W większości wypadków drobniejsi przedsiębiorcy doprowadzeni zostali do bankructwa.
A w tle tych działań ekipy SLD rysuje się afera Rywina.
[srodtytul]Postkomunistyczna sieć[/srodtytul]
Dziwna sprawa uprowadzenia Krzysztofa Olewnika i próby zniszczenia Romana Kluski wydają się odmienne. Co je łączy? Zarówno Kluska, jak i Olewnik nie chcieli podporządkować się biznesowo-politycznemu, postkomunistycznemu układowi, który pod rządami Millera coraz bardziej ostentacyjnie dominował polską gospodarkę. Jedną z jego metod było niszczenie niepowiązanych z nim przedsięwzięć gospodarczych.
Akcja przeciw Klusce odbyła się w specyficznym momencie. Mniej więcej w tym samym czasie miało miejsce spektakularne aresztowanie sześciu członków zarządu Stoczni Szczecińskiej. Aresztowania te zostały zapowiedziane z podaniem w miarę precyzyjnego terminu przez szefa MSW Krzysztofa Janika i ministra gospodarki Jacka Piechotę. Budziły rozliczne wątpliwości prawne, ale przede wszystkim podważały wiarę w niezawisłość sądów w Polsce. Roman Kluska twierdzi, że doszły do niego wiadomości, iż rząd przygotowywał wówczas spektakularne aresztowania kolejnych znanych biznesmenów. Wycofał się z powodu reakcji mediów.
Aresztowanie zarządu stoczni otworzyło możliwość wyprowadzenia ze stoczni – przez powiązane z SLD spółki – sporego majątku. Opisał to m.in. „Newsweek”. Działanie w Szczecinie dokonywane było przy udziale władz państwa i dotyczyło wielkich pieniędzy. Na mniejszą skalę z tego typu posunięciami mieliśmy do czynienia w ówczesnej Polsce powiatowej. Oczywiście, nie były one planowane przez jakieś centrum dowodzenia, a przeprowadzane samodzielnie przez miejscowe grupki przy wykorzystaniu swoich polityczno-biznesowych powiązań i wpływów.
[srodtytul]Układ bez centrum[/srodtytul]
Można założyć, że działania policji i prokuratury w sprawie Olewnika były wyłącznie wynikiem rażącej niekompetencji oraz korupcji niektórych współpracujących z gangsterami funkcjonariuszy. Ciąg dalszy wydarzeń byłby więc tylko próbą ukrywania swoich błędów przez ustosunkowanych lokalnych notabli, którzy wykorzystywali wszystkie środki w celu uniknięcia odpowiedzialności.
Jednak wielce wątpliwe samobójstwa i towarzyszące im okoliczności każą podważyć tę hipotezę. Po co funkcjonariuszom eliminowanie głównych porywaczy? I skąd u nich tak daleko idące możliwości? Zemsta układu również nie wydaje się najbardziej prawdopodobna, choć nie można jej wykluczyć, zwłaszcza jeśli przenikać się będzie z chęcią „wydojenia” rodziny Olewników.
Być może najbardziej przekonująca wydaje się hipoteza przejęcia majątku Olewników. W tej sytuacji Andrzej Ł. musiałby być jedynie eksponentem grupy. Ta interpretacja najlepiej wyjaśniałaby tajemnice wokół porwania i zaangażowanie w sprawę postaci znaczących na tyle, aby nie tylko blokować śledztwo, ale „doprowadzić do samobójstwa” głównych oskarżonych. Tłumaczyłaby również zadziwiające w innym wypadku zachowanie miejscowych banków. Jej przyjęcie oznaczałoby, że sprawa Olewnika to drastyczne wcielenie praktyk państwa Millera.
Polityczni manipulatorzy i bezmyślny chór medialny usiłują wyeliminować z języka polskiego słowo układ, twierdząc, że jego istnienie musi zakładać jednoznaczne centrum decyzyjne, które na lata planuje i przeprowadza działania na skalę kraju. W rzeczywistości układ III RP to system wzajemnie powiązanych interesów grup działających w kluczowych sferach życia publicznego: biznesie, administracji, wymiarze sprawiedliwości, polityce. Grupy te wywodzą się z PRL-owskiego establishmentu i dokooptowanych do niego osób i środowisk.
Nie mają one jednego centrum. Zależnie od przedsięwzięcia zmieniają się, a hierarchia w owym układzie również jest dynamiczna. W tym do pewnego stopnia zdecentralizowanym tworze grupy lokalne działają w miarę niezależnie, choć wykorzystują swoje powiązania. Pokazywała to afera w Starachowicach czy Opolu. Odsłania to też sprawa porwania Olewnika.
Siła układu czy – jak kto woli – sprzężonych ze sobą układów jest pochodną słabości państwa. Opiewana jako lekarstwo na wszystkie choroby decentralizacja z pewnością nie pomoże rozprawić się z tą patologią. Decentralizacja jest koniecznym i pozytywnym uzupełnieniem demokracji. Zawsze jednak winno jej towarzyszyć silne, choć ograniczone państwo. W wypadku wychodzenia z historycznej choroby, jaką był komunizm, decentralizacja musi być procesem, w którym dbać należy, aby układy czasów minionych nie zdominowały i zdeprawowały demokracji.
[srodtytul]Lekcje sprawy Olewnika[/srodtytul]
Zwykli obywatele muszą mieć czas, aby nauczyć się samoorganizacji, uwewnętrznić etos wspólnoty i przyjąć dobre obyczaje. Zwarte grupy interesu wyłaniające się ze starego systemu są zdeterminowane, aby walczyć o swoje i adaptować nową rzeczywistość do swoich potrzeb. III RP pozwalała realizować takie projekty, czego apogeum były rządy Millera.
Czym układ taki był w wymiarze powiatowym, a więc takim, który dotykał największej liczby Polaków, zaobserwować można na przykładzie sprawy Olewnika. Lokalny establishment mógł realizować swoje interesy często na granicy, a czasami poza granicą prawa, wykorzystując do tego świat przestępczy, dzięki słabości państwa i jego instytucji. Powodowało to częściową prywatyzację niektórych instytucji państwowych, m.in. wymiaru sprawiedliwości, i budowało poczucie bezkarności funkcjonariuszy III RP.
Wydawało się: czasy te odeszły. Ciągle jednak nie dowiadujemy się prawdy o sprawie Olewnika. Jakoś nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za tajemnicze samobójstwa. Nowy minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski awansował na stanowisko zastępcy prokuratora generalnego Andrzeja Pogorzelskiego, który jako prokurator okręgowy w Warszawie z wiadomym skutkiem nadzorował śledztwo w sprawie Olewnika w Warszawie. Nagroda?
Minister przewiduje także rozwiązanie powołanych przez swojego poprzednika wydziałów przestępczości zorganizowanej, które z ramienia prokuratora generalnego obserwowały pracę prokuratur w terenie i mogły przejąć śledztwa w sytuacji wątpliwości co do ich pracy. Czy ma to być kolejny krok w przekazywaniu prokuratury w ręce korporacji? III RP wraca?