Oglądając od kilku dni migawki z Afganistanu, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to już się kiedyś wydarzyło. W pośpiechu pakowane dokumenty, przepychanki na lotnisku, ustalanie hierarchii – kogo ratować, a o kim trzeba będzie zapomnieć. Pełne rozpaczy i chaosu déja vu z rejterady imperium. I dopiero kiedy w uszach zagrała ścieżka dźwiękowa Mike'a Oldfielda z filmu „Pola śmierci", wszystko stało się jasne. No przecież, Kambodża.

Inna epoka, nie ten wróg. Po jednej stronie zamiast czerwonych Khmerów islamscy talibowie, po drugiej zaś Ameryka Bidena, a nie Nixona. Im więcej różnic, tym jeszcze wyraźniej widać podobieństwa. Ten sam lej po bombie, spalona ziemia jako pozostałość po niefortunnym kroku amerykańskiego kolosa. Ucieczka w popłochu – nieuchronna puenta wkroczenia bez planu. I coś jeszcze – oś fabularna filmu Rolanda Joffé z lat 80. Historia tłumacza, któremu nie udało się uciec z Amerykanami, zostaje porzucony na pożarcie reżimowi Khmerów. Coś, dzięki czemu kambodżańskie pola śmierci pozostały w naszej wyobraźni nie tylko jako potknięcie amerykańskich strategów, ale dramat z krwi i kości. Los tych wszystkich, którzy z tęsknoty za wolnym światem, fascynacji amerykańską siłą, a często też po prostu czystej – choć jak się z czasem okazało, błędnej – kalkulacji poszli na współpracę z Amerykanami.

Urzędnicy, tłumacze, zwykli Afgańczycy, którzy po dwóch dekadach wysłuchiwania o wyzwoleniu, szansie uzyskanej od losu teraz z kolei słuchać muszą Białego Domu snującego wizję włączenia talibów do społeczności międzynarodowej. I wiedzą doskonale to, co my możemy tylko przeczuwać: to jedynie nowy frazes, pośpiesznie okrywający nagość taktycznej wolty listek figowy.

Nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że Afganistan pokryje się za chwilę własnymi polami śmierci. I mamy obowiązek o tym pamiętać. Nie tylko z szacunku dla ofiar. Los „kolaborantów Ameryki" jest pełnoprawną treścią historii, zwłaszcza tej pisanej przez imperia. Schludną strategią pozostaje ona tylko na papierze. „W terenie" nie przestaje być krwawym dramatem. Tę pierwszą można w dowolnej chwili zmienić. Ten drugi – trzeba odegrać do końca.