Najbardziej korzystne wydaje się – z punktu widzenia prezesa PiS – pójście na przedterminowe wybory. Sytuacja gospodarcza kraju pogarsza się z każdym miesiącem, rezerwy – dzięki którym możliwe były wieloletnie transfery społeczne – kończą się, zbliża się załamanie w finansach publicznych oraz – związane z tym – pogorszenie nastrojów społecznych.
Lepiej już nie będzie – dla zwykłych ludzi, ale także dla rządzących. Dodatkowo – od kilku miesięcy Łukaszenko i Putin dostarczają PiS „politycznego złota”, jakby powiedział Mateusz Morawiecki. Chodzi oczywiście o wcześniejszy kryzys na granicy białoruskiej oraz obecną agresję rosyjską na Ukrainę. Oba te tragiczne zjawiska spychały na dalszy plan sprawy gospodarcze, rosnącą inflację i postępującą drożyznę, a także wywoływały „efekt flagi” (choć zapewne mniejszy, niż rządzący by sobie życzyli). Łatwo sobie wyobrazić, o czym byśmy dzisiaj dyskutowali oraz jakie byłyby notowania PiS, gdyby nie dramatyczne wydarzenia na wschód od nas. Lepszego momentu na konfrontację z opozycją już Kaczyński mieć nie będzie.
Karpie przed Wigilią
Jasnym jest, że pójście na wcześniejsze wybory ma swoje wady. Po pierwsze, trudno założyć, że znajdzie się w Sejmie 307 chętnych do głosowania za tym.
Czytaj więcej
W najbliższych wyborach ugrupowania opozycyjne powinny wystawić dwa bloki – nie konkurujące, lecz uzupełniające się.
Opozycja chyba rozumie, że to byłoby jak głosowanie karpi za przyśpieszeniem Wigilii (by użyć popularnego sformułowania), ale chyba i po stronie rządzącej większości nie wszyscy byliby skorzy do skrócenia swego dolce vita połączonego z dolce far niente. Oczywiście, można skorzystać z innego sposobu sprokurowania przedterminowych wyborów, czyli z podania rządu do dymisji, ale w tzw. drugim kroku inicjatywa powołania nowego gabinetu przechodzi na Sejm i może istnieć niebezpieczeństwo ukonstytuowania się większości antypisowskiej.