Zniewolone umysły III RP

Trudno wyobrazić sobie skruchę i chęć rozliczenia własnych win w świecie, który win tych nie potępia. Takim światem jest III RP – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 14.07.2008 03:59

Zniewolone umysły III RP

Foto: Rzeczpospolita

Reakcję na film Ewy Stankiewicz i Anny Ferens “Trzech kumpli” można porównać do medialnego tornada, które zaskoczyło wszystkich. Nie byłoby to możliwe bez społecznego oczekiwania, które ten obraz spełnił. Wielka zasługa w tym autorek, które stworzyły fascynujące dzieło. Jednak gdyby poruszane problemy nie obchodziły opinii publicznej, tego typu reakcja nie byłaby możliwa. Odzew na “Trzech kumpli” raz jeszcze zadaje kłam powtarzanym w kółko od 19 lat zaklęciom, że Polacy przeszłością są zmęczeni, a zwłaszcza dość mają tematyki lustracyjnej. Okazuje się, że wbrew dominującym ośrodkom opiniotwórczym potrafią oni zrozumieć, iż lustracja to nie “polowanie na agentów”, a rozliczenie przeszłości jest niezbędne dla zbudowania zdrowej przyszłości. Dobrze byłoby więc, aby owa publiczna dyskusja nie została utopiona przez inżynierów świadomości społecznej, którzy zamiast debaty, próbują organizować obronę pamięci Wałęsy przed tworzonymi przez nich samych zagrożeniami.

“Trzech kumpli” to film o elementarnych sprawach i postawach ludzkich, które jak zawsze umiejscowione są w konkretnym miejscu i czasie. Traktuje więc o rzeczach głębszych niż doraźna polityka, z których jednak polityka wyrasta i które również w polityce odnajdują swoje konsekwencje. Jako dzieło sztuki odwołuje się do ludzkich doświadczeń, a więc nie powtarza argumentów użytych już tyle razy, że oderwały się od swoich znaczeń i stały się jedynie znakami walczących ze sobą obozów. Pokazuje, że za naszymi sporami stają konkretne ludzkie losy i określone postawy. W zderzeniu z nimi sofizmaty powtarzane bezmyślnie przez wielu ludzi, w których środowiskach dominowały one tak bardzo, że wydawały się oczywistościami, odsłaniają swoją pustkę.

Przez lata III RP karmieni byliśmy opowieścią o cierpieniu agentów złamanych i zmuszonych do współpracy. Agentów, którzy byli przedstawiani jako ofiary podwójne: na początku SB, a potem okrutnych lustratorów kontynuujących działania komunistycznych służb. Punktem dojścia owej narracji był list współpracownika SB, który (bez komentarza i bez odpowiedzi) opublikowała “Gazeta Wyborcza” przy okazji ujawnienia sprawy Michała Boniego. Autor oburzał się na zachowanie polityka PO, który przeprosił za swoją agenturalną przeszłość. Agent przyjmował, że kolaboracja z SB sama w sobie nie była niczym złym. – Niech nam udowodnią, że swoją działalnością wyrządziliśmy komuś szkodę – domagał się. – Jeśli tego nie zrobią, to ci, którzy nas ujawniają, a więc przysparzają nam problemów, powinni się tłumaczyć.

Tekst ten, który uznać można za kwintesencję antylustracyjnej strategii “Wyborczej”, warto skonfrontować z obrazami z “Trzech kumpli”. Właściwie można zaakceptować punkt wyjścia antylustratorów. Chociaż nie jest prawdą, że większość agentów rekrutowano, stosując zastraszenie czy szantaż, jednak zdarzało się to na tyle często, że warto wziąć ten fakt pod uwagę. Tak najprawdopodobniej wyglądał przypadek agenta “Ketmana”, który posługiwał się jeszcze kilkoma pseudonimami.

Byli agenci wciąż są zależni od tych, którzy mają o nich wiedzę, a więc od dawnych funkcjonariuszy SB i ich mocodawców

Górnolotnie mówiąc, zło często wyrasta ze słabości. W tradycji chrześcijańskiej grzech nazywany jest upadkiem. Upadek jest efektem osłabienia fizycznego lub mentalnego. Z upadku można się podnieść, pod warunkiem że zdamy sobie z niego sprawę. Innym symbolem grzechu jest zbłądzenie. Można powrócić na ścieżkę prawości, jeśli zrozumiemy, że idziemy złą drogą. Gdyż bez względu na swoją genezę zło pozostaje złem. Aby zerwać z nim, musimy je wcześniej rozpoznać. Zdrada jest elementarnym złem.

Wstrząs, jaki wywołał film “Trzech kumpli”, jest efektem pokazania tego, czym był naprawdę akt kolaboracji z SB. Był najbardziej fundamentalnym aktem zdrady. Oglądając film, widz zaczyna rozumieć przesłoniętą medialnym szumem oczywistość. Agent był człowiekiem, który donosił na najbliższych ufających mu ludzi. Uczestniczył w działaniach przeciwko nim, niekiedy je współorganizował. Łamał elementarne zasady lojalności. Robił to w pełni świadomie, gdyż wiedział, że SB zbiera informacje o “przeciwnikach systemu”, aby osaczyć ich i rozprawić się z nimi. W tamtej sytuacji nie było “nieszkodliwych” informacji przekazywanych SB.

Można się zgodzić, że do pewnego stopnia jesteśmy w stanie różnicować stopień ich szkodliwości, ale tylko do pewnego stopnia. W sposób niesłychanie dobitny ujawnia się to w filmie w związku z zabójstwem Stanisława Pyjasa. Pojawia się hipoteza, że został zamordowany jako człowiek, który zdemaskował niezwykle ważnego agenta. Śmierć mogła być efektem próby zastraszenia, czyli ciężkiego pobicia Pyjasa, ale może była od początku zaplanowaną akcją. To tylko hipoteza, ale pokazuje rolę informacji. “Ketman” mógł tylko zameldować o zdemaskowaniu go przez Pyjasa. Samą informację trudno uznać za wyjątkowo szkodliwą.

Postawy agentów również należy różnicować, choć musimy pamiętać, że agenturalność była złem. Można rozgrzeszać ją szczególnymi okolicznościami, tak jak szczególne okoliczności mogą usprawiedliwić przestępstwo. Musimy jednak przyjąć elementarne założenie: kolaboracja była złem, z którego należy się tłumaczyć. Domaganie się, aby udowodnić agentom, że ich działania przynosiły wymierne szkody, to stawianie sprawy na głowie. Agenturalność była zdradą, a więc złem.

Oczywiście, jak wszystko inne, zło jest stopniowalne. Agenci zachowywali się rozmaicie. Niektórzy usiłowali się wyplątać ze współpracy i szkodzić jak najmniej. Inni odnajdywali satysfakcję w nowej roli i powodowani resentymentem starali się zniszczyć ludzi, za których przyjaciół uchodzili. Między tymi ekstremami odnajdujemy rozmaite stopnie zdrady.

Możemy zgodzić się, że “Ketman” w “Trzech kumplach” jest postacią szczególną. Na jego przykładzie jednak jak w soczewce prześledzić można kondycję agenta, czyli zdrajcy. Człowiek taki musi żyć w dwóch światach. Udawać wiarygodnego przyjaciela tych, na których donosi, czyli uczestniczyć w akcji przeciw nim wymierzonej. Nawet jeśli chce minimalizować zło, musi żyć podwójnym życiem i starać się zataić, kim jest. Czy można wyobrazić sobie, że taka dłużej trwająca sytuacja nie prowadzi do mentalnego i moralnego spustoszenia? Agent albo wyłamie się ze swojej roli, albo będzie musiał coraz głębiej racjonalizować i dowartościowywać swoją postawę. “Trzech kumpli” pokazuje to w skrajnej formie.

Ponieważ wymowa filmu jest wstrząsająca, a figura zdrajcy, który się w nim pojawia – niemożliwa do obrony, większość mediów zajmujących dotąd antylustracyjną pozycję skupiła się na tej właśnie figurze. Zło, które ona prezentuje, ma być podobno unikalne, a jego postawa – szczególna. W sposób wyjątkowo poglądowy ujawnia się to w zachowaniu “Gazety Wyborczej”, która ogłosiła się ofiarą “Ketmana”, a więc własnego pracownika Lesława Maleszki, zwolnionego parę dni przed premierą filmu.

Aby zanalizować tę strategię, warto zacząć od faktów. W 2001 roku grupa działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności zdemaskowała jednego ze swoich działaczy jako agenta SB. Zdecydowała się upublicznić ten fakt ze względu na znaczącą rolę, jaką człowiek ten nadal odgrywał w mediach. Ponieważ był redaktorem “Wyborczej”, zwróciliśmy się również do tej gazety o opublikowanie naszego listu. Czekaliśmy nawet z ogłoszeniem go, aż naczelny tej gazety podejmie decyzję.

Adam Michnik mówi w filmie nieprawdę, że został zaskoczony opublikowaniem naszego oświadczenia. W rzeczywistości on i jego zastępczyni zrobili wszystko, aby się ono nie ukazało. Nie jest również prawdą, że redaktorzy “Wyborczej” poznali wymiar kolaboracji swojego pracownika dopiero po obejrzeniu filmu. Kilka miesięcy po ogłoszeniu naszego listu na podstawie uzyskanych przez nas z IPN dokumentów znane były bowiem już jej najdrastyczniejsze szczegóły. Pisaliśmy o tym.

Później donosy Maleszki ukazały się w książce opublikowanej przez IPN. Każdy, kto chciał, mógł dowiedzieć się wszystkiego o jego działalności. Zwolnienie go przez “Wyborczą” było spóźnioną próbą zachowania twarzy. Gdyby gazeta była konsekwentna, powinna go nie tylko nie zwalniać, ale nadal utrzymywać na tym samym stanowisku. “GW” i jej szef zrobili wszystko, aby do lustracji nie doszło. A jej brak oznacza, że nie tylko nie wiemy, ilu Maleszków kształtuje opinię publiczną, ale ilu z nich kandyduje na najwyższe stanowiska w państwie i ilu je sprawuje. Dlaczego więc czepiać się jednego redaktora, który padł zresztą ofiarą “dzikiej” lustracji?

Strategia środowisk antylustracyjnych z “Wyborczą” na czele polega na stworzeniu mechanizmu kozła ofiarnego. Maleszka był straszny, a więc unikalny, przegnajmy go więc i problem z głowy. Otóż nie. Wstrząs wywołany filmem był efektem zrozumienia, kim naprawdę jest zdrajca. Nawet jeśli zgodzimy się, że bohater “Trzech kumpli” był postacią szczególną, to jego osoba ma dla nas znaczenie jako przybliżenie figury agenta i pokazanie, czym naprawdę była zdrada, pozwala odsłonić zło. I w tym sensie, choć film nie był w swoim zamierzeniu polityczny, prowadzi do konsekwencji politycznych. Autorki nie robiły filmu o lustracji, właściwie nie ma w nim na ten temat mowy. A jednak pokazuje, do czego prowadzi jej brak, czyli zakłamanie przeszłości, i jak to wpływa na naszą teraźniejszość. Pokazuje, jak dziś niezbędne dla nas jest rozliczenie przeszłości. Krzysztof Kozłowski, Jan Widacki, reprezentanci establishmentu III RP, którzy pojawiają się w filmie, są żywymi wcieleniami Tartuffe’a, molierowskiego świętoszka, ucieleśnieniem obłudy. Dlatego autorki nie zajmując się ocenami III RP, a nachylając nad jedną konkretną – acz drastyczną – sprawą, mówią o Polsce (która odmówiła rozliczenia swej najnowszej przeszłości i grzęzła w zakłamaniu) więcej niż najlepsze książki publicystów.

Autorki nie zajmowały się badaniami nad sytuacją funkcjonariuszy SB w wolnej Polsce. Po prostu usiłowały do nich dotrzeć i zadać im podstawowe pytania. W efekcie uzyskały obraz kraju, w którym członkowie dawnego aparatu represji doskonale funkcjonują i nadal zachowują się butnie. Dają do zrozumienia, że mając możliwość wyboru, znów wybraliby tak samo. Przecież się im opłaciło.

Trudno wyobrazić sobie skruchę i chęć rozliczenia własnych win w świecie, który win tych nie potępia. W świecie, który podsuwa wygodne racjonalizacje dla uczynionego zła. Takim światem jest III RP. Dlatego nie należy liczyć na żadne wyznania winy, akty skruchy czy chęć zadośćuczynienia złu. Będzie dokładnie na odwrót. “Ketmana” uznać można za emblematyczną postać III RP. Jak powiedziała Ewa Stankiewicz: w Polsce funkcjonuje kilkadziesiąt tysięcy podobnych postaci. Są one zniewolone, bo zależne od swojej nierozliczonej przeszłości. Uwikłane w nią w wymiarze osobistym, psychicznie, ale także bezpośrednio zależne od tych, którzy mają o nich wiedzę, a więc od dawnych funkcjonariuszy i ich mocodawców. Wielu z tych ludzi pełni ważne funkcje.

Bo należy pamiętać, że rozmawiając o byłych agentach, nie mówimy o ludziach, którzy po upadku komunizmu, pod brzemieniem winy zaszyli się w mysiej dziurze i prowadzą życie prywatne. Mówimy o ludziach, którzy chcą kształtować naszą rzeczywistość, zajmować ważne funkcje publiczne, nauczać.

Charakterystyczny dla strategii obrońców III RP, którzy chcą zneutralizować film, jest artykuł publicysty “Polityki” Adama Szostkiewicza “Witajcie w krainie Judasza”. Z jednej strony zdawkowo chwali on obraz, z drugiej zarzuca mu nadmierne upolitycznienie, a więc chęć dezawuowania III RP. To typowe dla naszej rzeczywistości odwrócenie znaków.

“Trzech kumpli” nie jest filmem politycznym, ale pokazując konkretne doświadczenia, odsłania miałkość rozumowania przeciwników rozliczenia przeszłości. Obcując z fundamentalnymi przeżyciami, zaczynamy rozumieć nieadekwatność relatywizujących argumentów i, co więcej, ich instrumentalny charakter. Skonfrontowany z konkretnym przypadkiem i plączący się w odpowiedziach na najprostsze pytania wytrawny dyskutant, Michnik, odsłania nicość swoich argumentów przeciw lustracji.

Autorki filmu nie zamierzały oddawać obrazu III RP. Nachyliły się nad egzystencjalnymi doświadczeniami kilku osób. Pokazując je konsekwentnie, odsłoniły zakorzenienie naszej teraźniejszości w PRL i namalowały obraz III RP, kraju nierozliczonego zła i zakłamania, które jest tego konsekwencją. Obrońcy III RP wołają, aby z filmu nie wyciągać wniosków, które narzucają się same. Pozostaje pytanie: czy kolejny raz uda się im zagłuszyć wymowę elementarnych doświadczeń?

Reakcję na film Ewy Stankiewicz i Anny Ferens “Trzech kumpli” można porównać do medialnego tornada, które zaskoczyło wszystkich. Nie byłoby to możliwe bez społecznego oczekiwania, które ten obraz spełnił. Wielka zasługa w tym autorek, które stworzyły fascynujące dzieło. Jednak gdyby poruszane problemy nie obchodziły opinii publicznej, tego typu reakcja nie byłaby możliwa. Odzew na “Trzech kumpli” raz jeszcze zadaje kłam powtarzanym w kółko od 19 lat zaklęciom, że Polacy przeszłością są zmęczeni, a zwłaszcza dość mają tematyki lustracyjnej. Okazuje się, że wbrew dominującym ośrodkom opiniotwórczym potrafią oni zrozumieć, iż lustracja to nie “polowanie na agentów”, a rozliczenie przeszłości jest niezbędne dla zbudowania zdrowej przyszłości. Dobrze byłoby więc, aby owa publiczna dyskusja nie została utopiona przez inżynierów świadomości społecznej, którzy zamiast debaty, próbują organizować obronę pamięci Wałęsy przed tworzonymi przez nich samych zagrożeniami.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Nowa Lewica od nowa
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Porawski: Wewnętrzna niespójność KPO
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński dogadał się z Ziobrą. PiS ma kandydata na prezydenta RP