Marian Piłka: Odrzućmy "wolny handel"

Chińskie reformy, w przeciwieństwie do terapii szokowej Balcerowicza, były bardzo pragmatyczne. Chińczycy kierowali się własnymi interesami, a nie ideologią służącą ekspansji zachodniego kapitału – pisze wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej.

Aktualizacja: 09.09.2017 18:41 Publikacja: 07.09.2017 19:19

Marian Piłka: Odrzućmy "wolny handel"

Foto: Fotolia.com

Media są pełne zachwytów nad obecnym wzrostem gospodarczym. Dane za drugi kwartał 2017 r. mówią o wzroście 3,9 proc. tylko o 0,1 proc. mniej niż w pierwszych trzech miesiącach roku. To jeden z wyższych wzrostów w Unii Europejskiej. Problem w tym, że gospodarka Unii nie tylko nie uporała się ze skutkami ostatniego kryzysu, ale też od lat cierpi na stagnacyjny wzrost. Europa nie nadąża nie tylko za wzrostem gospodarek azjatyckich, ale także za tempem wzrostu biednych, lecz ostatnio dynamicznie się rozwijających gospodarek afrykańskich.

Pomimo obecnej koniunktury w dłuższej perspektywie tendencje są spadkowe. Porównywanie wzrostu polskiej gospodarki z tempem wzrostu gospodarek unijnych to porównywanie nie z liderami wzrostu światowego, ale z jej ariergardą. Tym bardziej że mamy do czynienia ze spadkiem inwestycji, nie mówiąc już o tym, że kraje zapóźnione w rozwoju gospodarczym mogą kopiować rozwiązania krajów bardziej rozwiniętych i tym samym mają szanse na wyższy wzrost.

To prawda, że gospodarka europejska jest jeszcze bardzo potężna, ale analiza trendów pokazuje systematyczny spadek jej udziału w gospodarce światowej. To tylko ta ciasna perspektywa europejska usprawiedliwia stan samozadowolenia, jaki widzimy w Polsce zarówno wśród polityków, jak i publicystów zajmujących się gospodarką. Bo ten niespełna 4-procentowy wzrost ma miejsce w sytuacji międzynarodowej koniunktury i bezprzykładnego wpompowania ogromnych środków finansowych w postaci programu 500+ w rynek wewnętrzny. Znaczenie tego ostatniego elementu w pobudzaniu wzrostu będzie systematycznie wygasało, a każda zmiana międzynarodowej sytuacji gospodarczej może doprowadzić do zupełnej stagnacji, jeśli nie do spadku gospodarczego. Obecny wzrost powinien być traktowany jako sygnał alarmowy wskazujący na wyczerpanie się dotychczasowego modelu rozwoju naszej gospodarki. Nie da się dalej ukrywać faktu, że wpadliśmy w pułapkę państw średniego dochodu i w oparciu o dotychczasowy paradygmat polityki gospodarczej nie da się z niej wydostać i przyspieszyć rozwoju naszego kraju. A bez tego przyspieszenia pozostaniemy gospodarką półperyferyjną ze wszystkimi tego konsekwencjami, nie tylko w sferze gospodarczej, ale także społecznej, politycznej, a nawet militarnej. Pozostaniemy państwem zależnym.

Apologia Balcerowicza

Obecna sytuacja wymaga więc zmiany modelu polityki gospodarczej, jeżeli chcemy bardziej dynamicznego rozwoju, ale też chcemy osiągnąć w dającej się przewidzieć perspektywie taki poziom rozwoju gospodarczego, jaki mają nasi zachodni sąsiedzi. Wydaje się, że to są oczywistości, które nie muszą być ciągle powtarzane. Świadome są tego z pewnością obecne elity rządowe, czego dowodem jest „program" premiera Mateusza Morawieckiego. Problem w tym, że w miarę trafna diagnoza nie pociąga za sobą trafnej polityki na miarę wyzwań. Mamy bowiem do czynienia tylko z półśrodkami i retorycznymi wybiegami, a nie z realnymi działaniami. Nadal w polityce gospodarczej obowiązuje paradygmat Leszka Balcerowicza - ze stosunkowo niewielkimi korektami.

Temu właśnie był poświęcony mój tekst pt. „PiS z Balcerowiczem" („Rzeczpospolita", 1 sierpnia 2017 r.). Mogłem się spodziewać polemiki broniącej polityki obecnego rządu, wskazującej na różne jej elementy, które są korektą dotychczasowego modelu polityki gospodarczej, ale nie spodziewałem się polemiki broniącej samej koncepcji Balcerowicza. Otóż artykuł pt. „PiS i białoruska propaganda" („Rzeczpospolita", 9 sierpnia 2017 r.) Tomasza Dróżdża jest tekstem osobliwym. Autor jest studentem SGH i byłym współpracownikiem Forum Odpowiedzialnego Rozwoju. Osobiście nie mam oporów przed dyskusjami ze studentami, bo wyznaję średniowieczną zasadę, że prawdę należy uszanować, także u swych polemistów, kimkolwiek by oni byli. Ale tekst Tomasza Dróżdża jest bezdyskusyjną, niespójną i anachroniczną apologią Leszka Balcerowicza. W jego strukturze argumentacyjnej przebija się sposób debatowania charakterystyczny dla byłych marksistów przepoczwarzonych w liberałów. Autor w sposób imitacyjny używa wszelkich tropów argumentacyjnych, z których znany jest Leszek Balcerowicz, były wicepremier, a wcześniej pracownik Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu.

Krytyka mojego tekstu autorstwa Tomasza Dróżdża jest próbą obrony tego, czego się nie da w żaden sposób bronić. Pomijam tu pyszałkowaty i pogardliwy język. Bo należy polemizować z argumentami, a nie czyimiś wyobrażeniami i fobiami. Otóż zasadniczą sprawą jest kwestia modelu gospodarczego, który Polska przyjęła za sprawą podyktowanego przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy tzw. programu Balcerowicza. Program ten opierał się przede wszystkim na otwarciu polskiego rynku, pobudzeniu istniejącej wysokiej inflacji, wyprzedaży za bezcen majątku narodowego. Wszystko to pod hasłami budowy gospodarki rynkowej i wolnego handlu.

Otóż teoria Adama Smitha o przewadze komparatywnej była przede wszystkim wyrazem ideologii państwa, które szukało rynków zbytu. Gdyby Stany Zjednoczone zastosowały rady Smitha, to do dziś byłyby mocarstwem, ale rolniczym. Stany Zjednoczone jednak nie uległy ideologii „wolnego handlu" i broniły dostępu do własnego rynku, dzięki czemu rozbudowały własną gospodarkę. Gdy stały się potężne, to ideologia „wolnego handlu" stała się instrumentem amerykańskiej ekspansji. Podobnie było z rozwojem gospodarki niemieckiej. Jej rozwój nie polegał na zastosowaniu ideologii Adama Smitha, ale Friedricha Lista, niemieckiego ekonomisty, który wzywał do ochrony celnej niemieckiej gospodarki, tak aby mogła zbudować swój potencjał. Balcerowicz zaś, w sytuacji zapóźnionej i słabej polskiej gospodarki, otworzył polskie granice, doprowadzając do pogłębienia kryzysu, upadku przedsiębiorstw przemysłowych, a w dłuższej perspektywie także do zniszczenia rodzimego handlu, czyli tej dziedziny, w której następuje najszybsza akumulacja kapitału i która mogłaby stać się kołem zamachowym polskiej gospodarki.

Dodatkowym problemem jest fakt, że regulacje polskiego rynku zostały podporządkowane zagranicznym koncernom, tym samym utrudniły rozwój rodzimej przedsiębiorczości. To, co jest charakterystyczne dla modelu realizowanego przez Balcerowicza na początku lat 90. XX w., to dominacja ideologii liberalnej, a właściwie ideologii „wolnego handlu" nad gospodarką. To charakterystyczny rys umysłowości nie tylko Balcerowicza, ale wszystkich liberałów, którzy porzucili marksizm, ale nie skłonność do myślenia ideologicznego. Tymczasem gospodarka to kwestia nie ideologii, ale praktyki. Celem gospodarki jest budowanie dobrobytu, a nie dogmatyczna realizacja ideologicznych założeń. A budowa dobrobytu to wdrażanie takich rozwiązań, które prowadzą do wzrostu, a nie do osłabiania własnego potencjału.

Ideologia ta byłaby dla Polski korzystna, gdybyśmy byli mocarstwem gospodarczym, a nie – jak na początku lat 90. – gospodarką w kryzysie. Także kwestia prywatyzacji w modelu Balcerowicza ma charakter nie praktyczny, nie rozwojowy, ale ideologiczny. Wyprzedaż za wszelką cenę to żadne wzmocnienie polskiej gospodarki, ale zwykła grabież. I nie ma tu znaczenia, czy była ona dyktowana dogmatami ideologicznymi czy zwykłą korupcją. W tamtym czasie podstawy polskiej gospodarki stworzył tzw. plan Wilczka, a nie Balcerowicza, bo to Mieczysław Wilczek, minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego, odwołał się do praktycznego motoru ludzkiej przedsiębiorczości. Tomasz Dróżdż pogardliwie odnosi się także do dorobku prof. Witolda Kieżuna, nazywając jego prace „felietonami", pisze: „banalne metodologicznie". To ostatnie sformułowanie może być usprawiedliwione tylko na gruncie metodologii heglowsko-marksistowskiej, dla której fakty są nieważne, a na której kształcił się towarzysz Balcerowicz. Prof. Kieżun poświęcił planowi Balcerowicza fundamentalne studium pt. „Patologia transformacji". To pożyteczna lektura nie tylko dla studenta Dróżdża, ale i samego profesora Balcerowicza.

Tomasz Dróżdż w wielu miejscach polemizuje ze swoimi fobiami, a nie moimi poglądami. Tak jest z przypisywaniem mi poglądów etatystycznych. Nie jestem etatystą, ale nie traktuję własności państwowej w sposób ideologiczny. Lepsza jest bowiem własność państwowa, którą utrzymuje państwo, niż własność zagraniczna, a co za nią idzie – traktowanie naszego kraju w kategoriach kolonialnych. Jak widać z prezentowanych poglądów, Balcerowicz do tej pory nie odkrył prostego faktu, że pieniądz ma narodowość. To typowy pogląd dla polskiej odmiany burżuazji kompradorskiej, czyli społecznej grupy wysługującej się kolonialnemu kapitałowi.

Terapia nieszokowa

Typowym argumentem Balcerowicza jest porównywanie wszystkich swoich oponentów do zwolenników Aleksandra Łukaszenki i modelu gospodarki białoruskiej. W jego przekonaniu alternatywą dla planu sygnowanego jego nazwiskiem jest Białoruś. To ciasna intelektualnie perspektywa. Bo jeśli chodzi o wychodzenia gospodarki z socjalizmu, to mamy nie tylko model Balcerowicza i model Łukaszenki, ale także np. model gospodarki chińskiej. Dróżdż próbuje ten argument zdezawuować twierdzeniem, że miliony Chińczyków żyją w skrajnej nędzy, że istnieje tam władza monopartii i cenzura. Te argumenty w odniesieniu do gospodarki mają charakter demagogiczny. Dla ludności bardziej szokową reformą była reforma Balcerowicza niż chińskie reformy gospodarcze.

Zasadniczą różnicą pomiędzy chińskimi zmianami a terapią szokową zastosowaną w Polsce był ich bardzo pragmatyczny charakter, wolny od wszelkiej ideologii. Chiny odrzuciły dyktat Międzynarodowego Funduszu Walutowego i wprowadzały reformy, dbając o rozwój gospodarki, a nie o realizację upragnionych przez kapitał zachodni wymogów ideologii „wolnego handlu". W efekcie mamy do czynienia z bezprecedensowym wzrostem chińskiej gospodarki i co jeszcze ciekawsze, z jej długotrwałym rozwojem. Ta gospodarka jeszcze na początku lat 90. była na znacznie niższym poziomie rozwoju niż polska. Natomiast dziś, gdy porównujemy skutki reform Balcerowicza z rozwojem chińskiej gospodarki, to dobitnie widzimy, ile straciliśmy na dostosowaniu się do zagranicznych oczekiwań. Chińska gospodarka, nawet bez unijnych dopłat, osiąga znacznie wyższy wzrost niż polska, która w momencie wprowadzenia reform Balcerowicza, posiadała – w przeciwieństwie do pozostałych europejskich gospodarek socjalistycznych – podstawy własności i przedsiębiorczości prywatnej.

Rozczarowujący model

Właśnie te podstawy gospodarki rynkowej stanowią zasadniczą przyczynę relatywnie lepszego rozwoju polskiej gospodarki od innych postkomunistycznych gospodarek naszego regionu. Przykład chińskiej zmiany dezawuuje model Balcerowicza, bo jest znacznie efektywniejsza i skuteczniejsza. Został oparty na paradygmacie patriotyzmu gospodarczego. To jest zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma modelami rozwoju. Chińczycy kierowali się i kierują własnymi interesami, a polska gospodarka, której tory rozwojowe wyznaczył Balcerowicz, kierowała się ideologią służącą ekspansji zachodniego kapitału. Balcerowicz i jego adherenci dezawuują prof. Kieżuna i jego krytyczną opinię o polskiej transformacji. Ale laureat Nagrody Nobla i były główny ekonomista Banku Światowego Joseph Stiglitz, opisując w książce pt. „Globalizacja" procesy transformacyjne, wskazuje, że zastosowanie się do recept Międzynarodowego Funduszu Walutowego przyczyniło się do pogłębienia kryzysu i utrudniło postkomunistycznym gospodarkom skuteczne przezwyciężenie problemów socjalizmu. Właśnie Stiglitz wskazuje na model chiński jako skuteczną metodę budowania gospodarki rynkowej, której owoce służą przede wszystkim własnemu społeczeństwu, a nie międzynarodowemu kapitałowi. Model zastosowany w europejskich krajach postkomunistycznych uważa zaś za „rozczarowujący".

Dziś musimy odrzucić model balcerowiczowski, ale odrzucić go nie w sposób retoryczny, jak robi to rząd PiS, ale praktyczny. Wymaga to zasadniczego przestawienia mechanizmów polityki gospodarczej na tory patriotyzmu gospodarczego. Obrona zaś stanowiska Balcerowicza to obrona anachronicznej i neokolonialnej polityki, która utwierdza naszą peryferyjną pozycję w światowej gospodarce, a także utrudnia zrozumienie istoty obecnego wyzwania, jakie stoi przed polską gospodarką.

Autor jest historykiem, wiceprezesem partii Prawica Rzeczypospolitej

Media są pełne zachwytów nad obecnym wzrostem gospodarczym. Dane za drugi kwartał 2017 r. mówią o wzroście 3,9 proc. tylko o 0,1 proc. mniej niż w pierwszych trzech miesiącach roku. To jeden z wyższych wzrostów w Unii Europejskiej. Problem w tym, że gospodarka Unii nie tylko nie uporała się ze skutkami ostatniego kryzysu, ale też od lat cierpi na stagnacyjny wzrost. Europa nie nadąża nie tylko za wzrostem gospodarek azjatyckich, ale także za tempem wzrostu biednych, lecz ostatnio dynamicznie się rozwijających gospodarek afrykańskich.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę