak dobrze zapowiadającą się zabawę i do razu wiedzieć, czego chcą opozycyjni wyborcy?
Sam nie jestem bez winy, bo kilkakrotnie sugerowałem, że optymalnym rozwiązaniem są dwie listy: pierwsza, którą określam roboczo jako „EPP plus”, czyli Koalicja Obywatelska, PSL oraz Polska 2050, oraz – osobno – Lewica. Zaletą tego pomysłu jest to, iż pierwszy podmiot wygrywa z PiS i zaczyna profitować z mechanizmu przeliczania głosów wynikającego z metody d’Hondta, a drugi zbiera wszystkich wyborców, którzy nie mają centrowych czy centroprawicowych poglądów. Zatem korzyści dla opozycji są podwójne – nie dość, że po raz pierwszy od 2011 roku miałaby przewagę nad partią Kaczyńskiego i korzystałaby z metody premiującej zwycięzców, to jeszcze dawałaby swoim wyborcom komfort wyboru ideowego między centroprawicową „EPP plus” a lewicowym podmiotem kierowanym przez Włodzimierza Czarzastego, Adriana Zandberga i Roberta Biedronia.
Czytaj więcej
Statusowi kandydata Ukrainy w Unii sprzeciwiają się prawie wszystkie duże państwa UE, powiedziałb...
Czytaj więcej
Przed liderem PO stoi pytanie, czy iść w kierunku symbolizowanym przez Rafała Trzaskowskiego, czy...
Na razie ten układ opozycji nie został przebadany, więc nie wiem, czy moje założenia sprawdzą się w praktyce i czy spodobają się wyborcom, ale możliwe, że jednak – jak wynika z ostatnich sondaży – są oni w stanie zaakceptować także szeroką listę „antypisu”, od Romana Giertycha po Partię Razem. Jako się rzekło – dywagacje te mogłyby być rozstrzygnięte jednym poważnym, przeprowadzonym na 10 tysiącach respondentów badaniu, ale na razie nikt się do tego nie kwapi.
Negatywny elektorat szefa PO
Warto jednak zauważyć, że zarówno pomysł dwóch dużych bloków, jak i – zwłaszcza – jednego, obejmującego wszystkie, prócz Konfederacji, partie opozycyjne, rozwiązuje jeden z najbardziej poważnych problemów „antypisu”, a mianowicie kwestię ogromnego elektoratu negatywnego, który ma Donald Tusk. W jednym z ostatnich rankingów badających ten fenomen okazało się, że większym niż on zaufaniem społecznym cieszy się… Jarosław Kaczyński!