Podzielmy medialne łupy po równo

Jak zagwarantować pluralizm publicznych mediów? Może, jak we Włoszech, poszczególne programy oddać do dyspozycji głównym aktorom sceny politycznej – proponuje publicysta Tomasz Wiścicki

Aktualizacja: 15.02.2008 08:21 Publikacja: 15.02.2008 02:19

Podzielmy medialne łupy po równo

Foto: Rzeczpospolita

Red

Mało który spośród licznych sporów toczących się w naszym życiu publicznym sprawia wrażenie podobnie jałowego, co dyskusja na temat mediów publicznych. Teoretycznie wszyscy się zgadzają, że nie powinny one być instrumentem w rękach polityków, a mimo to po każdej zmianie u steru władzy odbywa się spektakl wyszarpywania publicznego radia i telewizji z rąk nominatów poprzedniej ekipy.

Zamiana mediów państwowych w publiczne w latach 90. zaowocowała jedynie tym, że spektakl ten trwa dłużej i jest bardziej skomplikowany, dając wszystkim stronom więcej czasu na wymyślne popisy hipokryzji. Dobrze jest, kiedy Kali mianować prezesów TVP i PR, źle jest, gdy mianować prezesów przeciwnicy Kalego...

Obecne pomysły PO wydają się kolejną odsłoną tego spektaklu hipokryzji. Rekomendowanie kandydatów na prezesów TVP i PR przez stowarzyszenia twórcze – wobec zdecydowanej w nich przewagi sympatyków kręgów od Platformy w lewo – spetryfikują ich przewagę w mediach publicznych, pozwalając zarazem obecnie rządzącym chodzić w glorii tych, którzy odpolitycznili TVP i PR.

Spójrzmy jednak na to z innego punktu widzenia – nie polityków, ale widzów, tych zwłaszcza, którzy w mediach nie szukają jedynie rozrywki. Stan, który utrwalą zapowiedziane zmiany, jest głęboko niesprawiedliwy dla bardziej konserwatywnej części opinii. Media prywatne mają liberalne nachylenie właściwie bez wyjątku, regulowane jedynie oportunizmem, zależnie od tego, kto akurat rządzi.

Przewaga tych kręgów wśród dziennikarzy, ale przede wszystkim – dysponentów mediów, tych, którzy je organizują i nimi zarządzają, jest tak miażdżąca, że nie ma co się łudzić, że powstanie polski Fox News. Gdyby wśród prywatnych mediów elektronicznych panowała większa równowaga – ideowy kształt publicznego radia i telewizji nie miałby większego znaczenia. Jednak gruntowną nierównowagę mogą wyrównać tylko media publiczne.

A przecież bardziej konserwatywna, prawicowa część opinii publicznej jest u nas pokaźna. To nie jest niszowa grupa, która musi radzić sobie sama. W czym obecni wyborcy PiS, a wcześniej innych prawicowych ugrupowań, są gorsi od elektoratu bardziej liberalnego i centrowo-lewicowego? Tu nie chodzi o gry polityczne – tu chodzi o zasadniczą nierówność obywateli RP.Z tej perspektywy należy moim zdaniem spojrzeć na ostatnie dwa lata w TVP i Polskim Radiu. Owszem, media publiczne były polem gorszących nieraz popisów polityków, dzielenia łupów itp. Jednak efektem tych walk było to, że ta nierównowaga została zmniejszona. Można temu rozumowaniu zarzucić cynizm i uznawanie zasady „cel uświęca środki” – wszak przesunięcie ideowe PR i TVP wynikło w dużej mierze z podziału politycznych łupów i oportunizmu.

Jednak na razie nikt nie wskazał żadnych godniejszych środków osiągnięcia tego celu. Z góry odrzucam przy tym zarzuty o brak obiektywizmu ze strony tych, dla których wzorem bezstronności jest „Szkło kontaktowe” i „Co z tą Polską”. No i – dla porządku – wspomnieć trzeba krótko, że duża część zarzutów pod adresem mediów publicznych jest co najmniej przesadzona, a niektóre wręcz absurdalne.

Tej nierównowagi w żaden sposób nie wyrównuje medialny koncern o. Tadeusza Rydzyka. Radio Maryja i TV Trwam stanowią część alternatywnego świata, w którym odnaleźć się może tylko wąska, bardzo wyrazista ideowo grupa patrząca na świat w sposób podobny do ojca dyrektora. Owszem, mogą tam znaleźć coś dla siebie słuchacze i widzowie bardzo różni, jednak całość przekazu ma swoją nader wyrazistą grupę docelową. Nie jest nią cała konserwatywna część opinii.

Nie chodzi tu oczywiście o prostacką propagandę w jakąkolwiek stronę. Wszelkie media powinny przestrzegać standardów profesjonalnych. Jednak w pluralistycznym społeczeństwie te same fakty i idee można przedstawiać w sposób wychodzący z rozmaitych założeń aksjologicznych. Zależnie od tego różne odłamy opinii odbierają przekaz jako zgodny z ich przekonaniami, będą uznawały je za swoje. Mają do tego prawo przynajmniej wszystkie główne nurty opinii.

W prasie taki pluralizm udało się – po kilkunastu latach – wypracować. Dziś przedstawiciele głównych odłamów opinii publicznej mogą znaleźć gazety i czasopisma, przy których lekturze nie grozi im poczucie, że to, co dla nich fundamentalne, dziennikarzom i ich szefom jest obce i wrogie. Ta równowaga jest oczywiście niedoskonała i wciąż zagrożona, można zaobserwować tu nieustanne manewry polityków, ale – istnieje. Inaczej jest z mediami elektronicznymi. Nie ma nie tylko równowagi, ale realnych na nią widoków. Może więc spróbować ją zadekretować?

Może rozwiązaniem byłby model wzorowany na włoskim? Nie chodzi mi tu o kopiowanie konkretnych rozwiązań instytucjonalnych, ale o przyjęcie zasady, że poszczególne programy publicznych mediów mają wyraźny profil polityczno-ideowy. W praktyce oznaczałoby to oddanie ich do dyspozycji głównym aktorom sceny politycznej. Widziany z perspektywy polityków model włoski prezentuje się fatalnie: tam nikt nie mówi o uniezależnieniu od polityków, przeciwnie – następuje trwały podział mediów politycznych między nich.

Problem w tym, że u nas o odpolitycznieniu mediów wyłącznie się mówi. Więc może pora zarzucić tę hipokryzję?

Model włoski widziany z perspektywy odbiorcy prezentuje się dużo lepiej. Oznacza on po prostu uznanie i uszanowanie trwałego pluralizmu opinii publicznej. U nas nie udało się tego osiągnąć ani nawet do tego zbliżyć przez ostatnie kilkanaście lat, mimo rozmaitych poszukiwań instytucjonalnych. Może więc – przynajmniej na razie – zarzucić starania, które pod osłoną pięknych słów oznaczają nieustanną walkę o monopol w mediach publicznych? Zdecydujmy się na coś, co z założenia może jest mniej estetyczne i niedoskonałe, ale za to realnie zbliża do ideowego pluralizmu na medialnym rynku.

Nieustająca orgia hipokryzji wokół publicznych mediów podpowiada mi, że otwarty cynizm w słusznej sprawie może być rozwiązaniem z dwojga złego lepszym

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że pójście w tę stronę wymaga czegoś, czego w naszym życiu politycznym brakuje dramatycznie, a mianowicie – zaufania. Godząc się na równy podział łupów i rezygnując z walki o zagarnięcie całości, muszę ufać, że partner nie wbije mi noża w plecy i nie ucieknie z moją częścią. A poza tym – zrezygnować muszą wszyscy, zwłaszcza silniejsi, ci z realnymi szansami na monopol.Dlaczego właściwie mieliby to zrobić? Na to można odpowiedzieć: w imię świętego spokoju i gwarancji, że przy zmianie układu sił nikt nie zamachnie się na ich udział.

Można się oczywiście obruszać na metaforykę i argumentację zaczerpniętą z przestępczych porachunków. Czy jednak politycy nie dali podstaw do takiej perspektywy? Może ten język zrozumieją. A poza tym nieustająca orgia hipokryzji wokół publicznych mediów podpowiada mi, że otwarty cynizm w słusznej sprawie może być rozwiązaniem z dwojga złego lepszym, zbliżającym nas do tego, czego teoretycznie chcą wszyscy, tyle że akurat ci, którzy decydują, w rzeczywistości zmierzają w zupełnie innym kierunku.

Oczywiście, przyjęcie podobnego rozwiązania utrudniają rozmaite trudności techniczne. W Polskim Radiu np. nie bardzo jest co dzielić: wciągnięcie Programu 2 w polityczne podziały byłoby zbrodnią na polskiej kulturze, z kolei Program 1 i Program 3 mają wyrazistą tożsamość i inne grupy docelowe. Z TVP poszłoby łatwiej.

Wszystkich oburzonych tym pomysłem prosiłbym o zaproponowanie lepszego. Może w ten sposób zbliżymy się do rozwiązania problemu. A ci, którzy będą udawali, że problem ideowej nierównowagi w polskich mediach elektronicznych nie istnieje, to w większości zapewne ci sami, którzy na żaden podział łupów się nie piszą, bo liczą na całość.

Autor jest publicystą i redaktorem miesięcznika „Więź„

Mało który spośród licznych sporów toczących się w naszym życiu publicznym sprawia wrażenie podobnie jałowego, co dyskusja na temat mediów publicznych. Teoretycznie wszyscy się zgadzają, że nie powinny one być instrumentem w rękach polityków, a mimo to po każdej zmianie u steru władzy odbywa się spektakl wyszarpywania publicznego radia i telewizji z rąk nominatów poprzedniej ekipy.

Zamiana mediów państwowych w publiczne w latach 90. zaowocowała jedynie tym, że spektakl ten trwa dłużej i jest bardziej skomplikowany, dając wszystkim stronom więcej czasu na wymyślne popisy hipokryzji. Dobrze jest, kiedy Kali mianować prezesów TVP i PR, źle jest, gdy mianować prezesów przeciwnicy Kalego...

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Chrześcijańskie spojrzenie na nową kadencję ustawodawczą w Unii Europejskiej
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Europo, koniec jeżdżenia na gapę!
felietony
Donald Trump przeminie, ale triumpizm zakwitnie. Tego chce lud
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Nowa Jałta dla Ukrainy?
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Opinie polityczno - społeczne
Rafał Trzaskowski albo nikt. Czy PO w wyborach prezydenckich czeka chichot historii?
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje