Dziurawy frak ministra Sikorskiego

Postępowanie ministra Sikorskiego wobec prezydenta jest przemyślaną metodą działania obliczoną na wywołanie konfliktów – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 01.02.2008 04:02 Publikacja: 01.02.2008 01:18

Dziurawy frak ministra Sikorskiego

Foto: Rzeczpospolita

W ciągu ostatnich trzech miesięcy prezydent dwukrotnie zaprosił na rozmowę ministra obrony narodowej i dwukrotnie ministra spraw zagranicznych. Z doświadczenia wiemy, że wezwanie do Pałacu Prezydenckiego Bogdana Klicha nie skutkuje żadnym skandalem. Sprawdza się natomiast zasada – chcesz awantury, skontaktuj się z Radosławem Sikorskim.

Jeśli w ciągu kilku ostatnich miesięcy publicznie wydarza się coś, co budzi przynajmniej lekkie zażenowanie, to przy takich okazjach nazwisko szefa dyplomacji pojawia się zastanawiająco często. Zadziwiająca jest ta reguła. Sikorski od wielu lat kreuje się na dżentelmena z manierami, bardzo „british”, obytego w świecie i wsławionego wyprawą do Afganistanu w czasach wojny radziecko-afgańskiej, z kupionym pod koniec PRL i starannie odrestaurowanym dworem, którego zdjęcia obowiązkowo pojawiają się w każdym artykule opisującym postać ministra. Nic więc dziwnego, że wydaje się osobą z pewną dozą snobizmu, niezwykle starannie budującą swój wizerunek. Tym bardziej zadziwia więc, jak łatwo i jak często na tym kostiumie widać dziury i grube szwy.

O tym, jak dżentelmen Sikorski porównywał Nelli Rokitę do podrabianej torebki, niedawno już pisałam. Ale warto przypomnieć też takie powiedzenia ministra, jak to, że żony by do domu nie wpuścił i zmieniłby zamki, gdyby postąpiła tak jak żona Jana Rokity, albo to, jak w równie wysmakowanym stylu dopominał się zwrotu 100 złotych, jakie pożyczył prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, gdy ten nie miał na tacę w kościele. Upominał się o te pieniądze kilka razy publicznie, swoje żądania okraszając, jak zwykle, retoryką patriotyczną: „Najważniejsze, że te 100 złotych poszło na tacę w kaplicy przy cmentarzu, na którym leżą bohaterowie bitwy warszawskiej w 1920 r. A więc na zbożny cel” – mówił „Super Expressowi”. Sprawę zakończył Aleksander Szczygło, pokazując publicznie przekaz dla Sikorskiego na owe 100 złotych.

Cała historia okazała się dużym blamażem obecnego ministra spraw zagranicznych. Zastanawiające, że Sikorski zupełnie tego nie dostrzegł.

Było też kilka innych mniej spektakularnych wydarzeń, którym, jak się zdaje, maniery obecnego szefa dyplomacji nie sprostały. Niedawno ktoś opowiadał mi zdarzenie sprzed roku, z jednej z debat organizowanych przez „Dziennik” na Uniwersytecie Warszawskim. Brał w niej udział amerykański neokonserwatysta Norman Podhoretz i Radosław Sikorski, wówczas minister obrony w rządzie tworzonym przez PiS.

Debatę postanowił zakłócić Piotr Ikonowicz ze swoją Nową Lewicą oraz kilku innych działaczy organizacji lewicowych i pacyfistycznych. Ich akcja polegała na rozrzuceniu ulotek i okrzykach z sali, w czasie wypowiedzi Podhoretza, mniej więcej o treści: „kłamca na rzecz imperium”. Siły porządkowe kolejno wyprowadzały pokrzykujących, wyniesiono też Ikonowicza. Ale największe wrażenie zrobił Radosław Sikorski. – Rozumiem, że transport prosto do Tworek – spuentował interwencję sił porządkowych polski minister obrony i zagroził, że ochroniarzy może wesprzeć Żandarmeria Wojskowa.

Osoba, która mi relacjonowała te wydarzenia, najbardziej z całej debaty zapamiętała właśnie mało wysublimowane zachowanie Sikorskiego.

Ale zdaje się, że takie postępowanie ministra jest przemyślaną metodą działania obliczoną na wywołanie konfliktów. Taką metodę minister Sikorski i rząd Donalda Tuska stosuje konsekwentnie w relacjach z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jest to na razie dosyć skuteczne.

W demokracji medialnej liczy się przede wszystkim wrażenie. Dlatego Radosław Sikorski, używając grzecznych frazesów, może pozwolić sobie na prowokację

Tak było, gdy na przykład Sikorski nie stawił się u prezydenta w Pałacu, tylko faksem zawiadomił, że na spotkaniu go nie będzie, bo jest na innym, ważniejszym. Owym istotniejszym spotkaniem była dla ministra nieformalna narada członków rządu. Niestawienie się ministra Sikorskiego u prezydenta – a może i styl, w jakim odmówił – było konsultowane z premierem Tuskiem. Była to oczywista impertynencja, świadoma, tym bardziej że znający Lecha Kaczyńskiego politycy doskonale wiedzieli, iż prezydent odbierze ją osobiście i emocjonalnie. Oczywiście nic pozytywnego z tego dla Kaczyńskiego nie wynikło, wręcz odwrotnie. Media pokazywały wymachującego faksem od Sikorskiego ministra prezydenckiej kancelarii, budując przekaz, że rząd jest OK, tylko prezydent ma fochy. Tak opowiadali o tym członkowie rządu i politycy PO, a minister Sikorski z uśmiechem opowiadał tu i ówdzie, że „nikt go nie prześcignie w szacunku do prezydenta”. Frazę tę powtarzał również teraz, inscenizując – jak sądzę całkowicie świadomie – kolejną odsłonę dramatu, w której humorzasty prezydent miał kazać mu przerywać lunch w Brukseli i wracać natychmiast do Warszawy, by stawić się przed swym obliczem. Gdyby faktycznie Sikorski darzył szacunkiem prezydenta, to nikt o całej sprawie by się nie dowiedział. Nie byłoby natychmiastowego informowania dziennikarzy o „pilnym wezwaniu”, spektakularnego wychodzenia ze spotkania szefów dyplomacji UE i wracaniu samolotami z przesiadką, po to, by być o 21.00 w Pałacu Prezydenckim. Bo mógł spokojnie dokończyć spotkanie, wsiąść do samolotu o 19.00 i trafić do prezydenta o 21.30 lub 22. Tylko tyle, i aż tyle.

Tym razem jednak, jak się zdaje, gra Sikorskiego była zbyt grubymi nićmi szyta. Dziennikarze wykazali (między innymi Monika Olejnik w „Kropce nad i”) teatralność jego działań. To jeden z pierwszych poważniejszych sygnałów, że rząd Tuska, spierając się z Lechem Kaczyńskim, nie zawsze może liczyć na bezwarunkowe poparcie mediów.

Zwłaszcza że reakcja Sikorskiego tym razem nie była tylko kolejną odsłoną wewnątrzkrajowych potyczek z prezydentem. Szef polskiej dyplomacji swoim zachowaniem w Brukseli zainteresował Europę i wyprowadził walkę polityków Platformy Obywatelskiej z przeciwnikiem politycznym na arenę międzynarodową. A to niczemu dobremu – z punktu widzenia interesów kraju – nie służy.

Zdumiewa, że właśnie minister spraw zagranicznych – a więc szef polskiej dyplomacji – zdaje się nie zauważać tego aspektu swoich działań. Niestety, wydaje się, że to właśnie Radosław Sikorski pełni obok obowiązków ministra także inną funkcję rządową. To on, w ramach podziału rządowych obowiązków, prowokuje napięcia w relacjach z prezydentem. Wygląda na to, że realizuje zapotrzebowanie Donalda Tuska na podkopywanie pozycji przyszłego rywala w wyborach prezydenckich. Ale nie tylko.

Rząd Tuska potrzebuje wroga. Już Platforma Obywatelska, będąc w opozycji, musiała wykreować PiS jako swego najgroźniejszego przeciwnika. Pozwoliło to zachować jako taką jedność partii i Tuskowi utrzymać – mimo podwójnej klęski wyborczej – pozycję lidera.

Szef MSZ swoim zachowaniem w Brukseli wyprowadził walkę polityczną ze sceny krajowej na arenę międzynarodową

Dziś gabinet Donalda Tuska spotyka się z kłopotami, których chyba nie przewidział w najgorszych snach. Rozbudzone wzrostem gospodarczym, ale też populistycznymi obietnicami Platformy z kampanii wyborczej nastroje społeczne nie wróżą spokoju. Protesty kolejnych grup zawodowych, wobec których rząd przyjmuje strategię gry na czas, a nie faktycznego rozwiązania problemów (na razie najwyraźniej, jak w służbie zdrowia, nie ma gotowych i dobrych pomysłów), mogą skutkować gwałtownym obniżeniem notowań PO, rządu i samego premiera. A przecież jeśli Tusk myśli o wyborach prezydenckich, nie może pozwolić sobie na znaczący spadek popularności.

Tym bardziej potrzebny jest ktoś, na kogo można zwalić winę i którego można kreować na „czarnego luda” polskiej polityki.

Gra w anty-PiS tak skuteczna z punktu widzenia partykularnych interesów PO w poprzednich dwóch latach ma trwać przez kolejne. Minister Sikorski, wspierany przez premiera Tuska ustawia w tej grze, w roli wroga prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Inni politycy, jak Janusz Palikot, też wciąż walczą z PiS, ostatnio próbując obarczyć to ugrupowanie winą nawet za protesty celników i inne strajki. Zważywszy na emocje, jakie w środowiskach dziś domagających się podwyżek budziły pomysły rządu PiS, to teza absurdalna. Opinia publiczna nie będzie jednak analizować szczegółów i dowiadywać się, jak jest naprawdę.

W dzisiejszej demokracji medialnej, jak wiadomo, liczy się przede wszystkim wrażenie. I dlatego minister Sikorski, używając grzecznych frazesów, może jednocześnie pozwolić sobie na prowokacyjne zachowania w walce z głównym rywalem Donalda Tuska. Zwłaszcza że świetnie prezentuje się przed kamerą, jest wciąż przystojnym i młodym politykiem. Do publiczności trafiają jego gładkie słówka oraz oburzone miny prezydenckich ministrów, reagujących w ten sposób na mniej lub bardziej zawoalowane impertynencje. Otoczenie prezydenta ciągle nie ma chyba pomysłu, jak sobie w tej rzeczywistości radzić. Choć ostatni sondaż przygotowany dla „Rzeczpospolitej” pokazuje, że w tym starciu nie przegrywa jednak z kretesem. Wprawdzie tylko 22 procent Polaków twierdzi, że racja jest po stronie prezydenta, a aż 48 proc., że po stronie premiera, to jednak 30 proc. nie ma zdania. Te 30 proc. to ludzie, którzy nie dali się zasugerować owej „polityce miłości” prowadzonej przez rząd wobec prezydenta.

Jeszcze jedno na koniec. Moim zdaniem nie budzi wątpliwości, że rząd Tuska prowokuje Lecha Kaczyńskiego do konfliktów i świadomie wywołuje skandale mające go zdyskredytować. Ale prezydent też nie siedzi z założonymi rękami.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Kaczyński traktuje obecny gabinet co najmniej chłodno, a stopień napięcia między premierem i prezydentem mogliśmy zobaczyć po opublikowaniu zapisów z Rady Gabinetowej poświęconej sprawom zdrowia. Niechęć, z jaką czasem nie kryją się politycy Platformy, gdy mówią o szefie państwa, jest czasem łatwa do wytłumaczenia. Tyle że od polityków na najwyższych szczeblach władzy trzeba wymagać, mimo targających nimi emocji, także myślenia o kraju w perspektywie dalszej niż kolejne wybory. Pewnie nie wszyscy zgodzą się z moją analizą strategii Platformy wobec prezydenta, ale większość czytelników przystanie zapewne na to, że między Lechem Kaczyńskim a Radosławem Sikorskim jest wzajemna niechęć i że przybiera ona formy wystawiające na szwank interesy kraju. Może zatem warto, odłożywszy interesy partyjne na bok, coś w tej sprawie zmienić? Prezydenta – wbrew być może marzeniom polityków PO – od zaraz wymienić się nie da. Może więc warto rozejrzeć się za bardziej dyplomatycznym szefem dyplomacji?

W ciągu ostatnich trzech miesięcy prezydent dwukrotnie zaprosił na rozmowę ministra obrony narodowej i dwukrotnie ministra spraw zagranicznych. Z doświadczenia wiemy, że wezwanie do Pałacu Prezydenckiego Bogdana Klicha nie skutkuje żadnym skandalem. Sprawdza się natomiast zasada – chcesz awantury, skontaktuj się z Radosławem Sikorskim.

Jeśli w ciągu kilku ostatnich miesięcy publicznie wydarza się coś, co budzi przynajmniej lekkie zażenowanie, to przy takich okazjach nazwisko szefa dyplomacji pojawia się zastanawiająco często. Zadziwiająca jest ta reguła. Sikorski od wielu lat kreuje się na dżentelmena z manierami, bardzo „british”, obytego w świecie i wsławionego wyprawą do Afganistanu w czasach wojny radziecko-afgańskiej, z kupionym pod koniec PRL i starannie odrestaurowanym dworem, którego zdjęcia obowiązkowo pojawiają się w każdym artykule opisującym postać ministra. Nic więc dziwnego, że wydaje się osobą z pewną dozą snobizmu, niezwykle starannie budującą swój wizerunek. Tym bardziej zadziwia więc, jak łatwo i jak często na tym kostiumie widać dziury i grube szwy.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?