Rząd realistycznych małych kroków

Premier musiał wybrać: albo pryncypialnie dążyć do realizacji swojego programu i nie uzyskać niczego, albo pójść na kompromisy z innymi graczami politycznymi i doprowadzić do ewolucyjnych reform – twierdzi publicysta „Financial Times”.

Publikacja: 22.12.2008 01:00

Partia Donalda Tuska doszła do władzy m.in. pod hasłem przyspieszenia modernizacji kraju. W pierwszych miesiącach była często krytykowana za zbyt wolne wdrażanie reform. Przygotowanie i wdrożenie kompleksowego pakietu ustaw uzdrawiających gospodarkę wymaga jednak czasu. Zwłaszcza jeśli zważymy na złożoność problemów ekonomicznych, z którymi boryka się Polska. A wygląda na to, że czas na zmiany właśnie nadszedł. Październikowa rewolucja legislacyjna miała wepchnąć Polskę na ścieżkę szybszego rozwoju gospodarczego.

Czy tę ofensywę można uznać za sukces? Uwzględniając liczne ograniczenia, przed którymi staje gabinet Tuska, należy docenić, że w tak trudnych warunkach udało się przeprowadzić ewolucyjne zmiany.

[srodtytul]Złoty środek[/srodtytul]

Czy ryzykowanie radykalnych reform w warunkach światowego kryzysu gospodarczego byłoby odpowiedzialne? Przecież najtęższe ekonomiczne głowy nie są w stanie dziś przewidzieć, jak w najbliższym czasie wyglądać będzie sytuacja na świecie ani jak głęboko zapaść finansowa dotknie Polskę. W tej sytuacji ostrożność w działaniach rządu jest cnotą, a ewolucyjne reformy – politycznym złotym środkiem.

Tusk był atakowany za to, że zbyt późno zdał sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest globalny kryzys. Jednak ostrożne działania antykryzysowe rządu – i Narodowego Banku Polskiego – wynikają też z istotnych ograniczeń związanych z planowanym wejściem do euro. Konieczność przygotowania się do wejścia do ERM2 – przedsionka unii walutowej – wiąże decydentom ręce w zakresie rozluźniania polityki pieniężnej i finansowej. Ponadto nad Wisłą nie ma dziś polityka obdarzonego autorytetem, charyzmą i kompetencjami predestynującymi do stania się twarzą polityki antykryzysowej, jak Gordon Brown w Wielkiej Brytanii czy Henry Paulson w USA. To kolejna ważna przeszkoda na drodze do podjęcia zdecydowanych działań na tym polu.

Najistotniejsze jest to, że Tusk zdaje sobie sprawę z największych barier rozwoju polskiej gospodarki. Są to: chory system emerytalny, w tym KRUS, ogromne zadłużenie państwa i nadmiar regulacji. Premier funkcjonuje jednak w rzeczywistości politycznej, która stawia go przed dylematem: albo pryncypialnie dążyć do realizacji swojego programu i w efekcie nie uzyskać niczego, albo pójść na kompromisy z innymi graczami politycznymi i doprowadzić do ewolucyjnych reform.

[srodtytul]Polityczny realizm[/srodtytul]

Koalicja z ludowcami zmusiła go do rezygnacji z reformy KRUS, który pochłania obecnie olbrzymią część pieniędzy polskich podatników. Jednak odpuszczenie tej sprawy umożliwiło sprawne zreformowanie nierolniczej części systemu emerytalnego. Rozdawnictwo wcześniejszych emerytur, prowadzące dotychczas do przejadania środków, które można by przeznaczyć na inwestycje, zostało zasadniczo ograniczone.

Należy docenić także ambitny projekt budżetu. Zakłada on radykalne obniżenie deficytu budżetowego. I choć wskutek kryzysu i związanego z nim spadku dochodów rewizja tych planów może się okazać konieczna, zasadniczy kierunek działania jest słuszny. Tym bardziej że oddłużaniu towarzyszy wyraźna obniżka podatków dochodowych już od przyszłego roku.

Najgorzej wypada rząd na polu walki z przeregulowaniem gospodarki i rozdętą biurokracją, hamującymi rozwój przedsiębiorczości. Miała tu pole do popisu komisja posła Janusza Palikota. W ramach rewolucji październikowej zasypała ona Sejm projektami ustaw, które wprowadziły wiele zmian, ale głównie mających charakter kosmetyczny. Natomiast te istotne, jak przepisy o odralnianiu gruntów, zostały zawetowane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Prezydent jest więc – obok trudnego koalicjanta – istotną przeszkodą we wprowadzaniu reform. Świadczą o tym jego weta wobec bardzo potrzebnych ustaw. Nie tylko ostatnie – wobec ustawy o pomostówkach (które Sejm odrzucił), ale też wcześniejsze (które zostały podtrzymane) – do ustawy reformującej służbę zdrowia i tzw. kominowej. Dlatego nie można rządu Tuska obciążać pełną odpowiedzialnością za wolne wprowadzanie zmian. PO stale musi się liczyć z blokowaniem swoich reformatorskich zapędów przez Kaczyńskiego i zachowawczą część PSL.

W tych warunkach obrana przez premiera metoda małych kroków wydaje się optymalnym sposobem na osiągnięcie w polityce gospodarczej tego, co możliwe, bez lekceważenia tego, co konieczne. Porzucenie rewolucyjnego zapału, wobec braku szans na przekucie go w radykalne i szybkie reformy, świadczy o politycznym realizmie. Lepiej bowiem pójść na kompromis i osiągnąć cokolwiek, niż – będąc nieugiętym – nie zdziałać nic.

[i]Jan Cieński jest warszawskim korespondentem dziennika „Financial Times”[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką