[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/18/zdzislaw-krasnodebski-niemieckie-mity-i-uprzedzenia/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Jakże różne są europejskie standardy, jeśli chodzi o mniejszości narodowe. W Polsce przedstawiciele mniejszości niemieckiej zasiadają w Sejmie, a na Opolszczyźnie wprowadza się dwujęzyczne nazwy miejscowości. Na Białorusi Polacy są zatrzymywani i szykanowani, ale przynajmniej uznawani za mniejszość, w Niemczech nikt Polaków nie prześladuje – pomijając nieprzyjemne incydenty – ale też nikt nie uznaje ich istnienia.
[srodtytul] Nadgorliwość dyplomatów [/srodtytul]
Dlaczego w zasadzie Niemiecka Republika Federalna, kraj praworządny, demokratyczny, liberalny i "zachodni", ma takie problemy z uznaniem istnienia polskiej mniejszości? Sprawa wydaje się przecież oczywista. W każdym większym mieście niemieckim mieszkają tysiące Polaków. Istnienie polskiej mniejszości w Niemczech jest faktem socjologicznym, choć można spierać się o liczby i choć wiele osób jest z pogranicza kulturowego, a niemało Polaków przyjechało po to, by wypisać się z polskości i zostać Niemcami, do czego mają prawo. Ale są też tacy, którzy mając niemieckie obywatelstwo, czują się Polakami i zachowują polską tożsamość nawet wtedy, gdy ktoś z rodziny ma niemieckie pochodzenie.
W dodatku Polacy stanowią od dawna część ludności Niemiec – od końca XVIII wieku, od czasu rozbiorów, Polacy mieszkali w Prusach, mieszkali też w Saksonii, a po 1871 r. w Rzeszy, w tym także w regionach zachodnich – w Zagłębiu Ruhry i w innych ośrodkach przemysłowych. Nie ma też żadnych powodów do obaw przed polską mniejszością. Większość Polaków mieszkających w Niemczech to ludzie dobrze zintegrowani społecznie i lojalni wobec kraju zamieszkania. Zależy im na jak najlepszych stosunkach między Polską i Niemcami. Nie ma także zasadniczych różnic kulturowych czy religijnych w stosunku do Niemców, które mogłyby być źródłem konfliktów.