Cenzorzy naszej pamięci wygrali kolejną rundę. Trudno inaczej ocenić wymuszenie odejścia z IPN historyka Sławomira Cenckiewicza, współautora książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Nagonka rozpętana przez „Gazetę Wyborczą” i podchwycona przez inne ośrodki opiniotwórcze przeciw IPN i książce, którą odważył się wydać, była powtórką z podobnych akcji typowych dla lat 90. Jej charakter definiował list protestujący przeciw wydaniu książki jeszcze przed jej publikacją, a podpisany przez „autorytety”, które jej treści nie znały, co nie przeszkadzało im się na nią oburzać.
Nikt nie zakwestionował faktów przytoczonych przez autorów pracy o Wałęsie ani nie zarzucił im metodologicznych błędów. Dwóch historyków, którzy wzięli na siebie rolę oskarżycieli: Andrzej Friszke i Paweł Machcewicz, nie zrobiło tego również. Zarzucali Cenckiewiczowi i Gontarczykowi jednostronność i publicystyczność.
Publicystyczność owa polegała na analizie debaty publicznej, jaka trwała w III RP na temat uwikłania Lecha Wałęsy we współpracę z SB. Odtwarzanie istotnych dyskusji publicznych jest ważnym elementem historii, o czym wiedzą również wymienieni historycy. „Jednostronność” wytykana autorom polegała na dokonanym przez nich wyborze tematu, w sposób oczywisty istotnego, gdyż budzącego wielkie społeczne kontrowersje. Atakowanie ich za to, że nie napisali wyczerpującej biografii Wałęsy, jest zarzutem zdumiewającym. Nie to było ich celem.
Można oczywiście dyskutować nad rozłożeniem akcentów, możliwymi interpretacjami itp., dyskusja ta i krytyka nie może jednak doprowadzić do dezawuowania książki. Tylko, że z książką i jej autorami nie prowadzono dyskusji. Dziesiątki dziennikarzy, którzy nagle odkrywali w sobie kompetencje historyków, odsądzali Cenckiewicza i Gontarczyka od czci i wiary, często zresztą powołując się na Friszkego i Machcewicza i przytaczając ich nieistniejące opinie. Przyznać trzeba, że historycy ci stworzyli jednak aurę, w której można ich było wykorzystywać w nagonce, a do książki mieli negatywny stosunek, zanim się z nią zapoznali.
Atak na autorów książki o uwikłaniach Wałęsy, który polegał głównie na mnożeniu epitetów i pomówień, był próbą rozprawienia się z IPN. Nie chodziło w nim ani o Wałęsę, ani o książkę. Gra toczyła się o IPN i o dostęp do naszej współczesnej historii.