Odprawa posłów polskich

Zmniejszenie liczby posłów i senatorów nie jest pomysłem złym. Ale najpierw trzeba przeprowadzić solidne analizy, które pozwoliłyby na ustalenie liczny optymalnej - pisze konstytucjonalista

Aktualizacja: 04.02.2009 04:43 Publikacja: 03.02.2009 18:07

Prof. Piotr Winczorek

Prof. Piotr Winczorek

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/03/piotr-winczorek-odprawa-poslow-polskich/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link]

Platforma Obywatelska, a następnie Prawo i Sprawiedliwość zaproponowały zmniejszenie liczby posłów: PO do 230, to jest o połowę, a PiS do 360. Platforma chce zniesienia Senatu, PiS zaś zadowoliłoby ograniczenie liczby senatorów do 50. Pomysły obu partii należałoby w istocie rozpatrywać w związku z ich innymi sugestiami ustrojowymi. PO, jak sądzić można, skłania się do poglądu, iż Polska powinna być państwem z silną pozycją rządowego ośrodka władzy na wzór systemu kanclerskiego, PiS natomiast, opowiadając się za systemem parlamentarno-gabinetowym, sugeruje zarazem wydatne rozszerzenie kompetencji prezydenta jako głowy państwa i drugiego członu władzy wykonawczej.

[srodtytul]Spadek po PRL[/srodtytul]

Jednakże realizacja tych daleko sięgających reform konstytucyjnych nie wydaje się w najbliższym czasie prawdopodobna, a to ze względu na znaczną rozbieżność stanowisk w sprawach ustrojowych między największymi partiami politycznymi w naszym Sejmie i Senacie oraz na to, że żadna z nich nie ma wystarczającej siły, by je samodzielnie przeforsować. W granicach politycznych możliwości (po ustaleniu jakiegoś kompromisowego rozwiązania) znajduje się natomiast ograniczenie liczby posłów i senatorów. Liczba deputowanych reprezentujących naród w izbach parlamentarnych jest bardzo różna w różnych czasach i w różnych krajach. Zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej z 1921 r. Sejm liczył 444 posłów, a Senat 111 senatorów. Po wprowadzeniu w życie Konstytucji RP z 1935 r. drastycznie obniżono liczbę posłów, do 208, a liczbę senatorów, których część zresztą nie pochodziła z wyborów powszechnych, do 96. Ograniczenia były elementem większego pomysłu ustrojowego realizowanego przez autorów konstytucji z 1935 r. Polegał on na wprowadzeniu w naszym kraju rozwiązań autorytarnych.

Obecnych 460 posłów jest w pewnym sensie spadkiem po PRL. Do początku lat 60. liczba ta ustalana była na podstawie tzw. kwoty przedstawicielstwa. Jeden poseł miał przypadać na 60 tys. obywateli. Ponieważ w tamtym czasie zaludnienie kraju szybko wzrastało, powiększać by się musiała też liczba posłów. Sala sejmowa nie byłaby w stanie ich pomieścić, gdyby w pewnym momencie nie położono temu procesowi kresu. Ustalono więc, że liczba posłów powinna zostać ustabilizowana na poziomie 460.

Liczba senatorów (100) została ustalona, jak wiadomo, przy Okrągłym Stole i była pochodną ilości ówczesnych województw (49). I tak pozostało do dziś mimo zmian w podziale administracyjnym kraju. Liczby te nie mają uzasadnień w tradycji konstytucyjnej naszego kraju czy też w obiektywnych wymogach ustrojowych.

Gdy spojrzymy na liczebność parlamentów innych państw, trudno znaleźć jakąś stałą wspólną dla nich prawidłowość. Liczą się przede wszystkim, jak można sądzić, względy, historyczne i odrębne dla każdego tradycje ustrojowe. Jedynie z największym tylko przybliżeniem można powiedzieć, że liczba deputowanych jest odzwierciedleniem stanu zaludnienia danego kraju.

Liczba członków Izby Reprezentantów w Stanach Zjednoczonych początkowo rosła wraz ze wzrostem populacji. W 1790 r., gdy USA liczyły ok. 3,6 mln mieszkańców, w Izbie zasiadało 105 deputowanych, w 1890 r. było ich już 356, a USA liczyły 62 mln obywateli. Lecz w 1900 r. liczbę deputowanych ustabilizowano na poziomie 435, choć kraj ma obecnie już 305 mln mieszkańców.

We Francji mającej około 60 mln obywateli Zgromadzenie Narodowe liczy 577 członków, Senat 321. W brytyjskiej Izbie Gmin, w państwie o zbliżonej do Francji liczbie mieszkańców, zasiada 646 posłów, w Izbie Lordów (niepochodzącej z wyboru) 732 parów. Gdy idzie o naszych najbliższych sąsiadów: litewski Sejmas liczy 141 członków (Litwa ma 3,5 mln obywateli), Czeska Izba Poselska – 200 posłów, Senat zaś 81 senatorów (Czechy zamieszkuje ok. 10 mln osób).

[srodtytul]Sejm reprezentatywny[/srodtytul]

Jaka powinna być więc optymalna liczba posłów i senatorów? Udzielając odpowiedzi na to pytanie, należałoby się kierować trzema przynajmniej przesłankami. Po pierwsze, liczba ta musi zapewniać reprezentatywność parlamentu. Sejm i Senat są organami, w których powinny znaleźć miejsce wszystkie liczące się siły polityczne kraju i środowiska społeczne. Im więcej posłów i senatorów, tym spełnienie tego warunku jest łatwiejsze. Mała liczba deputowanych może być przyczyną trudności w pokonaniu wymagań stawianych przez ordynację wyborczą przede wszystkim przez partie drugiego i trzeciego politycznego rzutu. Liczyć się będą tu przede wszystkim najwięksi. Nic dziwnego, że propozycje ograniczenia liczby posłów i senatorów wysuwają dwa stronnictwa, które dziś opanowały niemal cały Senat i zdecydowaną większość miejsc w Sejmie. Im parlamentarna marginalizacja raczej nie grozi.

Po drugie, parlament musi liczyć tylu członków, aby zapewnić jego sprawne funkcjonowanie. Sejm i Senat nadmiernie tłumne do wykonania nałożonych na nie zadań za bardzo się nie nadają. Gdy izby są zbyt skromne liczebnie, również mogą nie dać sobie rady. Zakładam przy tym, że kompetencje parlamentu nie zostaną uszczuplone, jak miało to miejsce w konstytucji z 1935 r.

[srodtytul]Analiza, nie wyobrażenia[/srodtytul]

Po trzecie, chodzi o koszty funkcjonowania państwa. Utrzymanie Sejmu i Senatu obciąża kieszeń obywateli setkami milionów złotych. Są to koszty, których znaczną część pochłaniają uposażenia poselskie i senatorskie, a także wydatki przeznaczone na wynajem, urządzenie i funkcjonowanie biur parlamentarzystów, ich podróże itp. Jednakże dużą część kosztów stanowią wydatki na działanie Kancelarii Sejmu i Senatu oraz związanych z nimi ważnych instytucji publicznych, takich jak ośrodki ekspertyz i analiz, Biblioteka Sejmowa, Wydawnictwo Sejmowe. Są to niekiedy (np. Biblioteka Sejmowa) placówki bardzo zasłużone, o tradycjach sięgających II Rzeczypospolitej. Na nich nie można oszczędzać.

Zmniejszenie liczby posłów i senatorów pozwoliłoby z pewnością obciąć budżet obu izb o znaczne kwoty. Ale nie aż takie, jakich można by się przy uproszczonym myśleniu spodziewać. Na pewno nie będzie to redukcja o połowę, nawet gdyby liczba posłów została zmniejszona do 230, a senatorów do 50. Redukcja liczby parlamentarzystów nie jest pomysłem ze swej istoty złym. Jej dokonanie musiałoby jednak zostać poprzedzone solidnymi analizami – politologiczną, prawną, prakseologiczną i finansową, które pozwoliłyby na ustalenie liczby optymalnej, a nie wynikającej z dowolnych wyobrażeń tych czy innych polityków.

W szczególności nie można dopuścić, by redukcja taka podyktowana była względami wizerunkowymi czy też podporządkowana oczekiwaniom populistycznie nastawionej części naszych obywateli. Z pewnością też nie można jej dokonać w czasie kadencji izb. Po odpowiedniej zmianie konstytucji można byłoby ją przeprowadzić dopiero od nowej kadencji Sejmu i Senatu.

[i]Autor jest konstytucjonalistą, profesorem UW, współpracownikiem "Rz"[/i]

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/03/piotr-winczorek-odprawa-poslow-polskich/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link]

Platforma Obywatelska, a następnie Prawo i Sprawiedliwość zaproponowały zmniejszenie liczby posłów: PO do 230, to jest o połowę, a PiS do 360. Platforma chce zniesienia Senatu, PiS zaś zadowoliłoby ograniczenie liczby senatorów do 50. Pomysły obu partii należałoby w istocie rozpatrywać w związku z ich innymi sugestiami ustrojowymi. PO, jak sądzić można, skłania się do poglądu, iż Polska powinna być państwem z silną pozycją rządowego ośrodka władzy na wzór systemu kanclerskiego, PiS natomiast, opowiadając się za systemem parlamentarno-gabinetowym, sugeruje zarazem wydatne rozszerzenie kompetencji prezydenta jako głowy państwa i drugiego członu władzy wykonawczej.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?