Czyż nie tak właśnie postąpiliby teraz Niemcy, gdyby byli na naszym miejscu i mieli jeszcze taką sposobność? Orzeczenie Federalnego Trybunału Konstytucyjnego RFN w sprawie traktatu lizbońskiego dowodzące głębokiego szacunku Niemców dla własnej państwowości i jej atrybutów upewnia w przekonaniu, że tak właśnie by się stało.
Zresztą nawet w momencie zastępowania marki przez euro 60 proc. obywateli tego kraju było przeciw dołączaniu do eurolandu. A zgoda kanclerza Helmuta Kohla na pozbycie się przez Niemcy narodowej waluty była po prostu, w jakiejś mierze, rezultatem jego porozumienia z prezydentem Francois Mitterrandem: niemieckie „tak” dla euro (czyli likwidacja dominującej w Europie niemieckiej marki) w zamian za francuskie „tak” dla zjednoczenia RFN i NRD.
Okładka jednego z ostatnich wydań niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” nie pozostawia w kwestii stosunku Niemców do euro wielu wątpliwości. Jednoeurowa moneta roztapia się na niej, jakby była wykonana nie z wytrzymałego metalu, lecz z nietrwałego plastiku. Albo wręcz z wosku. Rozpływający się (do niedawna) symbol potęgi Europy opatruje tytuł, który nie pozostawia wątpliwości co do tonu okładkowego artykułu: „Die Euro-Luege”, „Kłamstwo euro”. A podpis pod serię zdjęć ilustrujących tekst brzmi: „Zagrożone kraje euro: unia walutowa przekształca się w towarzystwo zadłużonych”.
O euro w tej tonacji pisze się nie tylko w Europie i nie od wczoraj, choć – to prawda – koszmarne kłopoty, w które wpędziła euroland zadłużona po uszy Grecja, ośmieliła krytyków wspólnej waluty. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Paul Krugman uważa, że kryzys w Grecji dowiódł, iż nie należało jeszcze wprowadzać unijnego pieniądza. A poważne kłopoty euro, włącznie z ewentualnym upadkiem unijnej waluty, wieszczy nie tylko przywołany już George Soros. Prorokują to także na przykład Nouriel Roubini, wytrawny analityk, który przewidział ostatni kryzys, i Christian Saint-Etienne, profesor ekonomii doradzający rządowi Francji.
[srodtytul]Klub oszustów[/srodtytul]
Ekonomistom i politykom sen z powiek spędza jednak nie tylko Grecja (zakładany deficyt budżetowy w 2010 roku – 12,2 proc.). A nawet nie tylko pozostałe państwa z grupy PIIGS – Portugalia (8 proc.), Italy – Włochy (5,3 proc.), Irlandia (14,7 proc.) i Hiszpania (10,1 proc.). Albowiem – w istocie – prawie cała strefa euro z każdym rokiem coraz bardziej zdaje się przypominać klub oszustów, w którym niemal każdy chce wykiwać pozostałych. Jak wyliczono, podstawowe zasady regulujące funkcjonowanie strefy euro (m. in. deficyt poniżej 3 proc. PKB i dług publiczny poniżej 60 proc. PKB) zostały już złamane 43 razy, w tym także przez Niemcy i Francję, i końca tej żałosnej dla pozostałych uczestników euroklubu praktyki nie widać.