Rację mieli realiści

Warto dalej podążać drogą ambitnego eurorealizmu. Mówi on Unii „tak”, choć wiąże z tym jasne wymagania. Zakłada solidarność w sprawach, w których warto działać wspólnie, ale nie redukuje roli suwerennych państw narodowych – pisze szef PiS

Publikacja: 05.06.2009 03:28

Rację mieli realiści

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

[wyimek][b]Tuż przed wyborami do europarlamentu publikujemy opinie na temat szans i celów Polski w Unii Europejskiej. Nasze łamy udostępniliśmy politykom mającym do tej kwestii odmienne podejście: [link=http://www.rp.pl/artykul/9133,315644_Unia_potrzebna_Polsce.html" "target=_blank]byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu[/link] i byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.[/b][/wyimek]

Pięciolecie polskiej obecności w Unii Europejskiej, które zbiega się z okrągłą rocznicą końca komunistycznego ustroju w naszym kraju, to dobra okazja do podsumowań i poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co dalej? Nie ma polskiego polityka lub eksperta, który mógłby, nie narażając swojej powagi i wiarygodności, stanąć dzisiaj przed opinią publiczną i powiedzieć, że przystąpienie Polski do Unii było błędem. Albo argumentować tak: skoro nie udało się wynegocjować lepszych warunków naszej akcesji, to nie należało przystępować do Unii.

Czy można sobie wyobrazić dzisiejszą Polskę jako nieuczestniczący w strukturach europejskich kraj tranzytowy między Niemcami a republikami bałtyckimi, dla których członkostwo w Unii jest wręcz potwierdzeniem ich niepodległości? Kraj, którego towary nie mogą być swobodnie sprzedawane na rynkach zachodniej Europy, a jego obywatele nie mogą legalnie pracować w coraz większej liczbie państw? Który nie korzysta z unijnego wsparcia inwestycyjnego i subwencji rolnych, nie ma żadnego wpływu na kształt unijnego prawodawstwa, ale w dużym stopniu musi się do niego dostosować, jeśli chce być w miarę „kompatybilnym” partnerem gospodarczym swoich sąsiadów?

Owszem, można sobie taką Polskę wyobrazić, ale nie jest to obraz zachęcający. Chyba że ktoś wyobraża sobie nasz kraj, między Rosją a Niemcami, w roli „drugiej Szwajcarii”, ale do tego trzeba nader bujnej wyobraźni, obejmującej także nowe ukształtowanie terenu i połączeń transportowych, prawie trzykrotnie wyższy poziom PKB na obywatela oraz spełnienie paru innych marzeń.

Udział Polski w europejskiej integracji należy traktować jako wyraz dziejowej sprawiedliwości, a zarazem wielką i realną szansę dla naszego kraju.

[srodtytul]Za żelazną kurtyną[/srodtytul]

Europę dzieli 76 lat od złowieszczego momentu, w którym do władzy w Niemczech dopuszczono partię narodowosocjalistyczną. Jej zbrodnicza polityka szybko znalazła poparcie w szerokich kręgach niemieckiego społeczeństwa i tamtejszej gospodarki. Niemiecka Rzesza, początkowo współpracując ze Związkiem Sowieckim, rozpętała wyniszczającą wojnę przeciwko innym narodom.

Polska, która miała do wyboru także inne opcje, zdecydowała się bronić wartości zachodniej cywilizacji, przez co stała się pierwszą ofiarą agresji, okrutnie doświadczoną przez działania wojenne i okupacyjny terror. Historyczną konsekwencją rozpętanej przez Niemcy wojny było awansowanie Związku Sowieckiego i zawładnięcie przezeń znaczną częścią Europy.

Długie panowanie komunistyczne w tej części kontynentu miało wymiar nie tylko geopolityczno-militarny, lecz także ideologiczny, ustrojowy, społeczny i ekonomiczny. Niosło nowe zbrodnie, krępowanie ludzkiej wolności i inicjatywy, demoralizację, marnotrawstwo i inne kosztowne absurdy. Stan ten trwał przez blisko pół wieku. Zachód nie potrafił, a poniekąd nawet nie chciał, skutecznie mu się przeciwstawić („syndrom Jałty”).

[wyimek]Europejski legislator, urzędnik czy sędzia nie powinien decydować o tym, co obywatele europejskich państw mają myśleć i w czym gustować[/wyimek]

Polska nie mogła więc korzystać z owoców wielkiej prosperity, jaka w drugiej połowie minionego stulecia była udziałem wolnego świata. O dobrodziejstwach planu Marshalla, społecznej gospodarki rynkowej i wspólnego europejskiego rynku, nie wspominając już o demokracji i przestrzeganiu praw człowieka, nasz naród mógł wówczas tylko marzyć. Dla Polaków, podobnie jak dla naszych sąsiadów na wschodzie i południu, los okazał się o wiele mniej łaskawy niż dla większości Niemców, którym zaraz po wojnie, podobnie jak Austriakom niewiele później, dane było znaleźć się w wolnym świecie i maksymalnie wykorzystać wszystkie związane z tym szanse i korzyści.

[srodtytul]Prawo do oczekiwań[/srodtytul]

Przezwyciężenie podziału naszego kontynentu na demokratyczny, wolnorynkowy Zachód i totalitarny, po zęby uzbrojony, ale gospodarczo niewydolny Wschód nie było dziełem zachodnioeuropejskich polityków i dyplomatów. Dokonały tego narody ujarzmione przez komunizm. Wyjątkowy jest w tym dziele udział narodu polskiego.

Bezprecedensową formą mobilizacji 10 milionów obywateli przeciwko komunistycznej opresji był ruch „Solidarności” inspirowany nauczaniem naszego rodaka Jana Pawła II i głęboko zakorzeniony w naszej chrześcijańskiej i niepodległościowej tradycji. Ruch ten rzucił wyzwanie światowemu systemowi komunistycznemu i pozbawił jego ideologię i struktury, oparte na przemocy i kłamstwie, ostatnich pozorów społecznej legitymacji.

Dołączywszy – z dużym, ale niezawinionym przez siebie opóźnieniem – do „wspólnego europejskiego domu”, mamy prawo oczekiwać europejskiej solidarności w praktyce. Mamy więc prawo oczekiwać, że będziemy nadal otrzymywać wsparcie swojej pracy na rzecz wyrównania dystansu dzielącego nasz kraj od europejskiej czołówki. To wymaga kontynuowania wspólnotowej polityki spójności przy odpowiednim zaangażowaniu unijnych funduszy.

Mamy także prawo oczekiwać, że nasz prorozwojowy wysiłek nie będzie krępowany coraz bardziej rygorystycznymi przepisami unijnymi (np. ekologicznymi), dostosowanymi do możliwości najlepiej rozwiniętych krajów Europy – takimi, które nie obowiązywały, gdy kraje te, reprezentując poziom gospodarczy zbliżony do naszego dzisiejszego, rozwijały się w szybkim tempie.

Mamy wreszcie prawo oczekiwać traktowania nowych państw członkowskich na równi z krajami starej Unii. Gdy mowa o równości traktowania, mam na myśli choćby wysokość płatności dla rolników, dopuszczalność narodowej pomocy zagrożonym gałęziom gospodarki (zachodnie banki i przemysł motoryzacyjny z jednej strony, polskie stocznie – z drugiej), warunki działania polskich usługodawców na całym obszarze Unii, prawa polskich emigrantów zarobkowych i ich rodzin, warunki zatrudnienia Polaków w działających u nas firmach z innych krajów Unii czy sposób reagowania unijnych instytucji na przypadki dyskryminowania Polski w stosunkach gospodarczych z państwami trzecimi.

[srodtytul]Unifikacyjna mania[/srodtytul]

Europejska jedność powinna polegać na solidarności i wspólnocie działania wobec rzeczywistych wyzwań i zagrożeń. Unia nie powinna być natomiast strukturą służącą do forsowania utopijnych projektów ideologicznych i „cudownych” pomysłów w dziedzinie inżynierii społecznej. Nie potrzeba unifikacji ani „harmonizacji” w dziedzinach, w których korzystna jest konkurencja różnych sposobów życia i aktywności.

Bogactwem naszego kontynentu jest nie uniformizm, lecz różnorodność. Musi ona istnieć nie tylko wewnątrz państw członkowskich, lecz także pomiędzy nimi, w wymiarze europejskim. Systemów prawnych, obyczajów i kultury nie należy sprowadzać do „jedynie słusznego” europejskiego szablonu.

Europejski legislator, urzędnik czy sędzia nie powinien decydować o tym, co obywatele europejskich państw mają myśleć i w czym gustować, jak mają pracować, odżywiać się i świętować, jakim związkom między ludźmi należy w państwach członkowskich nadawać rangę prawną, a jakie pozostawić poza zasięgiem zainteresowania władz publicznych. Unifikacyjna mania, widoczna w niektórych unijnych dyrektywach i interpretacjach dotyczących delikatnych spraw gospodarczych i społecznych, w których należałoby zaufać mądrości poszczególnych narodów i krajowych prawodawców, powinna ustąpić miejsca rzeczywistej europejskiej solidarności wobec wspólnych strategicznych wyzwań. Do tych należy niewątpliwie bezpieczeństwo militarne i energetyczne.

Nie jest przypadkiem, że dwaj najwięksi europejscy „gracze”, chętnie uchodzący za liderów europejskiej integracji, są w praktyce nastawieni dość sceptycznie do idei rzeczywistego „uwspólnotowienia” polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz spraw obronności. Postęp integracji w tej sferze pozbawiałby te państwa możliwości prowadzenia samodzielnej gry w polityce światowej, zwłaszcza wobec Rosji, i czyniłby niemożliwymi takie działania podejmowane na własną rękę przez poszczególne państwa członkowskie Unii, jak choćby budowa gazociągu północnego.

[srodtytul]Pole gry[/srodtytul]

Dodatni bilans pięciolecia polskiego członkostwa w Unii Europejskiej wyraża się nie tylko w statystykach. Także w aspekcie jakościowym możemy mówić o sukcesie naszego udziału w europejskiej wspólnocie.

Pokazaliśmy, że Polacy to społeczeństwo nowoczesne i otwarte, zdolne do korzystania z szans związanych z otwarciem granic dla przepływu ludzi, towarów, usług i kapitału oraz z dostępem do funduszy europejskich, społeczeństwo mobilne i przedsiębiorcze, głęboko europejskie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Polacy wykazują też o wiele większe zrozumienie dla narodów aspirujących do pełnoprawnego udziału w europejskiej wspólnocie niż niektóre rządy i społeczeństwa starej Unii. Można u nich dostrzec lęk przed zmianami i chęć obrony swoich starych przywilejów w nowej rzeczywistości. Postawy te bywają w paradoksalny sposób „kompensowane” nieodpowiedzialnymi próbami podważania chrześcijańskich fundamentów wolnego świata.

Otwartość, solidarność, poszanowanie równości suwerennych państw, odrzucenie jednolitego wzorca społecznej modernizacji mogą i powinny się stać znakiem rozpoznawczym polskiej obecności w Unii i przykładem dla innych.

W mijającym pięcioleciu mogliśmy spierać się o kształt reformy instytucjonalnej Unii, o przyszłość europejskiej polityki spójności i wspólnej polityki rolnej, o wybór najlepszego dla Polski momentu wprowadzenia w naszym kraju waluty euro, o tempo i zasady rozszerzania Unii na wschód i o wiele innych spraw. Możemy uczestniczyć w rozwiązywaniu tych i innych problemów, ponieważ jesteśmy formalnie pełnoprawnym członkiem Unii, z jej wszystkimi zaletami i wadami.

Nie jest to klub dobroczynności państw starej Unii wobec nowych krajów członkowskich ani miejsce budowy europejskiego raju bez barier, „poza którym nie ma zbawienia”, jak chcą nasi euroentuzjaści. Ale oceny znaczenia Unii nie można też ograniczać, jak czynią radykalni eurosceptycy, do piętnowania przypadków nierównego traktowania państw członkowskich, biurokratycznych przerostów i utopijnych zapędów. Nie sposób ignorować istnienia takich zjawisk i lekceważyć ich szkodliwości. Można się im jednak przeciwstawiać, jeśli jest się wewnątrz europejskiej wspólnoty, a nie poza nią.

Unia jest przede wszystkim polem skomplikowanej gry narodowych interesów. Trzeba się nauczyć jej reguł i uczestniczyć w niej bez kompleksów wobec starszych stażem członkowskim i bogatszych od nas państw. Dobrze pojęta europejska solidarność, która jest i pozostaje „wartością dodaną” integracji, per saldo opłaci się wszystkim.

[srodtytul]Tak dla Unii[/srodtytul]

Warto więc dalej podążać drogą ambitnego eurorealizmu. Mówi on Unii „tak”, ale wiąże z tym jasne wymagania aksjologiczne i pragmatyczne. Zakłada solidarność w sprawach, w których warto działać wspólnie, ale nie redukuje roli suwerennych państw narodowych.

Odrzuca – jednakowo niebezpieczne dla trwałej wspólnoty europejskich narodów – antyunijne fobie i „hiperunijne”, federalistyczne utopie. Dla zwolenników ambitnego eurorealizmu (wierzę, że można ich spotkać w różnych partiach) trafne i aktualne są słowa Jana Pawła II. Sześć lat temu, w pamiętnym przemówieniu do Polaków na placu Świętego Piotra, nasz rodak mówił:

„Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił, w którym Polska – po latach rabunkowej gospodarki minionego systemu – jawi się jako kraj o dużych możliwościach, ale też o niewielkich środkach. Muszę jednak podkreślić, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego narodu i bratnich narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy”.

[i]Autor jest prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Z wykształcenia prawnik, w PRL działał w opozycji, w 1976 r. rozpoczął współpracę z KOR. Od 1979 r. należał do redakcji kierowanego przez Antoniego Macierewicza podziemnego miesięcznika „Głos”. W 1980 r. został członkiem „Solidarności”. Po 1989 r. był senatorem oraz posłem na Sejm. Od lipca 2006 r. do listopada 2007 r. – premierem Polski[/i]

[wyimek][b]Tuż przed wyborami do europarlamentu publikujemy opinie na temat szans i celów Polski w Unii Europejskiej. Nasze łamy udostępniliśmy politykom mającym do tej kwestii odmienne podejście: [link=http://www.rp.pl/artykul/9133,315644_Unia_potrzebna_Polsce.html" "target=_blank]byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu[/link] i byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.[/b][/wyimek]

Pięciolecie polskiej obecności w Unii Europejskiej, które zbiega się z okrągłą rocznicą końca komunistycznego ustroju w naszym kraju, to dobra okazja do podsumowań i poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co dalej? Nie ma polskiego polityka lub eksperta, który mógłby, nie narażając swojej powagi i wiarygodności, stanąć dzisiaj przed opinią publiczną i powiedzieć, że przystąpienie Polski do Unii było błędem. Albo argumentować tak: skoro nie udało się wynegocjować lepszych warunków naszej akcesji, to nie należało przystępować do Unii.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?