To chyba najbardziej banalna i najszerzej udokumentowana teza współczesnej politologii: lewica odwróciła się od tych, których w swych założeniach miała bronić. Nic nie jest odleglejsze wyobraźni i wrażliwości lewicowych intelektualistów oraz polityków niż wyobraźnia i wrażliwość dzisiejszej klasy pracującej. „Nie zrozumie głodnego syty, bo ich różnią apetyty". Ten, dla kogo egzystencjalne pytanie brzmi: „Jak utrzymać rodzinę?", nijak nie dogada się z bojownikami o prawa mniejszości i przyszłość planety.

Pierwszym wielkim otrzeźwieniem było wyborcze zwycięstwo Trumpa, po którym szpalty postępowych pism i regały księgarni zapełniły się, często naprawdę trafnymi, analizami przyczyn klęski lewicowo-liberalnego establishmentu. To samo zjawisko – tyle że kilkanaście lat wcześniej – analizował w książce „Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie" David Ost. Z intelektualistów precyzyjnie pokazujących, dlaczego naturalna „baza społeczna" lewicowego projektu płynnie i konsekwentnie przechodzi pod skrzydła prawicy, z czasem utworzył się solidny tłumek. Prześcigający się przy okazji kolejnych wyborczych porażek i symbolicznych klęsk „postępowego świata" na to, kto głośniej zakrzyknie: „A nie mówiłem!". I to prawda, mówiących nie brakuje. Tyle że nikt nie słucha. „Odzyskanie" Waszyngtonu, liberalna restauracja to niemal od samego początku wielka recydywa tej samej, a nawet jeszcze większej ignorancji lewicowo-liberalnej wierchuszki.

Forsowana z rewolucyjnym rozmachem – i takim też liczeniem się z jej kosztami społecznymi, politycznymi i ekonomicznymi – nowa polityka ekologiczna to jednak zupełnie nowa jakość w procesie odklejania się zachodnich elit od rzeczywistości. Coś więcej niż tylko sygnowana brakiem zainteresowania dla faktycznych problemów klas średniej i niższej polityka tożsamości.

Ekologiczna rewolucja pożre na początku najbiedniejsze ze swych dzieci. Im niższy status ekonomiczny i społeczny, tym bardziej odczuwalne będą jej konsekwencje. „Kułakami" i „obszarnikami" tego projektu będzie klasa robotnicza. To ona okaże się główną przeszkodą na drodze ku nowemu – tym razem podświetlanemu już nie na czerwono, tylko zielono – światu. I jak państwo myślicie, do kogo wówczas się zwróci?