Jak uczyć Ukraińców historii?

Jak powinniśmy opowiadać o historii dziesiątkom tysięcy Ukraińców studiujących w Polsce? Problem dotyczy szczególnie tych sytuacji, w których narracja na temat naszych wzajemnych relacji na Ukrainie odbiega od tej, jaka dominuje w Polsce – pyta politolog.

Aktualizacja: 01.08.2016 21:37 Publikacja: 01.08.2016 19:15

Jak uczyć Ukraińców historii?

Foto: materiały prasowe

Wedle danych z kwietnia 2016 r. w Polsce studiuje 57 tys. studentów z zagranicy. Największą ich grupę stanowią Ukraińcy – ponad 30 tys. To dzięki nim tylko w ostatnim roku liczba cudzoziemców na polskich uczelniach wzrosła o 11 tys.

Obecność rosnącej liczby studentów z zagranicy przynosi ze sobą zarówno korzyści, jak i wyzwania. Wśród tych pierwszych trzeba wymienić przede wszystkim korzyści ekonomiczne i demograficzne. Część studentów z innych krajów płaci za naukę w Polsce, prowadzoną czy to w języku polskim czy angielskim; niektórzy korzystają z rozmaitych programów stypendialnych, inni łożą z własnej kieszeni.

Studenci ze Wschodu mają możliwość podjęcia nauki na dziennych, polskojęzycznych kierunkach za darmo, o ile są posiadaczami Karty Polaka. W tym przypadku, choć nie przynoszą na uczelnię żywej gotówki, zapełniają miejsca na poszczególnych kierunkach studiów, co jest szczególnie istotne dla uczelni w kontekście niżu demograficznego. Kolejną korzyścią, jaką daje rosnąca obecność studentów z zagranicy, jest związana z nią postępująca internacjonalizacja polskich szkół wyższych, stanowiąca istotne kryterium oceny danej jednostki zarówno z perspektywy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w Warszawie, jak i Brukseli.

Różnice kulturowe

Wśród problemów wymienić trzeba niski poziom części studentów z zagranicy. Nie dotyczy to wyłącznie studentów z państw poradzieckich, ale w ich przypadku problem ten jest z powodu ich liczby szczególnie widoczny. Niska frekwencja i aktywność na zajęciach, plagiaty to częste problemy. Ponadto studenci ze Wschodu mają statystycznie lepsze oceny na świadectwach dojrzałości niż ich koledzy z Polski, co może ich faworyzować przy rekrutacji na studia.

Jednocześnie niektórzy Ukraińcy mają pasję i chęć parcia do przodu, której czasem brakuje ich polskim kolegom z tzw. generacji Z. Mają świadomość, że studia w UE są znaczącą szansą, którą powinni wykorzystać.

Inna trudność to bariera językowa. Mimo podobieństw języków słowiańskich (a może właśnie z ich powodu) obywatele państw poradzieckich często nie są w stanie opanować biegle polskiego języka naukowego. Nie jest to szczególnie zaskakujące: zapewne dla większości ludzi napisanie w obcym języku pracy magisterskiej (około 70–100 stron w przypadku nauk społecznych) byłoby sporym wyzwaniem.

Pojawia się wreszcie bolesny problem ksenofobii wobec studentów-obcokrajowców, zarówno ze strony kolegów z akademickich ław („Ukraińcy zajmują miejsca Polakom"), jak i zwykłych mieszkańców. Problem ten nie jest, jak się wydaje, zauważany przez MNiSW, choć odpowiedzialność polityczną za niego ponosi po części obecna władza, programowo niechętna uchodźcom i imigrantom ekonomicznym.

Mniej widocznym, ale nie mniej istotnym z perspektywy warsztatu wykładowcy, uczelnianego savoir-vivre'u i szerzej polityki oświatowej, jest kwestia różnic kulturowych. Nie chodzi tu wyłącznie o punktualność. Kultura, wiedza ogólna, światopogląd, wpływają bowiem, przynajmniej w przypadku kierunków społecznych i humanistycznych, na sposób jego pracy naukowej i jej efekty.

Ukraiński student używa kalk językowych ze swego rodzimego języka, które po polsku brzmią nieco sztucznie (utworzenie Ukraińskiej Republiki Ludowej w 1917 r. było próbą odrodzenia narodowego podjętą przez „lud Ukrainy" – pisała kilka lat temu jedna z moich magistrantek) oraz uważa, że każdy polski czytelnik zna doskonale historię i geografię Ukrainy (w ukraińskich książkach historycznych „nawet taki epizod jak Koliwszczyzna uważany jest za bohaterską walkę na rzecz wyzwolenia Humańszczyzny od szlachty i najemców", stwierdza inna).

Zdziwienie czy politowanie

Problem jest bardziej skomplikowany, gdy narracja historii Ukrainy i dwustronnych relacji polsko-ukraińskich odbiega od tej, jaka dominuje w Polsce. „Ukraińcy na mapie Europy – pisze kolejna magistrantka – to pradawna wspólnota etniczna wyraźnie wyodrębniona spośród swoich sąsiadów – Słowian jednością języka, kultury, mentalnością, zdeterminowanym i postępującym procesem w ciągu wielu stuleci do terytorialnego łączenia się oraz tworzenia suwerennego i niezależnego państwa". „W swojej skomplikowanej, wielowiekowej walce zbrojnej o suwerenność i niezależność Ukraina często zmagała się z okrutnym losem", a przyczyniła się do tego i Polska.

W połowie XVII wieku – zauważa inna magistrant – „narastające niezadowolenie Kozaków przekształciło się w największe powstanie kozackie pod przewodnictwem hetmana Bohdana Chmielnickiego. Zapoczątkowało to długoletnią wojnę polsko-ukraińską", Kozacy walczyli „nie tylko z polską administracją, katolickim duchowieństwem, ale i tymi, kto pomagał im eksploatować ukraińskie społeczeństwo [z Żydami]". „W styczniu 1654 roku w Perejasławiu podpisano słynną ugodę – doświadczone wojsko zaporoskie przechodziło pod zwierzchnictwo Rosji. (...) Sojusz z Moskwą był dobrowolny, dokonany przez lud ukraiński i zwalniał Ukrainę Chmielnickiego od bezpośredniej podległości Polsce. Większość państw Europy i Azji uznała nową Ukrainę za równoprawne i niezależne państwo".

Szczególnie tragicznym okresem w historii Ukrainy i Polski była pierwsza połowa XX wieku. Doszło wówczas do licznych konfliktów, mających niekorzystny wpływ na kształtowanie się stosunków między oboma krajami. W 1923 r. Polska dokonała „aneksji" Galicji Wschodniej. Po II wojnie światowej „Polacy nie odzyskali Lwowa, Wilna, natomiast część tzw. etnicznie ukraińskich ziem, Zakerzonia (Chełmszczyzna, Podlasie, Nadsanie, Łemkowszczyzna) pozostały w granicach nowej »czerwonej« Polski)".

Niektóre z przywołanych tu sformułowań mogą budzić zdziwienie czy politowanie. Jedni będą się doszukiwać w nich owoców miernej poradzieckiej ukraińskiej edukacji, inni „nacjonalistycznych" ciągot autorów. Te głosy nie powinny jednak przesłaniać bardziej zasadniczego pytania: jak wykładowca, nauczyciel powinien się odnosić do tego typu poglądów swoich uczniów – studentów.

Naszym zadaniem jest uczyć studentów faktów, ich znajomości i przywiązania do nich. Państwo kozackie rzeczywiście zostało uznane przez niektórych sąsiadów (Rzeczpospolita, Rosja, Szwecja), ale raczej nie przez większość państw europejskich i azjatyckich. Trudno mówić, że Polska dokonała „aneksji" Galicji Wschodniej. Przyznała ją Polsce w 1923 r. Rada Ambasadorów wielkich mocarstw.

Tanie i emocjonalne

Staramy się, w oparciu o literaturę naukową, fakty i procesy z przeszłości interpretować. Mogę przekonywać studentów, że naród ukraiński nie powstał w czasach Rusi Kijowskiej, bo narody powstały – jak tłumaczy Ernest Gellner – w czasach industrializacji jako pewna konstrukcja społeczna. Studenci, przynajmniej ci bardziej oczytani, mogą jednak odrzucić taką interpretację, przekonując, że naród nie jest konstruktem społecznym, bytem idealnym, ale pewną konkretną rzeczywistością opartą o więzy krwi czy tradycje, i dlatego można mówić o tysiącletnim narodzie ukraińskim. Moglibyśmy wspólnie toczyć na ten temat tyleż ciekawą, co zapewne mało konkluzywną dyskusję.

Cóż jednak począć ze sformułowaniami o „okrutnym losie" Ukrainy czy „licznych konfliktach" pomiędzy Polską a Ukrainą w pierwszej połowie XX wieku? Wchodzimy tu w sferę ocen – w sferze nauk społecznych zawsze subiektywnych i dyskusyjnych. Wszelka dyskusja akademicka powinna być prowadzona w sposób wyważony i osadzony w rzeczywistości.

Uczelnia wyższa nie jest miejscem dla populistów i demagogów – z tego powodu nie popieram sformułowania o „okrutnym losie" Ukrainy. Nie dlatego, że nie chcę pamiętać o najeździe mongolskim, rzezi kozackiej stolicy w Baturynie dokonanej przez wojska rosyjskie w 1708 roku czy Wielkim Głodzie w latach 1932–1933, podczas którego w wyniku zaplanowanych działań władz radzieckich zmarło kilka milionów ukraińskich chłopów. Po prostu dlatego, że stwierdzenie „okrutny los" jest nadmiernie tanie i emocjonalne, i nie licuje z powagą akademii.

Pojęcie „etnicznych ziem ukraińskich" z pewnością brzmi obco dla polskiego czytelnika. W polskiej literaturze współcześnie rzadko używa się sformułowania „etniczne polskie ziemie" (np. w odniesieniu do Wileńszczyzny), również dlatego że mogłoby to rodzić pewne podejrzenia o rewizjonizm terytorialny. Faktem jest jednak, że część ziem, które znalazły się po II wojnie w granicach Polski, rzeczywiście historycznie zamieszkana była w większości przede wszystkim przez Ukraińców, dopóki ci nie zostali stamtąd wysiedleni, najpierw w ramach „repatriacji" do ZSRR, a potem akcji „Wisła". Ziemie te były pod względem etnicznym ukraińskie.

Podobnie trudno jest zakwestionować sformułowanie o „licznych konfliktach" polsko-ukraińskich. W pierwszej połowie XX wieku Polacy i Ukraińcy rzeczywiście niejednokrotnie ścierali się ze sobą, żeby przypomnieć walki o Lwów w 1918 r., narastającą konfrontację pomiędzy OUN i władzami II RP, której efektem był ukraiński terror i pacyfikacja Małopolski Wschodniej, rzeź wołyńską i polskie akcje odwetowe, akcję „Wisła" etc.

Jednocześnie należy mieć świadomość, że to sformułowanie wpisuje się dużo bardziej w ukraińską narrację historyczną niż w polską. Teza o licznych konfliktach zakłada pewną symetrię pomiędzy oboma aktorami. Tej natomiast twórcy polskiego dyskursu nie chcą, uważając, że wszelkie przewiny władz II RP i Polski Ludowej nie równoważą zbrodni ukraińskich nacjonalistów w latach 1943–1944.

Uczelnia wolna od misji

Czy w murach polskich uczelni jest miejsce na ukraińską (białoruską, rosyjską...) narrację historyczną? Odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Na płaszczyźnie krajowej należy pamiętać, że każdy przedstawiciel społeczności akademickiej – począwszy od profesora, a skończywszy na studencie – ma prawo do własnych sądów i ocen.

Potwierdza to konstytucja, stwierdzając, że „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów" (art. 54), a także „Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników" (art. 73) – oba te zdania dotyczą zarówno obywateli Polski, jak i cudzoziemców. Postanowienia te konkretyzuje ustawa o szkolnictwie wyższym z 2005 r. z późniejszymi zmianami, zgodnie z którą „Uczelnie kierują się zasadami wolności nauczania, badań naukowych i twórczości artystycznej. (...) pełniąc misję odkrywania i przekazywania prawdy poprzez prowadzenie badań i kształcenie studentów, stanowią integralną część narodowego systemu edukacji i nauki".

Uczelnia wyższa jest częścią systemu państwowego oświaty, ale nie jest – warto o tym pamiętać – instytucją państwową, jak np. Instytut Pamięci Narodowej. Ten ostatni ma zadanie realizowania określonej misji, dotyczącej – jak wskazuje nazwa – budowy czy ochrony narodowej pamięci. Uczelnia wyższa jest od tego obowiązku wolna w imię uświęconej zasady wolności akademickiej.

Na płaszczyźnie międzynarodowej prawo wolności opinii i jej wyrażania potwierdza szereg dokumentów, w tym Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r. Pamięć historyczna i własna historiografia są ważną częścią kultury każdej grupy społecznej. W tym kontekście warto przypomnieć, że deklaracja UNESCO o różnorodności kulturowej z 2001 r. stwierdza, iż „obrona różnorodności kulturowej stanowi imperatyw etyczny, nieodłączny od poszanowania godności ludzkiej".

Również Rada Europy i Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie podkreślają znaczenie dialogu międzykulturowego, uważając go za jeden z ważnych elementów zapobiegania konfliktom. Nie da się zbudować partnerskich relacji między państwami bez wzajemnego poszanowania dla swojej specyfiki kulturowej i wrażliwości historycznej – powinni o tym pamiętać zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Próba pisania historii innym narodom jest zaprzeczeniem idei dialogu, prowadząc jedynie do długotrwałych sporów i skutecznie wykorzystywanych przez tych, którym nie na rękę jest bliska współpraca państw Europy Środkowej i Wschodniej.

Świadomość tych faktów jest dziś potrzebna bardziej niż kiedykolwiek w ciągu ostatniego ćwierćwiecza – zarówno z tego powodu, że mamy coraz więcej studentów z zagranicy, jak i dlatego, że obecne władze konsekwentnie starają się upolitycznić i podporządkować jedynej słusznej opcji kolejne dziedziny życia społecznego.

Autor jest adiunktem w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, członkiem Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa

Wedle danych z kwietnia 2016 r. w Polsce studiuje 57 tys. studentów z zagranicy. Największą ich grupę stanowią Ukraińcy – ponad 30 tys. To dzięki nim tylko w ostatnim roku liczba cudzoziemców na polskich uczelniach wzrosła o 11 tys.

Obecność rosnącej liczby studentów z zagranicy przynosi ze sobą zarówno korzyści, jak i wyzwania. Wśród tych pierwszych trzeba wymienić przede wszystkim korzyści ekonomiczne i demograficzne. Część studentów z innych krajów płaci za naukę w Polsce, prowadzoną czy to w języku polskim czy angielskim; niektórzy korzystają z rozmaitych programów stypendialnych, inni łożą z własnej kieszeni.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?