Nowak: Dziedzictwo warcholstwa

Agresywne wypowiedzi zapewniają politykom popularność, ale w dłuższej perspektywie skazują ich na zapomnienie – pisze radca prawny.

Aktualizacja: 17.07.2017 23:36 Publikacja: 17.07.2017 19:48

Nowak: Dziedzictwo warcholstwa

Foto: materiały prasowe

W przeszłości popularne było powiedzenie, że życiem publicznym w Polsce rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Dziś jest to już raczej nieaktualne. Zachowując jednak tę metaforę, można wskazać, że obecnym życiem publicznym w największym stopniu rządzi trumna innego polityka z czasów II Rzeczypospolitej, niejakiego Karola Polakiewicza. Nie był on nikim specjalnie charakterystycznym ani wybitnym. Ot, jeden z posłów w okresie dwudziestolecia międzywojennego, dziś słusznie zapomniany. W oficjalnych biogramach dowiemy się, że poseł ów popierał sanację, miał wykształcenie prawnicze (uzyskał nawet tytuł doktora nauk prawnych) i udzielał się w licznych organizacjach prorządowych. Udało mu się nawet zostać wicemarszałkiem Sejmu brzeskiego.

Kariera jakich wiele, nic szczególnego. Jednakże, jeżeli wczytamy się we wspomnienia wybitnych polityków okresu II RP, odkryjemy jeszcze jedną twarz Polakiewicza. Twarz osoby skorej do wszelkich sejmowych awantur, brutalnie atakującej politycznych oponentów. Gdy tylko odbywała się jakaś przepychanka, Polakiewicz był pierwszy do kłótni i krzyku; hałasowania, podgrzewania temperatury sporu. Czasem wręcz w zbyt gorliwy sposób. Nawet zwykle niespecjalnie przewrażliwiony na punkcie subtelnego, parlamentarnego języka Józef Piłsudski huknął zniecierpliwiony na harcującego akurat w Sejmie Polakiewicza i kazał mu się uciszyć.

Polakiewicz nie był jedyny. Jeszcze barwniejszą postacią był poseł Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem Edward Idzikowski, którego głównym wkładem w życie publiczne było prowokowanie sejmowych awantur. Działalność Idzikowskiego poskutkowała ostatecznie postawieniem mu zarzutów karnych. Jednym słowem, obaj posłowie nie mieli praktycznie żadnego dorobku, ich aktywność, podejmowane inicjatywy, cała polityczna kariera oparte były jedynie na miotaniu wyzwisk i inwektyw na przeciwników.

Dlaczego więc warto o nich przypominać? Duch Polakiewicza i Idzikowskiego przetrwał wszystkie zawirowania historii i do dzisiaj ma się w polskim życiu publicznym bardzo dobrze. Iluż naśladowców znaleźliby oni w obecnym Sejmie, wśród parlamentarzystów chętnie pokrzykujących w trakcie obrad i miotających mniej lub bardziej wyszukane inwektywy. Zjawisko to nie dotyczy jedynie polskich polityków. Wystarczy przyjrzeć się wymianie „uwag i opinii" pomiędzy uczestnikami życia publicznego, jakie mają miejsce w internecie czy telewizyjnych programach publicystycznych.

Mniej cyniczni uczestnicy życia publicznego odpowiedzą zapewne, że ostrym językiem bronią wyznawanych przez siebie wartości. Ale zapewne tak samo tłumaczyłby się Polakiewicz – twierdząc, że broni po prostu honoru lżonego przez przeciwników Marszałka.

Historia nie potraktowała Polakiewicza zbyt łaskawie. Przetrwał jedynie jako symbol pieniactwa we wspomnieniach niektórych współczesnych mu autorów. Zdarzali się jednak również politycy, którzy rozpoczynali swe kariery w stylu podobnym do tego, który reprezentował Polakiewicz, ale zdążyli się zreflektować. Adam Ciołkosz, jeden z przywódców przedwojennej i emigracyjnej Polskiej Partii Socjalistycznej, startując w 1928 roku do Sejmu, zasłynął z ostrego języka (m.in. z porównania wszystkich prezydentów Rzeczypospolitej do... psów), by już po kilku latach uchodzić za niezwykle sumiennego posła, o którym Bernard Singer pisał: „należał do tych, którzy szperali w bibliotece sejmowej i popierali wystąpienia plikiem dokumentów i kupą książek".

Dobrze więc by było, gdyby uczestnicy dzisiejszego życia publicznego o tych przypadkach pamiętali. Bardzo łatwo jest miotać obelgi w sferze publicznej, oskarżać adwersarzy o najgorsze intencje i praktyki. Dużo trudniej jednak o bardziej zniuansowany i adekwatny przekaz. Ale przykład Polakiewicza wskazuje, że na dłuższą metę taka taktyka średnio się sprawdza. A zatem, polscy posłowie, „nie idźcie tą drogą".

Autor jest wykładowcą na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie.

W przeszłości popularne było powiedzenie, że życiem publicznym w Polsce rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Dziś jest to już raczej nieaktualne. Zachowując jednak tę metaforę, można wskazać, że obecnym życiem publicznym w największym stopniu rządzi trumna innego polityka z czasów II Rzeczypospolitej, niejakiego Karola Polakiewicza. Nie był on nikim specjalnie charakterystycznym ani wybitnym. Ot, jeden z posłów w okresie dwudziestolecia międzywojennego, dziś słusznie zapomniany. W oficjalnych biogramach dowiemy się, że poseł ów popierał sanację, miał wykształcenie prawnicze (uzyskał nawet tytuł doktora nauk prawnych) i udzielał się w licznych organizacjach prorządowych. Udało mu się nawet zostać wicemarszałkiem Sejmu brzeskiego.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
analizy
Aleksander Łukaszenko i jego oblężona twierdza. Dyktator izoluje i zastrasza
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB