Weźmy choćby ostatni tydzień, który zaczął się niesławnym pijackim rajdem Beaty K., wokalistki zespołu Bajm, a zakończył informacjami na temat lewych faktur Jana B., lidera grupy Lady Pank. Oczywiście każdy z tych przypadków jest inny. Przewina piosenkarki jest ewidentna, co do legendarnego gitarzysty w ogóle nie wiadomo, czy miał pojęcie, że współpracuje z podejrzaną firmą. Sam znam kilka przykładów gwiazd, które publicznie o takie rzeczy oskarżano (bo policja lubi się chwalić, że ściga również ludzi sławnych), a potem się okazywało, że nie mieli o niczym pojęcia. Albo wręcz byli ofiarami. Ale kogo obchodzi, że po latach sprawa się wyjaśniła? W świat poszło, że gwiazda X czy Y to przekręciarz. To jak z tym rowerem ze znanej anegdoty. Ukradł? A może to jemu ukradziono? Nieważne. Ważne, że był zamieszany w kradzież.
Dziennikarze z wyraźną przyjemnością prezentują zdjęcia gwiazd z czarnymi opaskami na oczach, pisząc o nich per Beata K., jakby nie było wiadomo, że chodzi o Beatę Kozidrak. Co zaskakuje tym bardziej, że piosenkarka opublikowała w mediach społecznościowych przeprosiny. Oczywiście, jeśli chodzi o napastliwe publikacje, nie mówimy tu o mediach takich jak „Rzeczpospolita", tylko tych, które się stabloidyzowały. Ale dziś jest to przytłaczająca większość. Komentarze pod artykułami nie pozostawiają jednak wątpliwości, że internetowy vox populi jest za linczem. Oczywiście w sieci komentują przede wszystkim hejterzy, ale innych głosów praktycznie nie ma.
Co sprawia, że właśnie od gwiazd wymagamy tak dużo? Przecież cioci Frani wybaczamy jazdę po pijaku (jeśli nikomu nie zrobi krzywdy), a że wujek Józek robi biznesy z różnymi ludźmi, to przecież wszyscy wiedzą i nikomu to nie przeszkadza.
„A miłość moja, Bracie, dwuskrzydlata od uwielbienia do wzgardy" – powiada Norwid. I ma rację.
Co potwierdza także ten przypadek. Jeśli ktoś najpierw zdobył miłość publiczności (a także popularność i majątek), to znaczna jej część tym chętniej widzi potem upadek idola i tym chętniej się nad nim pastwi. Uwielbienie albo wzgarda. Tertium non datur.