Ryszard Bugaj, nowy doradca ekonomiczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zaprezentował na łamach „Rzeczpospolitej” swoje poglądy na temat przyjęcia w Polsce wspólnotowej waluty ([link=http://www.rp.pl/artykul/261122.html]„Euro – na pewno nie teraz”, 10 lutego 2009[/link]). Warto odnieść się do tego tekstu, by wyjaśnić czytelnikom pewne mity, którymi posługują się orędownicy opóźnienia naszego przystąpienia do strefy.
[wyimek]Przystąpienie Polski do strefy euro jest przesądzone. Konsekwencją przesunięcia tego procesu w bliżej nieokreśloną przyszłość będą zwiększone koszty finansowania gospodarki i ryzyko ciągłej spekulacji na naszej walucie[/wyimek]
[srodtytul]Nazwa nie ma znaczenia[/srodtytul]
Pierwszym argumentem przywoływanym przez autora jest utrata przez kraj suwerenności wynikająca z utraty krajowego pieniądza. Ryszard Bugaj nie tłumaczy, na czym ta utrata miałaby polegać, ale należy się domyślać, że chodzi autorowi o prawo do swobodnej emisji pieniądza w zależności od panującej sytuacji gospodarczej. Rzeczywiście, przyjmując euro, administracja krajowa traci tę możliwość i musi się podporządkować polityce Europejskiego Banku Centralnego. Czyli traci możliwość produkcji pieniędzy.
Ryszard Bugaj uznaje ten fakt za istotną utratę atrybutów państwa. Autor zakłada więc, że produkując pieniądze, można sobie zapewnić ekonomiczną pomyślność. Nic bardziej mylnego. Pieniądz, bez względu na jego nazwę – złoty, korona, dolar czy euro – jest tylko miernikiem podstawowych wartości ekonomicznych i środkiem wymiany. Jego nazwa nie ma znaczenia dla gospodarczego rozwoju.