Mimo gromów rzucanych pod naszym adresem jeszcze dwa tygodnie temu i wykluczenia nas z „cechu historyków” („Śledczy w przebraniu historyków”, „Gazeta Wyborcza”, 18.06. 2008) Paweł Machcewicz zdecydował się na napisanie recenzji książki na temat związków Lecha Wałęsy z SB („Wałęsa w krzywym zwierciadle”, „Rzeczpospolita”, 30.06.2008). Tę zmianę odbieramy pozytywnie. Artykuł Machcewicza zbliża nas do merytorycznej dyskusji na temat naszej książki, choć niektóre zarzuty wciąż świadczą o jej pobieżnym i emocjonalnym traktowaniu. Przynajmniej najważniejsze kwestie wymagają więc naszego komentarza.
Zdaniem Machcewicza zaprezentowany materiał potwierdzający współpracę Lecha Wałęsy z SB ma charakter „fragmentaryczny i poszlakowy”. Nie jest to pogląd oryginalny. Wcześniej podobne opinie wygłaszali m.in. Antoni Dudek i Andrzej Friszke. Nie zgadzamy się z ich zdaniem.
Materiały ewidencyjne, doniesienia TW ps. Bolek i notatki funkcjonariuszy SB mają jednoznaczną wymowę – Wałęsa „był wykorzystywany operacyjnie” przez Wydział III SB w Gdańsku jako TW ps. Bolek, sporządzał doniesienia, które przekazywał w hotelu Jantar, za co otrzymywał wynagrodzenie. Są to dowody bezpośrednie, świadczące o współpracy z SB. Fakt, że nie posiadamy dziś własnoręcznego zobowiązania do współpracy, gdyż teczka personalna agenta o ps. Bolek została wyprowadzona z archiwum MSW na przełomie 1989 i 1990 r., nie może być podstawą do formułowania opinii o – jak pisze prof. Machcewicz – „sytuacji niezwykle zawikłanej” i o „materiale fragmentarycznym i poszlakowym”.
Fakty wskazują, że takie zobowiązanie zostało złożone. W jednym z dokumentów UOP wspomina się, że wśród dokumentów skradzionych w Kancelarii Prezydenta Wałęsy była m.in. „notatka odręczna prawdopodobnie rekonstruująca treść zobowiązania do współpracy TW „Bolka” z SB”. Poza tym wszystkim doświadczony badacz służb specjalnych, jakim jest bez wątpienia Paweł Machcewicz, wie, że z faktu niezłożenia własnoręcznego zobowiązania do współpracy lub tego, że takowy dokument nie przetrwał do naszych czasów, nie musi wynikać, że dana osoba nie współpracowała z bezpieką.
Warto podkreślić to zwłaszcza w kontekście dyskusji na temat agenturalnej przeszłości Lesława Maleszki. Jego teczki personalnej i teczki pracy (a zatem i ewentualnych własnoręcznych podpisów) nie ma, ale wobec zachowanego materiału archiwalnego nikt poważny nie mówi o poszlakach i nie kwestionuje faktu, że był on „Ketmanem”.