[b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/05/13/nowe-mocarstwo-eurosja/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Okładka przyciąga wzrok jaskrawymi kolorami. Jest podzielona pionowo na dwie połowy: czerwoną i niebieską. Pośrodku stojący na dwóch łapach niedźwiedź, otoczony obwarzankiem jakże znajomych, złotych gwiazdek. Pod nim tytuł: "Eurussia. Il nostro futuro?" (Eurosja. Czy to nasza przyszłość?).
Włoski "Limes" to poważna publikacja, jeden z ważniejszych europejskich periodyków traktujących o sprawach międzynarodowych. W ostatnim numerze poświęconym przyszłości stosunków między Unią Europejską a Rosją roi się od nazwisk szacownych autorów i rozmówców: jest tutaj i Alexandr Rahr, niemiecki "guru" od spraw rosyjskich, i jego rodak Michael Stürmer, znany historyk i były doradca kanclerza Kohla, a także Fiodor Łukianow, redaktor naczelny pisma "Rossija w Globalnoj Politikie", Aleksander Miedwiediew, wiceszef Gazpromu, czy wreszcie brytyjski konserwatywny filozof i publicysta John Laughland.
Główna teza w pigułce: Rosja ma wiele wad, zmienia się wolno, cechuje ją nieprzewidywalność, ale Europa jest na nią skazana zarówno z powodu uzależnienia energetycznego, jak i wspólnych interesów geopolitycznych. Unia musi otworzyć się na Rosję, by odetchnąć pełną piersią, wyleczyć się z choroby samouwielbienia i zejść z drogi prowadzącej ku nieuchronnej zapaści.
Ponadto bez Rosji Europa nigdy nie stanie się równorzędnym rywalem dla Ameryki i Chin. Tylko z Rosją Europa będzie w stanie zdetronizować dotychczasowego hegemona – USA – i tylko z Rosją zdoła stawić czoła Państwu Środka. Unia może nawet jako pierwsza wysłać człowieka na Marsa – jak wieszczy autor jednego z esejów – jeśli tylko połączy swoje siły z Kremlem. Ten polityczno-naukowy wyczyn miałby ostatecznie dowieść potęgi i technologicznego zaawansowania nowego światowego mocarstwa: Eurosji.