Reklama

Konrad Werner: Brońmy polskiej myśli

Każdy naród powinien mieć własną opowieść o sobie. I z taką propozycją i zaproszeniem wychodzić do innych – pisze Konrad Werner, filozof.

Aktualizacja: 02.10.2017 23:47 Publikacja: 01.10.2017 19:18

Tadeusz Kotarbiński to jeden z Polaków, których wkład w filozofię światową był ogromny - pisze Konra

Tadeusz Kotarbiński to jeden z Polaków, których wkład w filozofię światową był ogromny - pisze Konrad Werner

Foto: Wikimedia Commons/ domena publiczna

Zwykle solidaryzuję się z duchem krótkich felietonów Jana Maciejewskiego w magazynie „Plus Minus". Lektura tekstu na temat filozofii polskiej wzbudziła jednak mój smutek, a nawet pewną zawodową złość.

Przeczytaj » Jan Maciejewski: Do intelektualnego patrioty

Rozumiem, że w pierwszych akapitach felietonu pt. „Filozofia faktu" autor referuje pogląd jakiegoś dyżurnego narzekacza, który umartwia się, nie bez satysfakcji, nad rzekomą nędzą polskiej kultury, historii i polskości w ogóle. Jest rzeczywiście takich kilku; ilu dokładnie - nie wiem, bo mi zawsze brakuje cierpliwości i moralnej odwagi stanięcia naprzeciw ignorancji i złej woli, aby skończyć liczyć. Ale zaproponowana przez Maciejewskiego odpowiedź zdała mi się bardzo niesatysfakcjonująca. Ewentualnym obrońcom polskiej filozofii radzi on tak: „Przestań się licytować na nazwiska autorów filozoficznych traktatów, bo w tym starciu nie masz szans. Szukaj swoich sprzymierzeńców w nieoczywistych miejscach: wśród poetów, pisarzy, działaczy. Ludzi słowa konkretnego, ucieleśnionego, a nie szybującego wśród abstrakcyjnych dywagacji".

Zarzut dyżurnego narzekacza jest w wypadku filozofii polskiej, i to właśnie tej najbardziej abstrakcyjnej (przez to, być może, dla wielu nieznośnej, jak ontologia czy logika matematyczna) jest tak absurdalny, że trudno mi znaleźć inną dziedzinę, w przypadku której by jeszcze mniej pasował. Może tylko gdybym napisał, ze Polska nie miała wielkich poetów, to byłoby jeszcze śmieszniej... Bo jeśli spojrzeć na XX w., to przecież w Polsce działało kilku autentycznych gigantów filozofii i logiki. I Jan Maciejewski to przecież doskonale wie, skąd więc ta nieśmiałość w przypomnieniu tego faktu szerszej publiczności na łamach poczytnego pisma? Wymieńmy tylko kilka nazwisk, z których żadne - jestem tego pewien - nie jest autorowi obce. Uczyniono wiele w ostatnich latach by świadomość istnienia tych postaci nie zginęła w środowiskach akademickich świata. Warto przypomnieć, że między innymi za to Jan Woleński otrzymał Nagrodę Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Dla szerszej publiczności są to jednak ludzie nieznani.

Kazimierz Ajdukiewicz wprowadził do epistemologii i filozofii języka idee semantyczne, które dopiero kilkadziesiąt lat później narodziły się na nowo - a jakże - na gruncie angloamerykańskim (mam tu na myśli, na przykład, wszechobecny dziś termin "schematy pojęciowe"). Ludwik Fleck stworzył koncepcję z zakresu filozofii nauki, którą 30 lat później przeformułował Thomas Kuhn (całe szczęście z cytowaniem). Chodzi tu o ideę paradygmatu wyznaczającego dla danego czasu standardy naukowości, a w zasadzie o to, że nie ma czegoś takiego jak niezmienny i stały paradygmat. Alfred Tarski - twórca teoriomodelowej definicji prawdy i wielu innych trwałych osiągnięć logiki matematycznej; wymieniany jako jeden z czterech czy pięciu największych logików w dziejach (listę otwiera... Arystoteles!). A także Kazimierz Twardowski, Stanisław Leśniewski, Jan Łukasiewicz, Stanisław Jaśkowski czy Tadeusz Kotarbiński.

Reklama
Reklama

I można by wymieniać dalej. Nie można też nie wspomnieć Romana Ingardena, którego szczęśliwie wzmiankował Maciejewski. To nie są postacie, które musimy docenić przez narodową solidarność, tylko ludzie, których wkład w filozofię światową był ogromny. A Koło Krakowskie - zupełnie niebywała próba połączenia myśli chrześcijańskiej z logiką nowoczesną? A obecnie? Sam spotkałem na swojej drodze człowieka, którego uważam za jednego z najwybitniejszych filozofów współczesnych, w dziedzinie ontologii (za Ingardenem i Leśniewskim właśnie), człowieka po prostu niebywale twórczego - Jerzego Perzanowskiego.

A jeśli komuś XX w. nie starcza, to przypomnijmy choćby Pawła Włodkowica, który przeniósł spór z Krzyżakami na poziom uniwersalny, niczym Machiavelli swe rady dla skądinąd marnego księcia, stając się prekursorem idei tolerancji religijnej i prawa samostanowienia „narodów" (w ówczesnym sensie tego słowa). A Bracia Polscy, których niebywałe w tamtych czasach idee studiowała cała elita Zachodu? Spójrzmy tylko na ich poglądy dotyczące tolerancji, pacyfizmu (wraz ze sprzeciwem wobec kary śmierci), równości społecznej (postulat społeczeństwa bezstanowego), czy równości płci; na ich racjonalistyczne podejście do religii i rozdziału Kościoła i państwa.

Nie pozwalajmy więc na to, aby Polacy opowiadali o sobie z pomocą siatki pojęciowej stworzonej przez kogoś innego. Nie chodzi aby innych historii nie słuchać, aby żywić do innych wrogość. Chodzi jedynie o to, że każdy niezależny naród (w republikańskim rozumieniu tego terminu) posiada własną opowieść o sobie. I z tą opowieścią - jak z propozycją i zaproszeniem - wychodzi do innych. A tymczasem studiujemy dziś historię filozofii XX w. w ten sposób, jakby filozofia polska byłą jej marginalnym rozdziałem, z którego możemy odczuwać lokalną dumę, ale nic więcej... Studiujemy historię myśli politycznej i dajemy sobie wmówić, że pierwszą konstytucją w dziejach była ta amerykańska, a nie „Nihil novi" wsparta „Konfederacją warszawską"; i że nowożytne idee wolności i tolerancji wynaleźli Anglicy z Francuzami. Nasz wkład w tę historię przybiera zaś groteskową postać rodzinnych wzruszeń przy „Potopie" w telewizji. Szkoda słów...

Nie chodzi o to, byśmy obsadzali siebie w roli pępka świata i ośrodka wszelkich idei. Nie popadajmy w przesadę i absurd. Ale, powtarzam, musimy mieć o sobie niezależną opowieść, własne siatki pojęciowe do opowiadania samym sobie o samych sobie. Nie może być tak, jak w skądinąd przydatnej „Historii filozofii" Tatarkiewicza, gdzie po każdym rozdziale następuje dopisek o tym, jak to było w tamtym czasie w Polsce, jakby to, co wymyślili Polacy było ledwo dopiskiem do zasadniczych ram i rusztowań cywilizacji budowanych gdzieś indziej.

Na koniec chciałbym jednak zaznaczyć, że sformułowana przez Maciejewskiego idea myśli "wcielonej", myśli pozostającej w ścisłym związku z życiem jest ideą bardzo wartościową. Mam rzeczywiście wrażenie, że znaczna część tradycji filozoficznej Polski ma taki "wcielony" charakter. Ciekawy jest fakt, że nawet najbardziej abstrakcyjne rozważania polskich gigantów filozofii logicznej nigdy nie oderwały się od, nazwijmy to, świata życia. Mieli oni głęboko społeczne ujęcia języka i nauki jako czegoś urobionego między ludźmi. Jeśli zaś chodzi o czasy dawniejsze, weźmy choćby nasz osławiony sejmujący republikanizm z czasów I RP. Przy wszystkich jego patologiach, był przedsięwzięciem między ludźmi i dla ludzi, wrogim wobec mocowania władzy i człowieka ją sprawującego w jakimś domniemanym Rozumie, czy to ma być Rozum boski czy Rozum jakiejś jedynie słusznej rewolucji.

Autor jest doktorem filozofii, wykładowcą UW i UJ

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama